Rozdział 52

2.3K 189 10
                                    

Ogromniasty prywatny samolot, to coś, co Chris lubi najbardziej! No, może niekoniecznie, ale i tak jest to zajebiste! Cały długi lot piłem piwko i relaksowałem się na fotelu. A potem wysiadłem na jednej z kilku prywatnych wysp Raifuru. Ja to jednak mam dobrze w życiu. Złapałem torbę z moim rzeczami i poszedłem uliczką do sporego budynku. Szkoda mi, że musiałem zostawić Bite pod opieką Nick'a. Muszę znaleźć odpowiedniej wielkości trumnę dla mojego kotka. Taki żarcik. Mam nadzieję, że ten facet nie zrobi nic głupiego. Otworzyłem sobie drzwi i rozejrzałem się. Pusto.
-Halo! Ktoś żywy tu jeszcze jest?!- krzyknąłem. Nic. Brak odpowiedzi. No niech mi nikt nie mówi, że będę musiał żyć sam przez te kilka miesięcy!
-Dzień dobry!- krzyknął ktoś, a ja podskoczyłem zaskoczony. Odwróciłem się. W drzwiach stała młoda urocza brunetka o zielonych oczach. Miała dosyć opaloną skórę. W sumie się nie dziwię, strasznie tu ciepło. Pojechałem w dresach, musiałem się przebrać w krótkie portki. Dobrze, że nogi ogoliłem. Kurna! Wracając do panienki, ubrana była w same majtki i podartą bluzkę, pod którą bez problemu dostrzegłem wielkie cycki. Urocza.
-Hej... Już się bałem, że będę tu sam.- powiedziałem z delikatnym uśmiechem.
-Czyli to ty jesteś Chris? Reszta pewnie jeszcze nie wstała. Przepraszam za mój wygląd, ale musiałam zająć się kilkoma rzeczami...- powiedziała. Machnąłem ręką.
-No co ty, świetnie wyglądasz! Ile bierzesz za godzinę?- spytałem, robiąc biodrami ruchy, jakbym kogoś posuwał. Prychnęła śmiechem.
-Nie jestem taka jak ty. Jestem Max.- przedstawiła się. Kurna, ale ja chamski jestem.
-Aha, a ja jestem cwelem, który nawet nie pyta innych o imię. Miło poznać.- uśmiechnąłem się.
-Nie szkodzi, zdarza się. Zazwyczaj mi. Chodź, zaprowadzę cię do pokoju.- powiedziała i poszła korytarzem, zabierając przy okazji moją torbę. Pobiegłem za nią.
-Nie musisz tego nieść, sam dam radę.- mruknąłem speszony.
-Ale taki dostałam rozkaz, więc sorry. To twój pokój. Mój jest ten tam dalej. Jakbyś czegoś potrzebował, to śmiało wchodź. Rozpakuj się, a ja obudzę kocharza i innych.- powiedziała i odeszła. No to zrobiłem to, co kazała, nie będę pyskował. Coś ostatnio strasznie grzeczny jestem. Cofnąłem się na koniec pokoju. Już brałem rozbieg, żeby wykonać świetny skok i przetestować łóżko, ale nagle zadzwonił mój telefon. Kogo szatan wysyła?
-Co jest?!- krzyknąłem, odbierając. Nie miałem zamiaru tak się drzeć, no ale już tak wyszło.
-Czemu tak krzyczysz, Kotku?- powiedział słabo Raifuru, a ja pisnąłem zaskoczony. Na wszelki wypadek spojrzałem na wyświetlacz. Tak, to on.
-Ja przepraszam! Nie spojrzałem i... przepraszam....- mruknąłem zawstydzony. No świetnie, tęsknię bardzo i tak podpadam.
-Wybaczam. Jak lot?- spytał, kaszląc. Po cholerę on dzwoni? Coraz bardziej mam chęć wrócić i go przytulić...
-Był nawet przejmny. Masz bardzo ładne stewardessy, Panie.- odparłem. Zaśmiał się cicho.
-Miło mi, sam wybierałem. A dom? Podoba ci się?- dodał.
-Nie zdążyłem jeszcze zwiedzić, ale aktualnie bardzo mi się podoba. A ta cała Max to kto to jest?- spytałem z czystej ciekawości.
-Będzie cię pilnować. A przy okazji jest twoją osobistą służącą. Przynajmniej ma czas, gdy jesteś daleko ode mnie.- odpowiedział. On mi wypomina! Jestem pewien! Z głosu wydaje się taki kochany, ale wiem, że w myślach wyzywa mnie od skurwysynów! Nie żeby to się mijało z prawdą, no ale jednak!
-Przepraszam, że tak wyjechałem. Ale ten lekarz nawet nie pozwolił mi się z tobą pożegnać, Panie...- powiedziałem. Kolejny raz się zaśmiał, już troszkę lepiej. Kocham jego śmiech. I uśmiech. Po tym, co przeżył, jak był dzieckiem, a także ze te kilka ostatnich dni, zasługuje na trochę radości. No nie mam racji? Kurna, tyle chciałbym dla niego zrobić, a nie mogę. Gadam jak zakochany gówniarz! Którym i tak jestem. No cóż, miłość gorsza od sraczki.
-Nie przepraszaj. Nam obu bardzo dobrze to zrobi. Ja wrócę do zdrowia, ty trochę ode mnie odpoczniesz, a jak przyjedziesz do domu, to znowu cię w sobie rozkocham. I nie będzie taryfy ulgowej w mojej sypialni.- powiedział cicho. Troszkę się tym podnieciłem. Tak odrobinę, tylko ociupinkę!
-Ale w mojej już będzie?- spytałem z głupim uśmiechem. Zaczął się śmiać, ale szybko się to przemieniło w kaszel. Ała, zjebałam po całości.
-Przepraszam...- powiedziałem. Raifuru wziął głębszy wdech.
-Nie musisz. To w końcu przez moją głupotę tak to się skończyło. Nie myśl o mnie w kółko. Postaraj się dobrze wykorzystac swój wyjazd. Baw się, jak na dziecko przystało.- powiedział. Tak, pamiętam, że mam jeszcze siedemnaście lat, nie wypominaj mi.
-Panie, mam prośbę...- odparłem. Mruknął coś zaskoczony.
-Serio? To coś nowego. Mów, zobaczę, co da się zrobić.- odparł. Dobra, zapytam grzecznie, nie będzie przecież krzyczał.
-Gdy wrócę do domu.... Znaczy do Ciebie! Do Ciebie! To czy... mógłbym zróbić taką małą imprezę urodzinową? W końcu osiemnastka, a ja nigdy takiej nie miałem...- powiedziałem cicho. No, jakoś na żadne urodziny nie miałem takiej typowej imprezy. Nawet takiej nie potrzebowałem! Zawsze rodzice, a później tylko tata, dawali mi z samego rana prezenty, potem torcik, a później spełniali wszystkie moje zachcianki. Raz nawet poprosiłem, żeby tata pokazał, jak bardzo kocha mamę. Dobrze, że zdążyłem wybiec z pokoju, zanim się rozebrali! Wracając! Chciałbym spróbować zrobić taką imprezę!
-Oczywiście! Wszystko co chcesz, Mały.- odparł z zadowoleniem w głosie. Kurna, dawno mnie tak nie nazywał. Nie jestem mały!
-Dziękuję, Panie!- krzyknąłem szczęśliwy. Zaśmiał się.
-Muszę kończyć. Baw się dobrze!- powiedział.
-Do usłyszenia.- odparłem, szczerząc się jak głupi. Będę miał imprezę, będę miał imprezę...! Chyba miałem gdzieś iść, nie? Nie. Ale to zrobię! Jednak najpierw przetestuję łóżko! Cofnąłem się na koniec pokoju. Na wszleki wypadek chwilę się rozciągałem, a potem wziąłem robieg i skoczyłem. Upadłem na mięciutki materac, prawie się w nim topiąc. Przytuliłem ogromną poduszkę, oplatając ją nawet nogami. Ale fajnie! I wtedy drzwi się otworzyły.
-Gotowy?- spytała Max, wbiając do pokoju.
-Już nie. Teraz się nie ruszę.- odparłem, nawet na nią nie patrząc. Dziewczyna zaśmiała się i usiadła mi na biodrach.
-No chodź! Będzie jeszcze fajniej, niż w łóżku!- powiedziała, ciągnąc moją rękę. Spojrzałem na nią! Łooooo! Max i Mia mają coś wspólnego. Nie chodzi mi o trzyliterowe imię, zaczynające się na tę samą literę! Obydwie są bardzo seksowne, tylko na różne sposoby. Mia jest taką małą uroczą blondyneczką, którą można ciągle tulić. Jebać jej charakter i to, że mi podpadła. Natomiast Max... Max jest... Jest zajebiście seksowna. Ma wielkie, naprawdę wielkie, cycki i, jak się właśnie okazało, również jest pokojówką. W dużo bardziej skąpym stroju. No kurde, po prostu wygląda, jakby ktoś ją wyciągnął z porno.
-Będzie fajniej, niż w łóżku? Czy pani wie, co się robi w łóżku?! Nie ma nic fajniejszego!- odparłem, obejmując ją w pasie. Podniosłem się do siadu i wolną ręką pogłaskałem ją po udzie. No co? Od stu kilometrów to nie zdrada!
-Owszem, jest wiele fajniejszych rzeczy. Wiesz, że tu są kamery?- spytała. Zamrugałem kilka razy i zrzuciłem ją na drugą połowę łóżka. Wstałem, otrzepałem się i odchrząknąłem.
-Nie powinnaś się tak na mnie rzucać, moja droga.- powiedziałem poważnie. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Może jednak ten wyjazd nie będzie taki zły?



































































Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz