- Shawn, chodźmy na zewnątrz - szturchnęłam go w ramię, wskazując głową na siedzącego na kanapie Aarona. Wyglądał na bardzo rozluźnionego. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Śmiał się z innymi, a wcześniej kamienny wyraz twarzy, zmienił się w szeroki uśmiech białych, prostych zębów.
- Co on tu... - Shawn wyglądał na lekko zdezorientowanego, ale posłusznie udał się za mną na taras. Jednak czynność ta nie przyniosła żadnych korzyści, bo wysoki szatyn już zmierzał w naszą stronę.
- Cześć, co tu robisz? - zwrócił się do mnie, nie patrząc na Shawna. Prawdę mówiąc, jego wzrok spoczął tylko na jednej części mojego ciała. Patrzył z pewnością za nisko, niż powinien. Oto jeden z minusów dużego dekoltu w sukience.
- Też chciałbym wiedzieć - mruknął brunet, mierząc Aarona wzrokiem.
- Przyszłam na imprezę, jak widać - rzuciłam obojętnie.
- Dosiądziecie się do nas? - wskazał głową na grupkę ludzi, zajmujących kanapy w salonie.
- Nie, dzięki - pokręciłam głową, spoglądając z ukosa na Shawna, którego mięśnie szczęki napięły się tak mocno, że wyglądało to nienaturalnie dziwnie. Podobno ci dwaj się nienawidzili, a teraz jeden z nich zapraszał drugiego do wspólnej zabawy.
- Dobra, Shawn, wiem, że wiesz, że mam cię za dupka, ale tego wieczoru możemy zapomnieć o takich pierdołach - szturchnął go po przyjacielsku w ramię. Widać było, że wypił już dość dużo.
- Widać, że nie myślisz już trzeźwo - chłopak pokręcił głową - Lepiej będzie, jak wrócisz do swoich wstawionych przyjaciół. Jednym słowem: spierdalaj.
- Dobra - szatyn uniósł ręce do góry w obronnym geście - Dobra. Ale wciąż jesteście tam mile widziani - wskazał głową na miejsce, w którym przesiadywali jego kumple, po czym sam się tam udał i zasiadł wśród nich na jednej z kanap.
- Shawn, obiecaj mi, że nie będę musiała cię dzisiaj oglądać w takim stanie - uniosłam wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
- No co ty, to byłoby dla mnie za trudne - pokręcił głową - Zresztą, ktoś musi bezpiecznie odstawić cię do domu.
- Kocham cię - stanęłam na palcach i lekko musnęłam ustami malinowe wargi chłopaka.
Tańczyliśmy długo. Po jakimś czasie zjawili się też Tracy, Ashley, Matt i Drake. Ludzi było tyle, że ledwo mieścili się nawet w ogrodzie. Logan musiał sprosić tam pół szkoły. Jednak zabawa była przednia. Nie wypiłam dużo, jednak wystarczająco, aby stwierdzić, że mój dzienny limit alkoholu został przekroczony. Miałam słabą głowę i nic nie mogłam na to poradzić.
- Idzę do łazienki - powiedziałam do Shawna, usiłując przekrzyczeć muzykę.
- Tylko się nie zgub - pocałował mnie w czoło i podszedł do stołu z napojami, aby nalać sobie soku.
Przepchałam się przez tłum ludzi i dotarłam do schodów, gdzie było ich nieco mniej. Postanowiłam podjąć się próby odnalezienia łazienki. Doszłam na pierwsze piętro i znalazłam się w prostokątnym holu. Były tam cztery pary drzwi. Któreś z nich prowadziły do poszukiwanego przeze mnie miejsca. Pierwsze z brzegu były zamknięte. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam je. Nie była to łazienka, ale to, co tam zobaczyłam, przyprawiło mnie o ciepłe dreszcze na plecach. Na łóżku, prawdopodobnie należącym do logana, siedziała para ludzi. Całowali się namiętnie, wręcz się połykali. Kiedy usłyszeli skrzypienie drzwi, natychmiast się od siebie odsuneli i spojrzeli w moim kierunku. Znowu oni. Matt i Ashley, przyłapani na gorącym uczynku.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...