Rozdział 46

2.3K 194 15
                                    

Co się stało? Czemu czuję taki ból w piersi? Skąd to jasne światło? Nawiasem mówiąc strasznie świeci mi po oczach. Nie pamiętam nic. Chyba byłem w swojej celi. Nie. W sali przesłuchań. Trzech mężczyzn mnie znowu o coś pytało. Nawet nie pamiętam treści rozmowy. Coś powiedziałem. Ten z prawej, łysol, wkurzył się. Wyciągnął pistolet. I tu moje myśli przestają być takie klarowne. Chyba ta dwójka coś krzyczała. Żeby to zrobił. Albo nie. Nie wiem. Ale, po tym nieprzyjemnym uczuciu, zgajduję, że mnie postrzelił. Ciekawe, jestem taki spokojny. Ale jeszcze nie czas na mnie. Nie mogę tu zginąć. Nie w taki sposób. Chociaż... może Bóg uznał, że nie ma dla mnie ratunku? Że zawsz będę skurwielem, który wszystkich morduje? I dał sobie po prostu spokój? Kto go tam wie...
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
Wpadłem wraz z tatą do domu. Antonio złapał mnie za kark i pociągnął do mojego pokoju. Próbowałem mu przywalić, ale trzymał mnie zbyt daleko od siebie i zmuszał mnie do garbienia się. Nie mogłem mu wpierniczyć tak po mojemu, magicznymi zasadami fizyki. Mężczyzna wepchnął mnie do pokoju. Od razu wyjebałem się na podłogę. Wszedł za mną i zamknął drzwi na klucz. Spojrzał na mnie.
-Sytuacja jest poważna, pewnie już sam zauważyłeś.-powiedział.
-No kurna, ślepy nie jestem.- odparłem. Ups. Miałem to zostawić w swoich myślach. No trudno.
-Więc... nie wpierdzielaj się. Ja i twój ojciec to ogarniemy.- odparł. Pokazałem mu język.
-Po czterech godzinach tata odpuści i zawoła mnie do pomocy. Zawsze tak jest.- odparłem zgodnie z prawdą. Gdy z tatą organizowaliśmy jakieś akcje i miał problem, kazał mi się tym zająć. Mówił, że nie myślę jak inni ludiz i zabieram się do wszystkiego od dupy strony. Dzięki temu jestem geniuszem. Zazdro, ziomuś?
-Nie tym razem.- odparł i wyszedł. Zamknął mnie od zewnątrz. Westchnąłem ciężko. Ustawiłem sobie budzik i zakopałem się w moim stosie poduszek. Dobranoc, kochanie!
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-To na pewno tu go przetrzymują?- spytałem, chyba już siódmy raz.
-Tak. To potwierdzone.- odparł Antonio. Westchnęłam. Będzie dużo roboty, żeby to rozgryźć.
-Masz już jakiś pomysł?- spytałem, przegladając dokładnie plan budynku. Musiałem znaleźć jakąś lukę w zabezpieczeniach. Cokolwiek, żeby się tam dostać i odbić tego dzieciaka. W sumie, to już dorosły chłop.
-Tak trochę. Wstępny atak zapowiedziałem na za dwa tygodnie.- odparłem.
-Za mało. Nie zdążysz zaplanować. Dwa i pół to minimum na farcie. Spójrz.- powiedziałem, wskazując mu jedno z miejsc na planie.
-Główne wejście, skaner siatkówki. Tego gówna nie oszukasz. Wejście boczne, tylko dla odpowiednich ludzi z policji. Tamtędy wpuszczają więźniów. Zbyt duża ochrona. Dach albo piwnica. Tylko to nam zostaje. Ale wtedy problemem są bramki wykrywające obce rzeczy. Działają trochę jak te w sklepach i...- mówiłem, aż Antonio zakrył mi usta.
-Dziadku, nudzisz. Do rzeczy.- powiedział. Westchnęłam.
-Nie zdążysz tego ogarnąć. No to... weź zawołaj młodego!- dodałem. Zdziwił się tak konkretnie.
-A on po cholerę?- warknął.
-Szybciej ogarnie, szybciej tam pojedziemy. A mi wzrok już też szwankuje, więc...- odparłem. A to szczera prawda. Starość nie radość. Mężczyzna był widocznie niezadowlony. Nie żeby próbował to ukrywać.
-Na co czekasz? Idź po niego.- powiedziałem z uśmiechem. Antonio pomruczał pod nsoem, ale wstał i wyszedł. Po chwili wrócił z Chris' em.
-To czego ci tatuś potrzeba?- spytał z uśmiechem.
-Zrób coś z tym.- powiedziałem, podając mu plan budynku. Usiadł na biurku i był cichy, jak nigdy. Nie ogarniam tego dzieciaka. Zawsze jest głośny, ale jak zaczyna myśleć... Wyłącza się. W sumie to dobrze. Jak miał jedenaście lat zaczynałem się bać, że będzie idiotą. Uratował się, gdy uciekając z banku pokazał mi inne wyjście i łatwo je otworzył. Stare, piękne czasy.
-Piwnica będzie jedyną opcją. Budynek jest połączony z kanałem.- powiedział nagle.
-Chcesz wejść kiblem?- spytał Antonio, krzywiąc się. Prychnąłem śmiechem.
-Nie. Często ludzie, gdy budują coś wielkiego i tajnego, pełnego ludzi, robią coś w rodzaju studzienek, jak są na ulicy. Spoko pomysł, bo mają tam dużo więźniów, więc i dużo prysznicy i tych twoich kochanych kibli. Poleją wodą i wszystko spływa. Kumasz, krówko?- odparł Chris.
-Czemu ,,krówko"?- spytałam. Wzruszył ramionami.
-Bo tak wygląda. I co? Może być? Trzeba tylko ogarnąć godziny sprzątania i otwierania cel, żeby się nie ujebać i łatwo trafić do Pana.- dodał. Poklepałem go po ramieniu.
-Moja krew.- uśmiechnąłem się.
-Nawet nie wiesz, o czym mówiłem.- odparł, spoglądając na mnie.
-Owszem. Tu masz dokładnie rozpisane typowe godziny obchodów, przesłuchań i wszystkiego innego.- powiedziałem, podając mu plik kartek. Wziął długopis i zaczął coś rozpisywać.
-Kurwa.- mruknął po kilku minutach.
-Gdzie?- spytałem. Pokręcił głową.
-To moje, nie kradnij. Przemyśleli to. Sprzątają wtedy, gdy więźniowie są zamknięci.- odparł.
-Czyli...?- zacząłem.
-Akcja będzie trwała z siedem godzin.- odparł, machając dłońmi.
-Liczyłeś to na palcach?- wtrącił się Antonio.
-Inaczej nie umiem. Nie wpierniczaj się. Czyli maksymalnie trzy osoby się tym zajmą. Będzie trzeba się gdzieś schować albo łazić ciągle. Można też skłonić ich do berka, ale wtedy...- rozgadał się młody. Trzepnąłem go w potylicę.
-Starczy. Pójdziesz z Niedźwiedziem. Antonio, też chcesz?- spytałem, patrząc na mężczyznę. Kiwnął głowę.
-A misiek to po co?- spytałem.
-Bo ci się przyda bardziej, niż ja. Jak będziesz chciał się wydostać?- dodałem. Spojrzał na plan szybko.
-Dachem chyba. Jeszcze pomyślę. Ale chcę motocykl!- dodał. Kiwnąłem głową.
-A co do daty... Daleko to w ogóle jest?- spytał, wykazując plan budynku.
-No. Tak konkretnie to na jednej w japońskich wysp.- odparłem
-Kurwa, znowu tam?- mruknął.
-Bo jest ich tam w chuj dużo. Więc?- spytałem. Zamyślił się.
-Ze cztery albo pięć dni. O ile się wyrobimy...- dodał.
-Nie powinno być z tym problemu. Większość jest już zaplanowa...- zaczął Antonio.
-Znając ciebie wymyśliłeś jakiś totalny rozpierdol.- przerwałem mu. Wzruszył ramionami.
-Chuj z tym, ludzie! Mamy go wyciągnąć! Jebać już to, jak to zrobimy. Musi się udać!- odparł Chris z głupim uśmiechem.
~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~·~
-Proszę pana...- zacząłem, podchodząc do mojego przełożonego.
-Hm? Nathan? O co chodzi?- zdzwił się.
-Co z więźniem 783?- spytałem.
-Kurna, dzieciaku, ja nie pamiętam tych numerów. Który to?- mruknął. Duma państwa. Ta, właśnie widać. Zaczynam wstydzić sie za policję.
-Raifuru.- odparłem cicho. Wiedziałem, że zaraz ktoś zainteresuje się tematem.
-A, ten... Jest na operacji. Może będziemy mieć szczęście i umrze. Ułatwi nam pracę.- odparł, śmiejąc się. Zmarszczyłem brwi.
-Z całym szacunkiem, niech pan nie życzy źle innym ludziom. Pan może zginąć jeszcze wcześniej, nic on. Tylko przestrzegam.- powiedziałem. Przestał się uśmiechać.
-Słuchaj, Nate. Jak będzie trzeba, powiem lakerzowi, żeby wbił mu skalpel w serce i skończymy cały ten cyrk.- odparł, odchodząc.


























Straciłeś WszystkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz