Poczułam zapach męskich perfum. Czyjś równy oddech na czubku głowy. Delikatny dotyk ciepłych palców na nadgarstku. Rozchyliłam powieki. Leżałam wtulona w ramię śpiącego Shawna. Czyli jednak udało mi się zasnąć. Nawet nie pamiętałam, kiedy to się stało. Miałam zamiar wstać, ale nie chciałam obudzić chłopaka. Z drugiej strony jego ramię było całkiem wygodne. Chwila... Dlaczego trzymał mnie za rękę?
Brunet poruszył się i otworzył oczy. Skierował w moją stronę to swoje głębokie spojrzenie, wyrażające tyle uczuć naraz. Kąciki jego ust od razu powędrowały do góry, co spowodowało identyczną reakcję i z mojej strony.
- Jak się spało? - zapytał cichym, lekko zachrypniętym głosem. Cholera, dlaczego to brzmiało tak seksownie?
- Masz wygodne ramię - skomentowałam.
- Dzięki - zaśmiał się cicho - Wiesz... Naprawdę daleko zaszliśmy.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi.
- Nigdy nie sądziłem, że będziemy spać w jednym łóżku. A to brzmi całkiem ciekawie.
- Żeby nie było, to wydarzyło się przypadkowo - upierałam się, co spotkało się z pełnym irytacji westchnięciem ze strony chłopaka - No co?
- Ty nigdy nie odpuścisz, co, Desty? - uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową.
- Zrozum, Shawn. Musisz dać mi czas. I nie nazywaj mnie Desty.
- Rozumiem, zostawię to na później - wyszczerzył się do mnie - Poleżymy sobie jeszcze?
- Shawn...
- Przecież to nic nie znaczy - mówiąc to, nieumiejętnie naśladował mój głos. Brzmiało to rozpaczliwie żałośnie, ale i nawet zabawnie.
Przewróciłam oczami i zachichotałam.
- Nie słyszę sprzeciwu - ułożył się wygodniej i objął mnie ramieniem, przytulając do siebie.
Byliśmy tak blisko, że mogłam słyszeć bicie jego serca. On zapewne także wyczuwał moje rozszalałe serce. Wciąż jednak miałam nadzieję, że go nie słyszał, chodź to byłoby trudne. Nie dbałam o to, która była godzina. Przy Shawnie byłam całkowicie spokojna i czułam się nadzwyczaj bazpiecznie. Mogłoby się to wydawać dziwne, ale tak, przy Shawnie Mendesie czułam się bezpiecznie.
- Co się dzieje? - szepnął i położył swoją ciepłą dłoń na mojej kladce piersiowej - Serce zaraz ci wyskoczy.
Naprawdę było aż tak źle? Cholera, to chyba coś znaczyło.
- Nic, nic - dotknęłam jego dłoni. Tym razem miałam wrażenie, że moje serce miało za chwilę stanąć.
- Destiny, ja widzę, co się dzieje - wciąż mówił tym cichym, urzekającym głosem. Dlaczego mi to robisz, Mendes?
- Ja też widzę, nie jestem ślepa - zamknęłam oczy, powstrzymując łzy. Sama nie wiedziałam, co czułam. Nie wiedziałam czy śmiać się, czy płakać - Ja po prostu się boję, Shawn.
- Myślisz, że ja się nie boję? - zamilkł na chwilę, po czym ciągnął dalej - A wiesz, co nauczyło mnie, że w życiu trzeba się bać? - kolejna chwila ciszy - Ludzie. Ludzie i ich uczucia. Ich twarze, mówiące, że nie chcą mnie znać. Twarz Aarona, kiedy lekarz oznajmił nam, że jego rodzice nie przeżyli. Twarz jego siostry zalana łzami, kiedy odwiozłem go do domu. Zawiedzione twarze moich rodziców. Byłem ich jedynym synem, straciłem ich zaufanie. Twarze ucznów, obdarzające mnie pogardliwymi spojrzeniami. Byłem śmieciem w ich oczach. A przede wszystkim twoja twarz. Kiedy cię zobaczyłem, ogarnął mnie strach i nie umiem się go pozbyć. Wciąż się boję, Destiny. Jestem pewien, że o wiele bardziej od ciebie. Proszę cię tylko o jedną szansę. Potem i ty możesz mi powiedzieć, że nie chcesz mnie znać.
- Nigdy tak nie powiem, Shawn - szepnęłam.
- Boisz się?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Powiesz mi teraz, żebym się nie bała?
- Nie, to oklepane i bez sensu.
- Więc co z tym zrobisz?
Nie odpowiedział. W jednej chwili znalazł się nade mną. Wsparł się jedną ręką obok mojej głowy, a drugą dotknął mojego policzka.
Cholera, Mendes, co ty odpierdalasz?
Patrzył mi w oczy, jakby czekał na pozwolenie, lub jakikolwiek akt sprzeciwu. Ja jednak bez słowa wpatrywałam się w jego czekoladowe tęczówki i malinowe usta. Nie wiedziałam, co robić, więc po prostu czekałam na rozwój wydarzeń.
Zbliżył się tak, że czułam jego ciepły oddech, owiewający całą moją twarz. Nasze usta były niebezpiecznie blisko. Moje serce wciąż waliło, jakby miało zaraz wyskoczyć mi z piersi. To się działo, to się naprawdę działo. Chłopak pogładził kciukiem mój polik, po czym złączył nasze usta w nieśmiałym pocałunku. Trwało to nie więcej, niż dziesięć sekund, zanim odsunął się ode mnie, przygryzając dolną wargę.
- Jesteś moja, Destiny - wyszeptał wciąż tym swoim podniecającym głosem.
Tak, Mendes, jestem twoja. Nic na to nie poradzę.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...