W niedzielę rano obudziłam się wcześniej, niż zwykle. Nie mogłam zasnąć, w głowie miałam tylko Drake'a. Jego samolot miał wylądować w Toronto po szesnastej. Jak miałam wytrzymać do tej godziny?
Mogłam zabić czas, pisząc ze Stalkerem, ale on pewnie jeszcze spał. Postanowiłam więc, że poprzewracam się jeszcze trochę w pościeli i może spróbuję zasnąć. Jednak na marne. Mimo że zmęczenie dawało się we znaki, nie udało mi się zmrużyć oka nawet na chwilę.
Do południa przemieszczałam się w obrębie swojego pokoju: od łóżka do okna, od okna do biórka, od biórka do komody, od komody do łóżka. Później chodziłam po całym domu. O mało nie spadłam ze schodów, prawie skręciłam kostkę, błądząc po labiryntach korytarza na pierwszym piętrze i ledwo udało mi się uchronić przed przytrzaśnięciem palców, przez drzwi wejściowe. Czyli jednym słowem - otarłam się o śmierć.
Bałam się pierwsza napisać do Stalkera. Zwykle to on pisał do mnie. Sytuacja z poprzedniego dnia była dosyć niezręczna. Nadal utrzymywaliśmy pewien dystans. Dopiero po pierwszej zaczęłam się zastanawiać, dlaczego jeszcze nie napisał, ale już przed drugą usłyszałam dźwięk SMS-a.
Stalker:
Jak tam, kochanie?Destiny:
Całkiem spoko... Tak myślę...Stalker:
Co robisz?Destiny:
Flirtuję ze śmiercią.Stalker:
Fajne zajęcie. Mogę się przyłączyć? Poflirtujemy razem.Destiny:
Wolę nie. Już i tak dziwnie się zachowujesz.Stalker:
Chcesz poznać prawdziwego mnie?Destiny:
Po tym, co do mnie pisałeś... Raczej nie.Stalker:
Wiem, że tego chcesz, złotko ;)Destiny:
Nie wiesz o mnie wszystkiego.Stalker:
Wiem więcej, niż ci się wydaję.Destiny:
Nie mam pytań. Wolę nie wiedzieć, co wiesz.Stalker:
Słuszny wybór :)Destiny:
Tak, wiem.Stalker:
Więc to dzisiaj?Destiny:
Co dzisiaj?Stalker:
Drake wraca.Destiny:
Cholera, musiałeś mi przypominać?Przez rozmowę ze Stalkerem kompletnie zapomniałam o powodzie moich zmartwień. Może ten koleś miał na mnie dobry wpływ?
O szesnastej stałam już na środku wielkiej hali i przyglądałam się tablicy przylotów. Samolot Drake'a miał pojawić się na lotnisku dokładnie o szesnastej dwadzieścia cztery. Usiadłam więc na ławce i postanowiłam poczekać. Nie było to jednak takie proste, jakie mogło się wydawać. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ja tylko miałam nadzieję, że Drake urósł znacząco przez ten czas i będzie mi łatwiej dostrzec go w gęstym tłumie.
Obserwowałam ogromny zegar, tuż nad tablicami odlotów i przylotów. Szesnasta dziewiętnaście. Jak tyle wytrzymam? Wskazówka sekundowa wydawała coraz głośniejszy dźwięk, odbijający się echem w mojej głowie.
Szesnasta dwadzieścia.
Jeszcze cztery minuty... Dasz radę, Destiny.
Szesnasta dwadzieścia jeden.
Trzy minuty. Za trzy minuty go zobaczę...
Szesnasta dwadzieścia dwa.
Stanie przede mną i... I co? Co mu powiem? Cholera, co ja mu powiem?
Szesnasta dwadzieścia trzy.
Hej, Drake, miło cię widzieć. Przepraszam, że nie widzieliśmy się cztery lata. Za co ja przepraszam? Nie wiem, tęskniłam. Mogę cię przytulić?
Szesnasta dwadzieścia cztery.
To brzmi żałośnie... Cholera, już ta godzina!
Usłyszałam głośny chałas. Przez szybę w ścianie ujrzałam lądujący samolot. On był w środku. Drake był w środku...
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...