W poniedziałek rano obudziło mnie słońce, przedostające się przez szybę okna do pokoju. Zmrużyłam oczy i naciągnłam kołdrę na głowę. Po chwili jednak stwierdziłam, że wypadałoby wstać do szkoły. Z głośnym jękiem zwlokłam się z łóżka i stanęłam przed szafą. Wyciągnęłam z niej czarną bluzkę odsłaniającą pępek z rękawami do łokci oraz jasne spodnie z wysokim stanem. Udałam się do łazienki, aby umyć się i ubrać, po czym spakowałam się do szkoły, chwycilam telefon i udałam się na śniadanie. Według mojej codziennej rutyny, zaparzyłam herbatę i zrobiłam sobie kanapkę z masłem orzechowym, by po chwili ją spożyć.
O umówionej godzinie czekałam już przed domem na Ashley i Matta. Pojawili się z minutowym opóźnieniem, po czym w trójkę ruszyliśmy po Tracy.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg szkoły, spodziewałam się wibracji w tylnej kieszeni spodni, jednak nic takiego nie nastąpiło. Stanęłam przy szafce, a chwilę później obok mnie pojawił się Drake. Przywitałam się z nim, rzucając mu się na szyję.
- Spokojnie, mała, co się dzieje? - wyczuł moje zdenerwowanie.
- Nic się nie dzieje - odsunęłam się od niego z szerokim uśmiechem - Co miałoby się dziać? - Tak naprawdę w moim żołądku działy się dziwne rzeczy, których przebiegu nie miałam ochoty zgłębiać. A to wszystko ze strachu, że Shawn w każdej chwili mógł pojawić się na korytarzu tuż obok mnie.
- Jesteś jakaś blada - stwierdziła Tracy, przyglądając się mojej twarzy.
- Nic mi nie jest - uniosłam ręce w obronnym geście.
- Chyba masz gorączkę - Matt przyłożył dłoń do mojego czoła, po czym zaśmiał się krótko.
- Bardzo śmieszne, Matt - skwitowała Tracy - Po prostu martwię się o nią.
- To fakt, nie wygląda za dobrze - dodała Ashley.
- Hej, ja tu jestem! - pomachałam im ręką przed twarzami - Czuję się dobrze, nie ma co się zamartwiać.
Tracy jeszcze chwilę błądziła wzrokiem po mojej twarzy, po czym stwierdziła, że jak tylko coś się stanie, mam jej o tym natychmiast powiedzieć.
- Tracy, nie mam ośmiu lat - prychnęłam i ruszyłam na historię wzdłuż korytarza, zostawiając za sobą grupę przyjaciół.
Szłam, mijając obce i znajome z widzenia twarze. Z każdą sekundą coraz bardziej zastanawiałam się, co zrobię, jeśli wśród tych wszystkich twarzy zobaczę nagle twarz Mendesa. Rozglądałam się nerwowo dookoła, mając nadzieję, że nie przyszedł dzisiaj do szkoły.
Wbiłam wzrok w podłogę. Teraz widziałam tylko buty mijanych osób. I wtedy to zobaczyłam. Znajome, czarne trampki. Znałam je skądś. Tylko skąd? Aby znaleźć odpowiedź, powędrowałam myślami do sali biologicznej. Często widziałam te trampki, kiedy podczas lekcji biologii, znudzona wpatrywałam się w podłogę pod krzesłem... Osoby, która siedziała tuż przede mną. To były jego buty. Należały do Shawna Mendesa.
Mój wzrok mimowolnie powędrował do góry. Czarne, obcisłe spodnie. Nie, nie chciałam tego. Biały T-shirt i skurzana kurtka. Nie, Destiny, nie zrobisz tego, nie spojrzysz mu w oczy.
Stało się. Nasze spojrzenia się spotkały. Wlepiał we mnie swoje głębokie, brązowe oczy. Były takie piękne. Przez chwilę czułam się jak w transie, jednak to uczucie szybko zniknęło. Bicie mojego serca i oddech momentalnie przyspieszyły. Zrobiło mi się gorąco. Ruszyłam szybko przed siebie. Chciałam być sama. Skręciłam w boczny korytarz i otworzyłam losowe drzwi. Była to kanciapa woźnego. Chciałam tam wejść, jednak ktoś już zajął to miejsce. Przed moimi oczami wyrosły dwie dobrze znane mi sylwetki. Wstrzymałam oddech, gapiąc się na ich usta, złączone w namiętnym pocałunku.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
Hayran KurguDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...