Rzuciłam się na kolana przed bezwładnym ciałem Shawna. Leżał tam, poturbowany i nieprzytomny. Lewe oko miał podbite, a z prawej skroni i rozciętej wargi sączyła się krew. Przez otwarte drzwi, do środka zajrzał jakiś niski brunet bez koszulki.
- Co to jest, do cholery? - niemalże krzyknął, co przyciągnęło niepotrzebnych gapiów.
Właściwie to nie byłam w stanie myśleć, więc tylko wzruszyłam ramionami, czując, jak do moich oczu napływają łzy.
- Shawn, obódź się, proszę - chlipałam.
- Co mu się stało? - pytał chłopak.
- Nie wiem - wydusiłam z trudem - Znalazłam go tu.
I wtedy to do mnie dotarło. Skoro Aaron też zniknął, może on mu to zrobił? Przez jakiś czas żywiłam jakąś tam sympatię do tego człowieka. Byłam z nim na czymś, co można było nazwać randką. Wtedy wydawał się być w porządku. Jednak nigdy nie darzyłam go stuprocentowym zaufaniem. A teraz, kiedy był pijany, mógł nawet coś wziąć. Narkotyki i alkohol czasem naprawdę dziwnie działają na ludzki mózg.
- Wiesz, gdzie jest Aaron Spencer? - zwróciłam się do chłopaka, marszcząc brwi.
Pokręcił głową.
- Trzeba go zabrać do domu - stwierdziłam - Masz samochód?
- A ty nie masz? - odparł, trochę chamsko, jednak w końcu zgodził się zawieźć nas do mojego domu. Na szczęście rodziców nie było.
- Ile wypiłeś? - zapytałam, kiedy usiadł za kierownicą. Zajęłam miejsce z tyłu, kładąc sobie na kolanach głowę Shawna.
- Naprawdę? - uniósł brwi - To jest teraz najważniejsze?
- Jedź - przewróciłam oczami, zapinając pas. Na wszelki wypadek.
Z moją małą pomocą, chłopak przeniósł Shawna na kanapę w salonie. Dowiedziałam się, że nazywał się Marcus.
- Pomóc ci z nim? - zapytał, kiedy ukucnęłam przed kanapą.
- Dzięki - odparłam - Dam radę.
- W razie czego, dzwoń - chwycił ołówek, leżący na komodzie i zapisał swój numer telefonu w notatniku, znajdującym się w tym samym miejscu.
- Nie sądzę, żebyś, jeszcze bardziej pijany, zdołał tu przyjechać - spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, wstając i kierując się do łazienki.
- To... Ja już pójdę - skierował się w stronę drzwi wejściowych.
- Dzięki za pomoc - krzyknęłam, zanim opuścił dom. Pomachał mi ręką i wyszedł.
Weszłam do łazienki, chwyciłam przypadkową szmatkę i umieściłam ją pod strumieniem zimnej wody. Wróciłam do Shawna i uklękłam przed nim. Zaczęłam delikatnie przecierać jego twarz szmatką, zmywając z niej swieżą jeszcze krew. Nie było jej dużo, ale teraz na twarzy chłopaka pojawiło się dużo guzów i siniaków, których wcześniej nie było. Po jakimś czasie na prawej skroni miał już opatrunek. Na szczęście żadna z ran nie była na tyle poważna, żeby trzeba było zakładać szwy.
Brunet obudził się niecałe dziesięć minut później.
- Destiny? - usłyszałam jego cichy, zachrypnięty głos.
- Odpocznij - wyszeptałam, gładząc go po głowie. Miałam do niego conajmniej milion pytań. Byłam trochę wściekła, jednak uśmiechałam się. W końcu nie był w najlepszym stanie. Lawiną pytań zasypię go później.
- Destiny...
- Śpij - szeptałam - Później ci wytłumaczę.
Albo ty wytłumaczysz mi - pomyślałam.
CZYTASZ
My Destiny || Shawn Mendes
FanficDestiny powraca do rodzinnego Toronto. Nie wie, że od dawna pewna osoba chce bliżej ją poznać. Nie warto oceniać książki po okładce. W środku może się kryć zupełnie inna osoba. Dlatego on decyduje się pozostać anonimowy. Tylko tak może lepiej ją poz...