O Majci, mistrzyni kuchni

273 9 0
                                    


W pewnym małym, ale bardzo wyjątkowym miasteczku, w jednym z przytulnych bloków mieszkała Majcia.

Była to śliczna dziewczyna o burzy loków na głowie, a uśmiechu tak ciepłym i promiennym, że rozgrzewał każde serduszko.

Miała ona niezwykły dar gotowania. Sama Magda Gessler jej zazdrościła. Zapach spalonych warzyw na patelni oraz tostów, tak czarnych, iż murzyni byli przy nich biali, można było poczuć w jej całym mieszkaniu.

Pewnego słonecznego dnia, Majcia miała gościć u siebie na obiedzie wielką osobistość; prawą rękę Wielkiej Pani Lasu - mrocznego Felixa.

A skąd taka wizyta? No cóż nasza urocza dziewczynka pragnęła chociażby na chwilę znaleźć się w wielkim pałacu w lesie, w którym mieszka jej ów gość i zapoznać się z jego panią.

Rano Majcia udała się do sklepu po niezbędne składniki. Leciała i kupowała wszystko niczym torpeda wystrzelona z nazistowskich łodzi podwodnych.

Wracając do domu jednak na chwilę uruchomiła hamulce i zatrzymała się. Zobaczyła powiem ślicznego koteczka i nie mogła się mu oprzeć. Była to śliczna, ruda kicia, o puszystej sierści. Majci, aż z wrażenia powiększyły się gały na pół twarzy, coś jak postaciom w anime. Podeszła do kotka i zadowolona pogłaskała go po główce.

-Dobry koteczek – powiedziała swoim słodkim głosikiem i pognała do domciu po drodze potykając się o jakiś dziwny płotek stojący na ulicy. Skąd on się w ogóle wziął?!

W mieszkanku nasza kochana Majcia jak zwykle spaliła wodę. Następnie postanowiła zacząć robić swoje popisowe danie.

Wstawiła ostrożnie makaron do garnka, by się ugotował. Następnie wesoło podskakując, niczym króliczek po marchewkach nawożonych heroiną, udała się nakryć do stołu. Jak zwykle z gracją i elegancją zbiła jeden talerz.

Nagle zadzwonił do niej telefon. Wyjęła go z kieszeni i odebrała. Okazało się, że dzwoni jej narzeczony Bartek.

-Bartuś! - krzyknęła uradowana.

I tak przegadała ze swoją miłością godzinę. Przez to wszystko zapomniała o gotującym się makaronie, ale jak każdy dobrze wie, wspaniała Majcia zapomniała o nim specjalnie, bo w tym tkwi sekret jej superaśnych potraw. Zapomina o nich, a potem ratuje je czym się da, by były jadalne.

Kiedy Majcia skończyła rozmowę, cała w skowronkach pomaszerowała do kuchni. Spojrzała na płonący garnek z makaronem.

Przerażona natychmiast pobiegła do łazienki, odkręciła wodę w prysznicu i pognała z nim do kuchni, by ugasić pożar. Na szczęście sznur od prysznica był bardzo długi.

Majcia spojrzała na makaron w środku garnka, nie wyglądał źle, więc stwierdziła, że na obiad się nada.

Magicznym sposobem przełożyła podłużne kluchy zwane makaronem na talerz i wypowiedziała tajemnicze słowa:

-Makaronus doprawius!

Zakryła danie metalową miską z uchwytem u góry. Następnie odłożyła je na stół, który pokryty był pięknym obrusem w ulubionym kolorze Majci.

Potem nasza urocza kucharka wzięła się za deser. Do kubka wsypała kisiel w proszku, zalała go wodą i odstawiła na obok parapetu.

Uśmiechnięta Majcia pognała do swojego pokoju ubrać się w ładne rzeczy, gdy to zrobiła usłyszała dzwonek do drzwi.

-To już ta godzina! - spojrzała na zegarek zdziwiona i poszła otworzyć drzwi.

Była dość podekscytowana i delikatnie zdenerwowana. Od tego obiadu zależy czy spełni się jej marzenie. Drżącą ręką pociągnęła za klamkę.

Była bardzo ciekawa jak będzie wyglądał jej gość, ponieważ niewielu ludzi go widziało i krążyło o nim sporo plotek.

Jedne mówiły, że to demon. Podobno jedno jego spojrzenie powali cię martwą na ziemię.

Inne z kolei twierdziły, że jest on chowańcem Pani Lasu – kotem o spojrzeniu tak chłodnym jak zima na Syberii.

Mniej znane opowiadały o uczynnym cieniu, który bronił miasta w nocy.

Majcia nigdy nie wiedziała, którym wierzyć, a teraz miała się przekonać na własnej skórze kto to jest.

Gdy otworzyła drzwi spostrzegła wysokiego chłopaka o bardzo bladej karnacji, czarnych gęstych włosach i zielonych oczach. Na oko miał tak z dwadzieścia lat. Maja musiała mocno zadrzeć głowę do góry, by zobaczyć jego twarz. Od jej gościa biła duma i lekki chłód. Można powiedzieć, iż był delikatnie przerażający, a to wszystko za sprawą wzroku. Jego oczy były niepokojące, zaś sama twarz była ładna i miła.

-Witam – powiedział i lekko skłonił głowę.

-Dzie -dzień dobry – zająknęła się Majcia.

-Nazywam się Felix, a ty jesteś zapewne panna Majcia – jego głos był, aż zbyt spokojny.

-Tak, zapraszam do środka

Majcia zaprowadziła gościa do stołu. Była w delikatnym szoku. Jednak szybko opamiętała się i wróciła do wesolutkiej postawy naszej kochanej i zwariowanej kuchareczki.

Jako pierwszy podała makaron. Wyglądał on wspaniale, pachniał jak najlepsze danie świata. Gdy wyłożyła je gościowi na talerz, potrawa zaczęła płonąć. Majci poszerzyły się źrenice. Podała właśnie płonący makaron. Pytanie tylko jak on się zapalił?!

Spojrzała nieco zakłopotana na gościa. On nic nie powiedział, popatrzył na nią chwilę, a potem na to, co znajdowało się na jego talerzu. Wyglądał jakby nie zrobiło to na nim wrażenia.

Palący się makaron – to przecież takie normalne w naszych czasach, prawda?

Majcia szybko zabrała danie i zalała je wodą.

-Oby chociaż kisiel mi wyszedł – powiedziała cicho sama do siebie.

Zaniosła uroczy kubeczek z kiślem Felixowi. Chłopak wziął łyżkę do ręki, zamieszał go i wyciągnął łyżeczkę. Po krótkiej chwili obserwowania deseru powiedział:

-Panno Majciu, proszę mi wybaczyć, ale w tym kubku się coś rusza

Wspaniała kuchareczka popatrzyła na kisiel. Czarnowłosy miał rację. Po krótkiej chwili patrzenia z kubeczka wyszedł malutki koteczek cały utytłany w kisielku.

Mój Boże popsułam kisiel w proszku! - krzyknęła w duchu Majcia.

Chłopak wstał od stołu i wziął małego kotka na ręce.

-Panno Majciu... - odezwał się Felix.

-Wiem, wszystko poszło nie tak! - przerwała mu zasmucona. - Ale naprawdę się starłam! Proszę o jeszcze jedną szansę!

-Ma panna niesamowity dar – kontynuował. - Jestem skory, by zaproponować panience pracę u nas w pałacu jako kucharz

Majcia oniemiała.

-Może panna nawet z nami zamieszkać

-Ale ja mam narzeczonego i i i ja... - dziewczyna była bardzo zaskoczona.

-On także może z panną przyjechać. Gwarantujemy wam wspaniałe pokoje i własną łazienkę

-Naprawdę?! - ucieszyła się. - Tak, tak zgadzam się! Czy będę mogła poznać Panią Lasu?

-Ależ oczywiście, od dzisiaj może się panna zaliczać do naszej wielkiej rodziny.

I tak wesoła Majcia zyskała tytuł mistrzyni kuchni. Zamieszkała w pałacu razem z Barkiem, zapoznała się z innym mieszkańcami i żyła długo i szczęśliwie.


A owa Majcia istnieje naprawdę i jest równie wspaniała, co ta powyżej opisana.

Zapraszamy do wejścia na jej profil:  

JaMajkaxd

Shoty, xreadery i inne bajery (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz