Zeszłam do kuchni we wspaniałym nastroju. Minęły już dwa tygodnie od czasu tej nieszczęsnej domówki u Logana, kiedy to Aaron nie wytrzymał i w końcu dotkliwie pobił Shawna. Słońce świeciło wyjątkowo mocno, jak na sobotni poranek. W domu panowała duchota, a na dworze było jeszcze gorzej.
- Cześć, mamo - przywitałam się z moją rodzicielką, siadając przy stole. Mama krzątała się w kuchni w swoim zielonym szlafroku i puszystych kapciach - króliczkach.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się blado, patrząc w moją stronę. Chyba nie była w najlepszym nastroju.
- Mamo, coś się stało? - zapytałam, okrążając stół i podchodząc do niej od tyłu.
- Destiny, muszę ci coś powiedzieć - zmarszczyła brwi. Robiła tak zawsze, kiedy miała do przekazania nie koniecznie dobrą wiadomość.
- Co jest? - zmartwiłam się. Podeszłam bliżej, stając obok niej przed zlewem pełnym naczyń.
- My... Wracamy do Londynu - spojrzała mi w oczy.
Wtedy cały mój świat rozpadł się na milion kawałków. Zawaliło się życie, które tak długo usiłowałam jakoś ułożyć sobie w Toronto. Dawno zapomniałam o nic nie wartych znajomościach z Londynu. Tu miałam wszystko - przyjaciół, chłopaka, wspaniałe osoby i miejsca, z którymi wiązało się tyle wspomnień.
- Jak to, wracamy? - niemalże wykrzyknęłam - Nie możemy! Dlaczego?
- Destiny, uspokój się - powiedziała mama swoim łagodnym głosem - Nie do końca nam się tutaj ułożyło, więc z tatą stwierdziliśmy, że wrócimy do starej pracy.
- Za to mi ułożyło się świetnie - protestowałam - Ja nie chcę wyjeżdżać!
- Rozumiem, córciu. Przeprowadzki zawsze są trudne - kobieta przytuliła mnie. Moje oczy napełniły łzy, które wylały się na ramię matki.
Nie mogłam uwierzyć, że będę musiała zostawić całe moje życie. Jeszcze pięć minut wcześniej wręcz skakałam ze szczęścia. Miałam wyjątkowo dobry humor, po którym nie zostało ani śladu.
Bez słowa wyswobodziłam się z objęć matki i wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. Nie słyszałam za sobą krzyków kobiety. To dobrze. Zrozumiała. Niewiele myśląc, skierowałam się w stronę tego jedynego, ważnego dla mnie miejsca. Po dziesięciu minutach siedziałam już po turecku na skałce w leśnej zatoczce i pisałam SMS-a do Drake'a.
Destiny:
Musimy pogadać. Tam, gdzie zawsze.Po niecałych dziesięciu minutach na horyzoncie pojawił się mój przyjaciel. Wdrapał się na skałę i usiadł obok mnie, spuszczając nogi na dół.
- Co się stało? - zapytał zmartwiony, widząc łzy ściekające po moich policzkach.
- Drake, ja... - przełknęłam ciężko ślinę - Wracam do Londynu - ukryłam twarz w dłoniach.
- Co? - słyszałam zaskoczenie w jego głosie. Tak jak i mnie, jego też nie ucieszyła ta wiadomość - Jak to? Nie możesz...
- I nie chcę - wymamrotałam przez łzy - Rodzicom się nie powiodło. Wracają do starej pracy - kręciłam głową.
Drake objął mnie ramieniem. Poczułam znajomy zapach jego perfum. Teraz mogłam spotkać się z nim o każdej porze dnia i nocy. Już niedługo nie będę tego miała.
- Drake... Ja nie chcę, żeby było tak, jak ostatnio - uniosłam na jego twarz szklane spojrzenie. Widziałam, że i do jego oczu cisnęły się łzy.
- Nie będzie, obiecuję - pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie chcę cię znowu stracić.
- Nie stracisz - przytulił moją głowę do swojego falującego torsu - Będę przy tobie.
- Będziesz na drugim końcu świata.
- Londyn to nie drugi koniec świata. Damy radę - uśmiechnął się blado.
- A co, jeśli nie? - zacisnęłam palce na jego obcisłej koszulce.
- Musimy wierzyć, że nam się uda. Inaczej nic z tego nie będzie.
Wtedy mój telefon zawibrował w tylnej kieszeni. Wyciągnęłam go i przeczytałam wiadomość od Shawna.
Shawn:
Jak tam, księżniczko? Spotkamy się dzisiaj? Tęsknię za tobą ;*Ciekawe, jak bardzo będzie tęsknił, kiedy znajdę się na drugim końcu świata.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanficDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...