Rozdział 45

2.4K 193 37
                                    

-Gadaj!- krzyknął jeden z mężczyzn. Znowu mnie kopnął. Lepiej nie mówić gdzie, ale chyba łatwo można się tego domyśleć. Skrzywiłem się. Podparłem się ręką i próbowałem wstać, ale jakiś gliniarz nadepnął mi na dłoń, a inny przycisnął moją głowę do metalowej podłogi.
-Jeszcze raz zapytam. Gdzie jest Peter?!- krzyknął mi do ucha. Przymknąłem oczy.
-Który? Podaj mi chociaż nazwisko.- powiedziałem. Wstał i kopnął mnie w szczękę.
-Cwaniak jebany się znalazł. Nikt od nas nie zna jego nazwiska, a ty to wiesz. A John? Niedźwiedź?- spytał, tym razem zmieniając temat. Wzruszyłem ramionami.
-A co ja jestem, jego matka? Nie pilnuję go.- odparłem. Chyba już im dosyć konkretnie podpadłem. Od trzech dni przesłuchują mnie w taki sposób, przynosząc mi tylko kromkę chleba dziennie i trochę wody. I tak szaleją, naprawdę.
-Ale Chris'a Bite'a nie opuszczasz na krok.- powiedział, a ja zamarłem. Co oni chcę od Małego?
-O, czuły punkt? To porozmawiajmy o tym. Najpierw wykupiłeś go na aukcji u Niedźwiedzia za sporą sumę. Potem zmuszałeś do stosunku, co już podchodzi pod znęcanie się i pedofilię...- mówił dalej mężczyzna.
-Nie wiem, o czym mówisz. On tam tylko sprzątał...- mruknąłem, niby obojętnie.
-Och, on już się przyznał.- odparł z uśmiechem. Przewróciłem oczami.
-To nie serial kryminalny, dupku. Słaba ściema.- odparłem. Chyba się trochę zmieszał. Westchnął i wraz ze swoimi kolegami wyszedł z pomieszczenia. Przekręciłem się na plecy i zgarnąłem dłonią włosy, opadające mi na czoło. Odrobiną żelu bym nie pogardził, strasznie mi przeszkadzają... Chyba jestem optymistą, myśląc o włosach w takiej sytuacji.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-A ciebie, młody, co tu przywiało?!- zdziwił się ojciec, gdy otworzył mi drzwi. Uśmiechnąłem się blado.
-Też się cieszę, że cię widzę.- powiedziałem. Westchnął.
-Po prostu jestem zaskoczony. Co jest?- odparł, wchodząc w głąb mieszkania. Poszedłem za nim. Usiedliśmy w takim małym salonie. Podał mi puszkę piwa, którego chętnie się napiłem.
-Coś mnie dręczy.- mruknałem. Tata uniósł brew.
-Czyli co?- spytał. Wzruszyłem ramionami.
-No nie wiem. Czymś się stresuję i mam złe przeczucia. I boję się, że nie wiem o czymś w chuj ważnym.- dodałem. Tata zastanowił się chwilę. No, panie Bite, udziel mi ojcowskiej rady.
-Nie wiem. A z czym to może być związane? Z Raifuru? Z tą suką, którą ostatnio zaliczyłeś? Sprawdziłeś jej papiery?- wypytywał. Pstryknąłem palcami.
-Kurna, nie zrobiłem tego. Ale raczej była czysta, czuję się normalnie.- odparłem. Tak, chodzi o chorby. Zdrowie najważniejsze! Westchnęłam po chwili.
-To jednak nie to...- jęknąłem. Ojciec uśmiechnął się.
-Ty musisz być tak kurewsko podobny do matki? Cud, że nie jesteś dziewczyną. Ominę już to, że i tak wolisz penisy.- dodał. Zmrużyłem oczy.
-Nie musisz tego tak wygłaszać, sam jeszcze nie przyzwyczaiłem się.- mruknąłem niezadowolony. Co w tym złego? Moja dupa, będę ją dawał komu chcę, a innym nic do tego. A jeszcze jestem grzeczny i jedyny facet, jakiego kocham, jest Raifuru. Kurna, to o niego się stresuję, jestem pewny! Tylko czemu? Siedzi sobie z jakimś spoko więzieniu i ma wypas. Chyba. Gdy ja wyłączyłem się ze świata i rozmyślałem nad tym, tata wstał. Podszedł do mnie i przytulił mnie.
-A ty co? Na sentymenty ci się zebrało, dziadku?- spytałem ze śmiechem.
-Zamknij się, gówniarzu. Ciesz się, że w ogóle się do ciebie przyznaję.- odparł, dając mi klapsa. Pokręciłem tyłkiem.
-Mrau, to lubię.- powiedziałem. Popatrzyliśmy na siebie z ojcem i wybuchneliśmy śmiechem. Trochę za tym tęskniłem. Kiedyś często odwalałem z tatą jakieś głupoty. No ale nie można wiecznie być dzieciaczkiem, nawet, gdyby się bardzo chciało.
-Chcesz czekolady?- spytał tata, idąc do kuchni.
-Ale z bitą śmietaną?- odparłem, z nadzieją w oczach. Kiwnął głową.
-To chcę!- dodałem. Lepsze to, niż piwo. Usiadłem sobie na blacie i przyglądałem się, jak tata gotuje mleko, zalewa czekoladę i w ogóle. W sumie, też powinienem nauczyć się chociaż gotować wodę na herbatę. Albo nie. To mi się nie przyda, nie piję tego. Fuj. Podał mi kubek w nagą laską z trójwymiarowymi cyckami. Muszę sobie kupić nowy. Najlepiej z chłopczykiem, którego penis będzie uchwytem. Ale ja śmieszny jestem. Nie no, to obrzydliwe, omińmy temat.
-Posprzątałem trochę nasze pierdoły.- powiedział ojciec. Wytrzeszczyłem na niego oczy.
-Wszystkie?- spytałem. Wzruszył ramionami.
-Nudziło mi się.- odparł. Tak szybko wytłumaczę. Mówiłem, że tata mieszka na starym blokowisku. W większości używamy ich na coś w rodzaju magazynów. W jednym mieszkaniu mamy bronie, w drugim jakieś obrazy. No i tego, nie chwaląc się, jest zajebiście dużo. Więc sprzątanie jest czymś... okropnym. Stąd moje zaskoczenie.
-Szał... chyba masz kryzys wieku średniego.- powiedziałem ze śmiechem. Pacnął mnie w głowę.
-A ty kutasa w dupie! Chciałem ci oddać jeden samochód, ale skoro tak...- zaczął, a ja od razu zakryłem mu usta.
-Ja chętnie wezmę! Tylko musisz mi go do domu podrzucić, bo sam pożyczyłem auto, żeby do ciebie przyjechać.- powiedziałem z uroczym uśmiechem, który zazwyczaj działa na... każdego.
-No, tego się spodziewa...- zaczął, ale zadzwonił mój telefon.
-Dasz minutkę?- spytałem. Normalnie bym odrzucił, ale dzownił Antonio. Ojciec kiwnął głową. Odebrałem.
-Co jest, krówko?- spytałem. Jakoś mi się przyjęło to przezwisko.
-Gdzie ty, kurwa, jesteś, szczeniaku?! Wracaj mi tu w tej chwili!- krzyknął. Odsunąłem trochę telefon od ucha, żeby sobie bębenka nie rozjebać.
-Przecież mówiłem, że będę wieczo...- zacząłem.
-Kurwa, zainteresuj się Raifuru!- warknął. No i wtedy zapaliła mi się czerwona lampka w główce.
-Ale co jest?! Przechodź do sedna!- krzyknąłem. Tata zabrał mi telefon.
-Nie drzyj się, jak głupi. O co chodzi?- spytał spokojnie. Przysiadłem sobie i czekałem, aż skończy rozmowę. Na szczęście wyszedł do innego pokoju. Wolałem nic nie słuchać. Po dosyć długim czasie tata przyszedł i oddał mi telefon.
-Zbieraj dupę, idziemy.- powiedział i wyszedł z domu. Pobiegłem za nim.
-Ale co się dzieje?!- spytałem wystraszony.
-Jest jakiś raport w sprawie Raifuru...- zaczął.
-No i? Co jeszcze?!- krzyknąłem.
-I módl się, żeby to było kłamstwo, albo szykuj pogrzeb. Został postrzelony w płuco.- odparł tata. Pojechaliśmy do mojego domu, a ja cały czas próbowałem przetrawić tę sytuację. Postrzelony? Kto normalny strzela w więzieniu? Przecież to chore i nieodpowiedzialne...
-Wszystko dobrze?- spytał ojciec.
-A co?- mruknąłem zamyślony.
-Jesteś zbyt spokojny...- odparł. Możliwe.
-A co mam się denerwować? Jak ktoś mu coś zrobił, to skopię mu dupsko.- odparłem, wygrzebując z kieszeni pistolet. Otworzyłem okno i spojrzałem na znak drogowy. Wskazywał dziesięć kilometrów do jakiegoś tam miasta. Bez zastanowienia strzeliłem. Trafiłem idealnie w zero w dziesiątce. Ale szpan, nie? Niezależnie, kto dotknął mojego Pana, dostanie za swoje.





















Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz