11. Nic szczególnego.

1.9K 108 1
                                    

- Skąd jego imię? - zwróciłam się do Drake'a, upijając duży łyk coli.

- Niemieckie korzenie - odpowiedział, wzruszając ramionami.

- Pradziadek był niemcem - Aaron wkroczył do salonu i usiadł obok mnie na kanapie - Od strony taty. Poznał babcię w Toronto. To rodzinne miasto.

- Moja rodzina też mieszka tu odkąd pamiętam - wyznałam - Wyjechaliśmy na sześć lat do Londynu, ale rodzice zdecydowali się wrócić.

- I dobrze. To piękne miasto - Uśmiechnął się lekko. Był taki uroczy, kiedy się uśmiechał.

- Do jakiej szkoły chodzisz? - odłożyłam szklankę z cichym brzdęknięciem na szklany stolik.

- Nie chodzę do szkoły - wzruszył ramionami.

- Dlaczego?

- Rzuciłem ją w zeszłym roku.

Drake opluł się colą.

- Co zrobiłeś? - niemalże krzyknął - Wyjeżdżam na dwa miesiące, a ty już rzucasz szkołę?

- Stary, spokojnie - Aaron usiłował uspokoić chłopaka.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam tak, jakby nic istotnego się nie wydarzyło.

- Bo musiałem. Nie przejmujcie się, to nic wielkiego - machnął ręką.

- Nic wielkiego - Drake prychnął - No jasne, nic wielkiego.

- Jak zwykle wyolbrzymiasz - szatyn pokręcił głową.

- No tak, przecież ty TYLKO rzuciłeś szkołę.

- Chłopaki, spokojnie - zachichotałam.

Oboje zwrócili ku mnie swoje spojrzenia. Drake był wściekły, a Aaron zirytowany. Zabawna mieszanka, która nigdy nie wychodziła na dobre.

- Czy to ten moment, w którym powinniśmy wyjść? - zażartowałam.

- Dopiero przyszliście - odezwał się Aaron.

Zapadła niezręczna cisza. Drake opadł z irytajcą na oparcie kanapy, a ja patrzyłam, jak Aaron przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami, usiłując określić jego nastawienie. Nie było to proste, bo blondyn przybrał kamienny wyraz twarzy.

- Drake... - zaczęłam, ale ten nie dał mi dokończyć.

- Dobra, róbcie, co chcecie - wstał i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.

- Łatwo się denerwuje - stwierdził Aaron po chwili milczenia.

- Wiem - rzuciłam beznamiętnie. Rozejrzałam się po salonie, nie myśląc o tym, że będę musiała wracać do domu na pieszo. Dobra przyjaciółka pobiegłaby za nim w takiej chwili. Każdy inny człowiek zrobiłby to samo, chociażby dla transportu. Ale mnie coś trzymało w tym miejscu. Zastanawiałam się, czy z niewiadomych przyczyn paraliżował mnie strach, czy to może atrakcyjność Aarona. Strach. To był strach.

Tak, Destiny, wmawiaj to sobie dalej.

Kolejna chwila ciszy, którą tym razem przerwałam ja.

- Więc czemu rzuciłeś szkołę?

- Sprawy osobiste - pokręcił głową - Nie ważne - dodał.

- Yhm - burknęłam - Chyba powinnam już iść - podniosłam się z kanapy.

- Nie, zostań - również wstał i chwycił mnie za nadgarstek. Dotyk jego ciepłej dłoni był taki delikatny. Po chwili jednak nieco zakłopotany rozluźnił uścisk - Dopij chociaż - spojrzał na szklankę coli, wciaż pełną do połowy.

Uniosłam brwi, nieco rozbawiona.

- No co? - zaśmiał się.

- Nic - uśmiechnęłam się uroczo. Nie wiem, co to miało znaczyć - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.

Nie musiałam. Byłam po prostu zakłopotana całą tą sytuacją.

- Odwiozę cię.

- Naprawdę, nie trzeba... - protestowałam, ale nim się obejrzałam, Aaron stał już w skurzanej kurtce z kluczykami w ręku.

Odwiózł mnie pod sam dom. Podróż minęła nam całkiem przyjemnie. Stanął na podjeździe i wcisnął mi w dłoń karteczkę z numerem telefonu.

- Napisz.

- Napiszę - uśmiechnęłam się ostatni raz, po czym pożegnałam się i wyszłam z samochodu.

Stalker:
Hej, skarbie, jak ci mija wieczór?

Destiny:
Nic nadzwyczajnego.

Stalker:
Co robisz?

Destiny:
Nic szczególnego. Siedzę w domu.

My Destiny || Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz