- Skąd jego imię? - zwróciłam się do Drake'a, upijając duży łyk coli.
- Niemieckie korzenie - odpowiedział, wzruszając ramionami.
- Pradziadek był niemcem - Aaron wkroczył do salonu i usiadł obok mnie na kanapie - Od strony taty. Poznał babcię w Toronto. To rodzinne miasto.
- Moja rodzina też mieszka tu odkąd pamiętam - wyznałam - Wyjechaliśmy na sześć lat do Londynu, ale rodzice zdecydowali się wrócić.
- I dobrze. To piękne miasto - Uśmiechnął się lekko. Był taki uroczy, kiedy się uśmiechał.
- Do jakiej szkoły chodzisz? - odłożyłam szklankę z cichym brzdęknięciem na szklany stolik.
- Nie chodzę do szkoły - wzruszył ramionami.
- Dlaczego?
- Rzuciłem ją w zeszłym roku.
Drake opluł się colą.
- Co zrobiłeś? - niemalże krzyknął - Wyjeżdżam na dwa miesiące, a ty już rzucasz szkołę?
- Stary, spokojnie - Aaron usiłował uspokoić chłopaka.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam tak, jakby nic istotnego się nie wydarzyło.
- Bo musiałem. Nie przejmujcie się, to nic wielkiego - machnął ręką.
- Nic wielkiego - Drake prychnął - No jasne, nic wielkiego.
- Jak zwykle wyolbrzymiasz - szatyn pokręcił głową.
- No tak, przecież ty TYLKO rzuciłeś szkołę.
- Chłopaki, spokojnie - zachichotałam.
Oboje zwrócili ku mnie swoje spojrzenia. Drake był wściekły, a Aaron zirytowany. Zabawna mieszanka, która nigdy nie wychodziła na dobre.
- Czy to ten moment, w którym powinniśmy wyjść? - zażartowałam.
- Dopiero przyszliście - odezwał się Aaron.
Zapadła niezręczna cisza. Drake opadł z irytajcą na oparcie kanapy, a ja patrzyłam, jak Aaron przygląda mu się ze zmarszczonymi brwiami, usiłując określić jego nastawienie. Nie było to proste, bo blondyn przybrał kamienny wyraz twarzy.
- Drake... - zaczęłam, ale ten nie dał mi dokończyć.
- Dobra, róbcie, co chcecie - wstał i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
- Łatwo się denerwuje - stwierdził Aaron po chwili milczenia.
- Wiem - rzuciłam beznamiętnie. Rozejrzałam się po salonie, nie myśląc o tym, że będę musiała wracać do domu na pieszo. Dobra przyjaciółka pobiegłaby za nim w takiej chwili. Każdy inny człowiek zrobiłby to samo, chociażby dla transportu. Ale mnie coś trzymało w tym miejscu. Zastanawiałam się, czy z niewiadomych przyczyn paraliżował mnie strach, czy to może atrakcyjność Aarona. Strach. To był strach.
Tak, Destiny, wmawiaj to sobie dalej.
Kolejna chwila ciszy, którą tym razem przerwałam ja.
- Więc czemu rzuciłeś szkołę?
- Sprawy osobiste - pokręcił głową - Nie ważne - dodał.
- Yhm - burknęłam - Chyba powinnam już iść - podniosłam się z kanapy.
- Nie, zostań - również wstał i chwycił mnie za nadgarstek. Dotyk jego ciepłej dłoni był taki delikatny. Po chwili jednak nieco zakłopotany rozluźnił uścisk - Dopij chociaż - spojrzał na szklankę coli, wciaż pełną do połowy.
Uniosłam brwi, nieco rozbawiona.
- No co? - zaśmiał się.
- Nic - uśmiechnęłam się uroczo. Nie wiem, co to miało znaczyć - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść.
Nie musiałam. Byłam po prostu zakłopotana całą tą sytuacją.
- Odwiozę cię.
- Naprawdę, nie trzeba... - protestowałam, ale nim się obejrzałam, Aaron stał już w skurzanej kurtce z kluczykami w ręku.
Odwiózł mnie pod sam dom. Podróż minęła nam całkiem przyjemnie. Stanął na podjeździe i wcisnął mi w dłoń karteczkę z numerem telefonu.
- Napisz.
- Napiszę - uśmiechnęłam się ostatni raz, po czym pożegnałam się i wyszłam z samochodu.
Stalker:
Hej, skarbie, jak ci mija wieczór?Destiny:
Nic nadzwyczajnego.Stalker:
Co robisz?Destiny:
Nic szczególnego. Siedzę w domu.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...