- Baw się dobrze - wyszeptał chłopak. Zaskoczył mnie spokój, który cudem udało mu się zachować.
- Dobrze? - nie mogłam uwierzyć własnym uszom - Jak mam bawić się dobrze?
- Wyjedź do Londynu, zapomnij o mnie - mówił cichym, nieprzytomnym głosem - Zacznij życie od nowa.
- Ale ja nie chcę - kręciłam głową - Nie chcę wyjeżdżać, ani zaczynać niczego od nowa.
- Destiny, to się nie uda - chwycił moje obie ręce i utkwił wzrok w moich oczach. To nie było już to samo spojrzenie pełne miłości, radości. Teraz było przepełnione smutkiem i bólem.
- Jasne, że się uda - poczułam, jak do moich oczu po raz kolejny zaczęły napływać łzy.
- Ja wiem, jak to jest. Uwierz, już to przerabiałem.
- Co przerabiałeś? Opowiedz - nalegałam.
- Dobrze wiesz, jak to było. Kiedy wyjechałaś. Miało być inaczej. Miałem wielkie plany, ale nie wyszło - głos mu się załamał.
- Shawn, byłeś dzieckiem.
- Jesteśmy dziećmi, Destiny - pokręcił głową i spuścił wzrok. Puścił moje dłonie, a swoje wcisnął w kieszenie spodni.
Zapadła między nami cisza. Im dłużej trwała, tym bardziej bolało. Przez łzy wpatrywałam się w pochylone czoło Shawna. Staliśmy oddaleni od siebie. Nie łączyły nas dłonie, ani kontakt wzrokowy. Dzieliła nas cisza i napięcie, które rosło z każdą chwilą jak płot kolczasty. Powinno być inaczej. Powinien zamknąć mnie w szczelnym uścisku i już nigdy nie wypuścić. Szepnąć do ucha, że nic nas nie rozłączy i będziemy razem pomimo setek kilometrów.
- Więc zostańmy dziećmi na zawsze - obserwowałam czubek jego głowy tak długo, aż w końcu podniósł na mnie zrospaczony wzrok i mokre od łez oczy i policzki. Milczał - Shawn, zobacz, jak daleko zaszliśmy. Tak długo na to czekałeś. Tak długo nad tym pracowaliśmy.
- Nie dam rady, Destiny - pokręcił głową z rezygnacją, powoli się odwrócił i powłucząc nogami, wyszedł z pokoju.
Stałam w bezruchu na środku pomieszczenia. Jak w transie, gapiłam się na otwarte drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła sylwetka Shawna. Wraz z jego osobą odeszła resztka czegokolwiek dobrego, co udało mi się zachować gdzieś w głębi siebie. Stałam tam sama. Tylko ja i moje najczarniejsze myśli.
Zalana łzami biegłam przez ulicę, by w końcu wbiec do domu, zatrzasnąć za sobą drzwi pokoju i rzucić się na łóżko z rozdzierającym szlochem, wydobywającym się prosto z moich płuc. Wtuliłam twarz w poduszkę. Pachniała Shawnem. Teraz wszystko, na czym spoczął mój wzrok, kojarzyło mi się tylko z nim. Pościel, przesiąknięta jego zapachem, krzesło, na którym siedziałam mu na kolanach, biórko, przy którym uczył mnie biologii, okno balkonowe, przez które wpatrywałam się w gwiazdy. Nasze gwiazdy.
Czy to, co stało się przed chwilą oznaczało koniec? Koniec mnie i Shawna? Wyjazdy zawsze oznaczały koniec. Ostatnie pożegnania. Litry łez wylewane zawsze w tę samą poduszkę, która teraz przywodziła mi na myśl tylko zapach perfum Shawna.
Moja ręka mimowolnie powędrowała w stronę tylnej kieszeni spodni. Tam, gdzie trzymałam telefon. Odblokowałam urządzenie i kliknęłam ikonkę wiadomości. Nie wiedziałam, dlaczego to robiłam. Dlaczego czytałam stare SMS-y Shawna. To bolało. Tak bardzo bolało.
Shawn:
Kiedyś będziesz moja.Shawn:
Kocham tylko ciebie.Shawn:
Jestem twoim przeznaczeniem.Miałam wrażenie, że moje serce za chwilę eksploduje. Mimo to, czytałam dalsze wiadomości.
Shawn:
Wiem, że mnie potrzebujesz, skarbie ;*Z każdym SMS-em w moją duszę wbijała się igła, która niemal dziurawiła ją na wylot.
Shawn:
Pooglądajmy gwiazdy.Rozumiesz, Shawn? Chcę znowu oglądać z tobą gwiazdy.
Nasze gwiazdy.
Tęskniliście? B) Wjeżdżam z kolejnym rozdziałem. Teraz będę dodawać je regularnie. Niestety zbliżamy się do końca :(
Loveeee
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanficDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...