- Gdzie jedziemy? - zapytałam ze śmiechem Shawna, ciągnącego mnie za rękę do swojego samochodu.
- Zobaczysz - otworzył drzwi pasażera, abym swobodnie i bez większych przeszkód mogła zająć swoje miejsce.
Przewróciłam oczami, ale posłusznie wsiadłam do samochodu. Po chwili obok mnie pojawiła się sylwetka bruneta. Zmierzyłam go wzrokiem. Po raz pierwszy patrzyłam na niego zupełnie inaczej. Dotąd był dla mnie kimś obcym, nierozwiązaną zagadką, nieznanym. Teraz miałam wrażenie, że mogłam mu powierzyć nawet najgłębsze tajemnice. Był kimś, na kim mogłam polegać. Nie przekonałam się o tym, ale mówiła mi to moja intuicja, a ona nigdy się nie myliła. Dużo czasu minęło, zanim zaufałam Shawnowi w stu procentach. Od dawna mnie intrygował, ale nie wiedziałam, co do niego czułam. Teraz był kimś, kogo od dawna potrzebowałam. Moją drugą połówką.
- Jesteśmy - oznajmił po dwudziestu minutach jazdy. Wysiadł z samochodu, obiegł go dookoła i otworzył mi drzwi - wysiadaj, księżniczko.
- Ciekawi mnie, ile razy mnie tak jeszcze dzisiaj nazwiesz - zaśmiałam się, wysiadając z pojazdu i zatrzaskując drzwi.
- Teraz jesteś moją księżniczką - mrugnął, uśmiechając się zalotnie.
- Chyba powinnam być teraz dla ciebie miła, więc nie zaprzeczę - wzruszyłam ramionami - Ale nigdy nie będę tylko twoja, okey?
- Jak sobie życzysz, księżniczko - uniósł obie ręce do góry, śmiejąc się przy tym.
- Więc co chciałeś mi pokazać? - rozejrzałam się po okolicy. Stanęliśmy na poboczu piaszczystej, polnej drogi. Po jednej stronie znajdował się las, a po drugiej z wysokiego urwiska rozpościerał się przepiękny widok na całe Toronto.
- Właśnie to - chłopak wskazał ręką na panoramę miasta i zaczął iść w jej kierunku, a ja za nim. Usiadł na trawie w kolorze głębokiej zieleni i odetchnął głęboko - Moje życie towarzyskie ostatnio nie było dość ciekawe. Latem przychodziłem tu i snułem, nie zawsze ambitne i potrzebne, refleksje życiowe.
- Tu jest naprawdę pięknie - zachwycałam się, siadając obok Shawna na skraju urwiska.
- Wieczorem świetnie widać tu gwiazdy - położył się na trawie i zapatrzył w niebo, jakby zamiast chmur, widział tam przeróżne gwiazdozbiory, a wśród nich ten jedyny.
Położyłam się obok niego i równierz wlepiłam wzrok w niebo. Poczułam, jak palce chłopaka splatają się z moimi. Pasowały do siebie idealnie, jakby ktoś stworzył je tak, aby razem mogły przetrwać wieczność.
- Dlaczego nic nie mówisz? - spytałam, chcąc przerwać ciszę. Nie była ona uciążliwa, ani niezręczna, nawet całkiem przyjemna. Jednak ja nie przepadałam za długotrwałym milczeniem, więc postanowiłam je zakończyć.
- Słowa nie zawsze są potrzebne. Ty mi wystarczysz - wyznał i zamilkł ponownie. Ja równierz nie miałam już zamiaru się odzywać.
Leżeliśmy tak długo, co jakiś czas wymieniając między sobą krótkie zdania. W końcu zaczęło się ściemniać.
- Destiny? - szepnął Shawn, mocniej ściskając moją dłoń.
- Tak, Shawn?
- Robi się ciemno.
- Za chwilę będzie widać gwiazdy - uśmiechnęłam się pod nosem.
Minęło kolejne piętnaście minut, kiedy niebo w zadziwiająco szybkim tępie zrobiło się niemal całkowiecie ciemne. Na jego powierzchni pojawiła się cała masa konstelacji.
- Destiny?
- Tak, Shawn?
- Jest już ciemno.
- Widać gwiazdy.
- Zobacz, to my - wskazałam palcem na naszą własną konstelację, składającą się z trzech gwiazd - Shawn?
- Tak, Destiny?
- Kocham cię.
- Też cię kocham, księżniczko.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...