19.

1.2K 29 0
                                    

Minął miesiąc odkąd Will zrezygnował z pracy. Całą złość i smutek, zastąpiła ogromna pustka i tęsknota. Moje życie poraz kolejny straciło sens. Obawiałam się, że tym razem nie będzie odwrotu i cała ta historia nie skończy się szczęśliwie. Nie łudziłam się tym, że nagle stanie w drzwiach i powie, że to wszystko, to tylko jakiś kiepski żart. Czułam się dziwnie. Nie wiedziałam właściwie, co tak naprawdę się dzieje. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Obawa o niego wzrastała z każdym dniem, godziną, minutą... Nie miałam pojęcia, gdzie jest w tej chwili, czy jest bezpieczny, czy nic mu nie jest. Parę razy pisałam do niego sms-y, ale na próżno oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi, co jeszcze bardziej potęgowało we mnie strach. Już wyobrażałam sobie najgorsze...

Coraz częściej miewałam w nocy koszmary. Widziałam jak leży w kałuży krwi, albo jak ktoś grozi mu śmiercią. Budziłam się z krzykiem, zalewając łzami. Wtedy miałam tylko ochotę chwycić za telefon i usłyszeć jego głos, aby mieć pewność, że jest cały i zdrowy...

Każdego dnia chodziłam nieobecna, smutna. Ale moi ukochani rodzice, którzy zawsze tak o mnie dbają, nawet tego nie zauważyli. Najważniejsza była praca, wspólnicy, klienci. Córka, która przeżywała teraz najgorszy okres w swoim życiu, nawet nie zwróciła ich uwagi. Traktowali mnie jak powietrze. Jedyne, co zrobili, to zatrudnili panią Claudię, która miała przejąć w pełni obowiązki domowe, bo przecież oni byli zbyt ważni, aby pozmywać po śniadaniu czy wstawić pranie. Mi to nie przeszkadzało, zawsze chętnie zajmowałam się porządkami, przynajmniej na chwilę mogłam oderwać się od strasznych myśli.

Jess i Louis wiele razy próbowali mnie gdzieś zabrać, ale zawsze się wykręcałam. Parę razy próbowałam go wypytać na temat Williama, ale milczał jak grób. Zawsze zmieniał temat, albo nagle musiał wracać do domu. A może on wie, że coś mu się stało, tylko nie chce mi nic powiedzieć? Ale niby czemu miałby to ukrywać, przecież on nawet nie wie, że coś czuję do Willa...

Dziś znów obudziłam się ze łzami w oczach. To był najgorszy koszmar jaki miałam. Śniło mi się, że nareszcie się spotkaliśmy. Rzuciłam mu się w ramiona, a on mnie nie odrzucił. Byłam taka szczęśliwa. Jednak wystarczyła chwila, aby to szczęście zostało przerwane. Ktoś strzelił do Willa. Wszędzie była krew... Nie otwierał oczu, umarł w moich ramionach. Poczułam przeszywający ból, a z rozpaczy nie mogłam złapać tchu. I wtedy się obudziłam. Kolejny raz opanował mnie lęk, ale tym razem nie mogłam pozostać bierna na te obawy.

Była 9 rano. Musiałam się z nim zobaczyć, skontaktować. Przez to wszystko zapomniałam, że mama Willa dała mi swój numer telefonu. Teraz wszystko wydawało się łatwiejsze. Ale co powie Will, jeśli go spotkam? Będzie zły, wyrzuci mnie? Nieważne. Zniosę wszystko, nawet najbardziej bolesne słowa i czyny z jego strony. Chcę wiedzieć tylko, że nic mu nie jest.

Ubrałam się szybko i sięgnęłam po telefon. Modliłam się, aby pani Diana odebrała.

- Tak, słucham? – po drugiej stronie usłyszałam miły, znajomy głos.

- Dzień dobry, z tej strony Olivia, pamięta mnie pani?- zapytałam z nadzieją w głosie.

- Oczywiście skarbie, jak miło cię słyszeć. Czekałam aż się odezwiesz.

- Pomyślałam, że może ma pani ochotę na spotkanie?- zapytałam i miałam nadzieję, że się zgodzi.

- Z ogromną chęcią kwiatuszku, przyjdź do nas. Upiekę szarlotkę. Will co prawda znika teraz na całe dnie, dziś też wyjeżdża..., ale mam nadzieję, że moje towarzystwo Ci wystarczy.

Umówiłyśmy się za dwie godziny. Kamień spadł mi z serca, Will był cały i zdrowy, inaczej jego mama nie była by taka wesoła. Chociaż przez chwilę poczułam spokój. Miałam nadzieję, że zdążę się z nim zobaczyć jeszcze przed jego wyjazdem. Jego widok na pewno jeszcze bardziej mnie uspokoi, ale na pewno nie na długo. Dopóki nie dowiem się, co mu grozi, strach pozostanie.

Rodziców na szczęście nie było już w domu. Z Claudią świetnie się dogadywałam, więc nie wyda mnie, że wyszłam z domu bez ich pozwolenia. Wrócić mieli dopiero jutro rano, więc mogłam spokojnie jechać, nie przejmując się czasem.

O 11 byłam już na miejscu, mieszkali kawałek od centrum. Moim oczom ukazały się niewielkie, trzy-piętrowe kamienice. Dzielnica wyglądała na biedną, widać było, że niektórzy mieszkańcy ledwo wiążą koniec z końcem. Moi rodzice powinni przeznaczać część pieniędzy na pomoc takim rodzinom i osobom ubogim, a nie przeznaczać je na bezsensowne wypady do Paryża czy rzeczy do domu, z których i tak nie korzystali. Zapłaciłam taksówkarzowi i udałam się pod wskazany adres.

Stałam przed drzwiami z mocno bijącym sercem, może chociaż przez chwilę będzie dane mi go zobaczyć. Jednak drzwi otworzyła mi pani Diana.

- Olivko, zapraszam kochana – zaprosiła mnie do środka, po czym mocno uścisnęła. Zazdrościłam Willowi mamy. Pani Diana to wspaniała, ciepła kobieta.

Ich mieszkanie było malutkie, ale bardzo przytulne i schludne. Nie było tu przesadnych mebli, dekoracji tak jak u mnie, a jednak czułam się tu znacznie lepiej. To był prawdziwy, ciepły dom.

Pani Diana zaprosiła mnie na ciasto. Pachniało wspaniale. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam szarlotkę. Rozmawiało nam się świetnie, ale kiedy pani Diana wspomniała o Willu, posmutniała, a w jej oczach pojawiły się łzy. Gdy ujrzałam ją w tym stanie, od razu się przeraziłam, bałam się każdego słowa, ale chciałam znać prawdę.

- Martwię się o niego Olivio...- zaczęła i westchnęła ciężko- On znowu ma problemy. Czuję to. Jego przeszłość nie jest zbyt kolorowa, ale tym razem...

- Pani Diano, wie pani coś więcej? Jakie problemy?- miałam nadzieję, że coś wie na ten temat.

- Nie wiem Olivko, nie wiem. Ale znika na całe dnie. Zdarzyło się raz, że wrócił do domu pobity, ledwo wszedł po schodach. Boję się o niego. Przez pewnien czas było dobrze, ale teraz..., to wszystko przez jego ojca. Zabrał nam dom, nie mieliśmy gdzie się podziać. William wziął sobie za punkt honoru zdobyć pieniądze na wynajem. Nie mieliśmy tyle, aby wystarczyło, wszystkie pieniądze wydał na moje leczenie... To też moja wina... Na pewno wplątał się w jakieś kłopoty, inaczej nie zdobyłby tak szybko pieniędzy. Jest zbyt dumny, żeby prosić o pomoc, zawsze taki był. Każdego dnia błagam Boga, aby mojego synka nie spotkało nic złego.

Potrzebował pomocy, a ja nawet nie wiedziałam, copowiedzieć. 

"Szczęśliwy przypadek"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz