41. Baw się dobrze.

1.2K 72 11
                                    

Umówiłam się z Shawnem na jedenastą. Chciałam jeszcze wrócić do domu i trochę się ogarnąć. Pożegnałam się z Drake'iem i ruszyłam w drogę powrotną. Kiedy tylko chłopak zniknął z mojego pola widzenia, po drugiej stronie ulicy zauważyłam Ashley i Matta. Mieli dość poważne miny, a kiedy tylko ich wzrok spoczął na mojej osobie, posmutnieli jeszcze bardziej. Spojrzeli po sobie i podeszli do mnie.

- Będzie nam ciebie brakować - Ashley niemal się na mnie rzuciła, zamykając w szczelnym uścisku, do którego dołączył się także Matt.

Ale... Skąd wiedzieli o mojej przeprowadzce? Drake nie mógł im powiedzieć. Poprosiłam go o dyskrecję, poza tym nawet nie zdążyłby napisać do któregokolwiek z nich.

Po chwili oboje rozluźnili uścisk i posłali mi smutne spojrzenia. Takie spojrzenia bolały najbardziej. Nie chciałam współczucia, ani niepotrzebnych łez. Chciałam spędzić ten czas, który został mi w Toronto, na dobrej zabawie z przyjaciółmi.

- Skąd wiecie? - spytałam, kiedy z trudem opanowałam łzy. Później pozwolę im ujrzeć światło dzienne.

- Tracy nam powiedziała - wyznał Matt.

- Skąd Tracy wie? - to pytanie skierowałam bardziej do siebie, niż do przyjaciół.

- Przecież ona wie wszystko - chłopak wydał z siebie krótki, zduszony śmiech.

- Wciąż zastanawia mnie, jak ona to robi - uśmiechnęłam się blado.

Pożegnałam się z przyjaciółmi i ruszyłam w stronę domu. Znalazłam się tam dziesięć minut później. Miałam tylko nadzieję, że mama siedziała akurat w swoim biurze. Nie miałam ochoty na kolejne przykre konwersacje. Niestety. Byłam już tak blisko mojego pokoju, kiedy drzwi po drugiej stronie korytarza otworzyły się i moja rodzicielka wyszła z sypialni już uczesana i w kompletnym ubraniu.

- Skarbie... - podeszła do mnie z niezbyt wesołym wyrazem twarzy.

- Mamo - powiedziałam obojętnie, zakładając ręce na piersi.

- Dostałam telefon - przytuliła mnie. Już wiedziałam, że nie ma do przekazania dobrych wiadomiści - Za tydzień musimy być na miejscu.

- Za tydzień? - wybauszyłam oczy. Może zdążyłam się pogodzić z tym, że będę musiała opuścić Toronto, ale na pewno nie z tym, że został mi tylko tydzień na pożegnanie się z przyjaciółmi.

- Przepraszam - wyszeptała głosem niepodobnym do głosu mojej mamy.

- Nie przepraszaj, mamo. Przecież musicie mieć pracę - ta przeprowadzka ani trochę nie była mi na rękę, ale nie mogłam być taką okropną córką. Starałam się zrozumieć.

- Będziemy przyjeżdżać do Toronto - kobieta odsunęła się ode mnie i umieściła swoje dłonie na moich policzkach.

- Wiem - wyszczerzyłam się, na co mama się zaśmiała - Muszę iść, umówiłam się z Shawnem.

- Dacie radę?

- Co? - spytałam nieco zdezorientowana.

- Wiesz, związki na odległość to nie taka prosta sprawa.

- Dam radę, mamo - wydałam zirytowany pomruk i udałam się do pokoju. Mój wzrok od razu spoczął na zegarze. Za dwadzieścia minut miałam być u Shawna. Zwykle dojście do jego domu zajmowało mi około dwunastu, czasem trzynastu minut. Stanęłam przed lustrem i przygładziłam włosy. Nie powinien mieć nic przeciwko, gdybym zjawiła się u niego osiem minut przed czasem. Głupie osiem minut. Trwałoby dłużej, niż cały tydzień, który został mi w Toronto.

Tydzień.

Dwanaście minut, wbrew pozorom, minęło mi całkiem szybko. Wspięłam się na werandę domu Shawna i nacisnęłam guzik obok framugi. Rozległ się dźwięk dzwonka. Jedna sekunda. Dwie sekundy. Trzy sekundy. Po jedenastu sekundach drzwi otworzyły się. Twarz bruneta rozjaśniał promienny uśmiech. Dobijała mnie świadomość, że za chwilę będę musiała go zetrzeć.

- Cześć - przytulił mnie na powitanie. Od razu złapał mój nadgarstek i wciągnął mnie do środka, zamykając drzwi.

- Hej - uśmiechnęłam się blado. Kiedy tak przyglądałam się jego twarzy, coś we mnie pękło. Jego czekoladowe oczy. Niepojęte. Niezbadane. Piękne. Pełne, malinowe usta, układające się w szeroki uśmiech. Uśmiech, który tak kochałam. Który mogłam całować, kiedy tylko chciałam. Który dawał mi poczucie bezpieczeństwa i sensu życia.

- Co ci jest? - spytał chłopak ze śmiechem, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że od dobrych kilku sekund wpatrywałam się w jego promienną twarz.

- Chodźmy na górę - tym razem ja pociągnęłam go za nadgarstek. Ciągnęłam tak długo, aż zatrzasnęły się za nami drzwi pokoju Shawna.

- Destiny? - brunet wciąż miał rozbawioną minę. To bolało. Tak bardzo bolało.

- Wracam do Londynu - wypowiadając te słowa, poczułam dziwną pustkę.

Między nami zapadło milczenie. Magia oczu Shawna rozpadła się na milion kawałków, tak jak ja. Nie były jednak puste. Widziałam w nich łzy. Uśmiech zniknął, ustępując miejsca wąskiej linii. Przez chwilę panowała cisza, która wierciła dziurę w mojej duszy. Nie mogłam jej znieść. W końcu Shawn odezwał się cichym, drżącym głosem.

- Baw się dobrze.

Przykro, mi miśki moje, ale niestety będę nieobecna przez jakiś czas. 22 lipca wracam do aktywności na wattpadzie, więc spodziewajcie się rozdziału w okolicy tego dnia.

Bye ;******

My Destiny || Shawn MendesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz