12.

1.7K 37 0
                                    


Dziś jest dzień wyjazdu. Sama nie wiem czy chcę tam jechać. Na początku bardzo się cieszyłam, ale teraz wszystko się skomplikowało. Will nie zachowywał się jak kiedyś, traktował mnie bardzo obojętnie, jakby to, co było wcześniej nie miało dla niego znaczenia. Całą noc myślałam o tym tajemniczym chłopaku. Bałam się, żeby Will nie wplątał się w kłopoty. Jego mama się o niego martwi, a on...

Właśnie wzięłam prysznic, założyłam błękitną bluzę z kapturem i białe spodnie. Walizki zaczęłam pakować już wczoraj, żeby zaoszczędzić czas. Nie brałam dużo rzeczy, ponieważ nie mam w zwyczaju zabierania połowy domu. Wzięłam trochę ubrań, kosmetyków, laptopa oraz parę innych rzeczy. Wszystko zmieściło się w dwóch walizkach. Gdy byłam gotowa, postanowiłam zejść na dół i przed przyjściem mojego „opiekuna" zjeść śniadanie.

Gdy stanęłam już w progu kuchni, nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Podbiegam do nich, otworzyłam i to, co zobaczyłam, kompletnie mną wstrząsnęło.

- Will?! - krzyknęłam- Co się stało?!

Był cały poobijany. Miał podbite oko, rozciętą wargę, a z nosa leciała mu krew. Myślałam, że serce pęknie mi na ten widok. Wyglądał naprawdę źle.

- To... to nic takiego. Twoi rodzice już pojechali? - zapytał przez zaciśnięte zęby. Trzymał się za bok, ktoś musiał go bardzo mocno uderzyć, bo ledwo stał na nogach.

- Tak! Chodź, trzeba Cię opatrzeć. A może lepiej jechać do szpitala? - zapytałam, patrząc ze smutkiem jak cierpi.

- Nie trzeba, dam radę- był uparty.

Złapałam go pod ramię i zaprowadziłam do salonu. Usiadł na kanapie, a ja pobiegłam po jakieś plastry, wodę utlenioną, ręcznik. Gdy wróciłam zginał się z bólu.

- Boże, Will jedźmy do tego szpitala, proszę! Kto Ci to w ogóle zrobił?!

- Nigdzie nie jedziemy, to nic takiego, nie ważne- wiedziałam, że nic od niego nie wyciągnę. Zaczęłam przemywać jego ranę, a on tylko syczał z bólu. Przyniosłam szybko worek z lodem, aby przyłożył go do podbitego oka. Nawet nie podniósł na mnie wzroku. Cały czas patrzył się na swoje ręce, które były całe we krwi. Nagle spojrzałam na jego koszulkę. Była czerwona.

- Will, zdejmij koszulkę szybko!- ktoś musiał wbić mu jakiś nóż.

- Olivia, dam sobie radę, pójdę...- nie dałam mu dokończyć.

- Rób co każę, rozumiesz?- podniosłam brwi, byłam wściekła.

Tym razem posłuchał. Nie mógł sobie poradzić przez ból, więc mu pomogłam. Po chwili, na jego ramieniu, ujrzałam spory tatuaż przedstawiający motor i samochód w kłębach dymu. Pod tym widniał napis: „moje życie". Nie pytałam o nic, tylko szybko zajęłam się raną. Na szczęście nie była głęboka. Zrobiłam opatrunek, po czym powiedziałam:

- Przyniosę Ci koszulkę mojego brata i odwiozę Cię do domu, zaraz zadzwonię po taksówkę.

- Nie Olivia, dziś mamy być w waszej nadmorskiej posiadłości. Nie zawiodę, nie tym razem- spojrzał na mnie pewnym wzrokiem- Nie próbuj mnie przekonywać.

Po chwili jednak szepnął ciche „dziękuję" i powoli podniósł się z kanapy. Poszedł do łazienki, aby zmyć krew z dłoni.

Martwiłam się o niego, wyglądał kiepsko. Nie powinniśmy nigdzie jechać, nie dziś, ale on był uparty.

Po godzinie wsiedliśmy do samochodu. Wciąż mu się przyglądałam, czy wszystko jest w porządku.

- Will, może nie jedźmy?- zapytałam.

- Spokojnie, dam radę. Już Ci mówiłem, że jest dobrze- wcale nie było. Na jego twarzy rysował się ból, było widać, że cierpi.

Przez prawie całą drogę nie padło ani jedno słowo. Spoglądałam od czasu do czasu na niego, a następnie wyglądałam przez okno. Ta cisza była tak męcząca, że pod koniec drogi nie wytrzymałam.

- Will powiesz mi, kto Ci to zrobił? -zapytałam lekko zaniepokojona.

- Nieważne, to moje sprawy- odpowiedział, zaciskając dłonie mocniej na kierownicy.

- Chcę wyjaśnień, w końcu jesteś przy mnie! Mi też może stać się krzywda!- krzyknęłam. Wcale nie chodziło mi o własne bezpieczeństwo, musiałam skłamać, żeby wyciągnąć od niego prawdę.- Widziałam jak ktoś dawał Ci wczoraj pieniądze! Nie wyglądał na łagodnego i miłego faceta! Powiedz coś!

-Tak! Masz rację! -krzyczał i zacisnął usta w wąską linię- Przeze mnie może Ci się stać krzywda, dlatego zrezygnuję z tej pracy zaraz po naszym powrocie. Nigdy więcej się już nie zobaczymy, przysięgam. I Ty również masz trzymać się ode mnie z daleka, rozumiesz?! To nasze spotkanie i ta praca, to był duży błąd!

Błędem było to, że tousłyszałam. Czułam, jakby po raz kolejny, ktoś wbił mi nóż prosto w serce.Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Do końca drogi jużmilczałam, bałam się, co jeszcze mógłby powiedzieć...

"Szczęśliwy przypadek"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz