Stanęłam jak wryta w drzwiach kanciapy woźnego i z szeroko otwartymi oczami przypatrywałam się, jak Ashley i Matt odsuwają się od siebie zakłopotani i kierują ku mnie zawstydzone spojrzenia.
- E... Przepraszam, poszukam innego odludnego miejsca... - zaśmiałam się nerwowo.
- Destiny... - Ashley odskoczyła od Matta i spojrzała gdzieś za siebie.
- Nie przeszkadzajcie sobie - zatrzasnłam drzwi kanciapy i ruszyłam szybkim krokiem, z uśmiechem na twarzy, analizując, co przed chwilą widziałam. Nie odwracałam się, żeby zobaczyć ich miny, kiedy zakłopotani wychodzą z pomieszczenia. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki cisnął mi się na usta.
Skręciłam korytarzem w lewo i osunęłam się po ścianie na podłogę. Sama nie wiedziałam, o czym myśleć. O Shawnie, który przytłaczał mnie swoim zabójczym spojrzeniem, czy o Mashley - parze, którą shipowałam, i która właśnie obściskiwała się w kanciapie woźnego.
Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos:
- Desiny, tu jesteś - Nade mną stała Ashley.
Podniosłam się z podłogi i spojrzałam na przyjaciółkę. Zorientowałam się, że wciąż na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech. Przeanalizowałam minę Ashley i szybko zmieniłam swoje nastawienie. Widać było, że czymś się martwiła. Zmarszczyła brwi, a usta zacisnęła w wąską linię - o ile było to możliwe z jej ślicznymi, dużymi wargami.
- Coś się stało? - przybrałam podobny wyraz twarzy i z zaciekawieniem przyglądałam się dziewczynie.
- To, co widziałaś... - spojrzała na czubki swoich butów - Nikt nie może się dowiedzieć.
- Nikt? - zdziwiło mnie to stwierdzenie. Przez chwilę było tak pięknie.
- Nikt. Nawet Drake. Ani Tracy. Zwłaszcza Tracy.
To mnie przeraziło. Wizja posiadania przed Drake'iem jakiejkolwiek tajemnicy nie była najlepszym pomysłem. Ale czego nie robi się dla przyjaciół? Fakt, że Ashley znałam dopiero dwa tygodnie, ale już czułam się częścią jej życia. Ona i jej uczucia były dla mnie ważne. To sprawy dziewczyn. Drake nie powinien się w to mieszać.
- Dlaczego? Co się stało? - dopytywałam się.
- No, wiesz... - jąkała się Ashley - To, co zaszło... Właściwie w ogóle nie powinno mieć miejsca. Jesteśmy przyjaciółmi. To znaczy... Byliśmy. Od dawna jesteśmy dla siebie kimś więcej. To samo wyszło... Chieliśmy pogadać, znaleźliśmy się w kanciapie woźnego i nagle jakby... Zrobiło się dziwnie. On popatrzył mi w oczy... Ja pieprzę, on ma takie piękne oczy... No i mnie pocałował.
W osłupieniu słuchałam opowieści. Nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, więc milczałam. Wyręczył mnie dzwonek, który rozbrzmiał w bocznym korytarzu.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz - Ashley położyła rękę na moim ramieniu i spojrzała mi w oczy.
- Obiecuję - wyjąkałam - Nikt się o tym nie dowie - uśmiechnęłam się blado, na co dziewczyna odpowiedziała tym samym.
- Kocham cię, wiesz? - przytuliła mnie z całej siły.
- Wiem - oddałam uścisk. Chwilę stałyśmy tak, przyklejone do siebie, po chwili wygrał jednak zdrowy rozsądek - Za chwilę się spóźnimy.
- Tak, masz rację - odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła się szeroko.
- Ja zawsze mam rację - wzruszyłam ramionami, po czym ruszyłam korytarzem w stronę sali lekcyjnej.
Shawn:
Więc jak jest między nami?Destiny:
A jak ma być?Shawn:
Dziwnie na mnie patrzyłaś.Destiny:
A ty byś dziwnie nie patrzył?Shawn:
Starałem się być obojętny. Tak, jak się umówiliśmy.Destiny:
Gdyby to było takie proste...Shawn:
To może być proste. Pomyśl, że mnie nie znasz. Przecież nigdy ze mną nie rozmawiałaś. No wiesz, w cztery oczy.Destiny:
Znam cię wystarczająco.Shawn:
Według mnie to nie wystarczy.Destiny:
A co by wystarczyło?Shawn:
Gdybyśmy lepiej się poznali.Destiny:
Chcesz... Pogadać? Tak po ludzku?Shawn:
Jeżeli byś chciała...Destiny:
To bez sensu, Shawn.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanfictionDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...