17.

1.4K 33 1
                                    


Prawie całą noc nie spałam. Jess skutecznie mi to utrudniała. Najpierw, do późna, zapewniała mnie o tym, że jej „cudowny" plan się powiedzie, a potem chrapała tak głośno, że nie dało się zmrużyć oka. Ahhh ta Jess. Jej nie da się nie lubić. Zawsze potrafiła mnie wysłuchać i nigdy nie oceniała pochopnie, starała się pomagać, chociaż czasem było to trudne. Tak właśnie jest teraz. Nie próbuje wybić mi z głowy Willa, żebym już przestała o nim gadać, tylko chce pomóc mi o niego zawalczyć. Wiedziała, że bardzo mi na nim zależy.

Wstałyśmy o 8. Szybko się ogarnęłyśmy i poszłyśmy na dół na śniadanie. Anna już krzątała się po kuchni, a chłopcy siedzieli w salonie i rozmawiali. Ich głośny śmiech dało się słyszeć w całym domu. Skąd oni się znają? To było chyba teraz pytanie, które najbardziej mnie nurtowało.

- Zapraszam dzieci, siadajcie już do stołu. Śniadanie gotowe. - Anna wołała nas z jadalni.

Wszyscy szybko zasiedliśmy do stołu. Jedzenia było mnóstwo, jak na jakimś przyjęciu. Wszystko wyglądało znakomicie. Aż trudno było pogodzić się z tym, że już jutro musimy stąd wyjechać. Nie dość, że znów będę musiała słuchać wyrzutów rodziców i być im posłuszna, to jeszcze mogę stracić Willa...

- Anno, jesteś znakomitą kucharką - powiedział z szerokim uśmiechem mój brat. On lubi się podlizywać kobietom. Zawsze uchodzi za takiego wspaniałego chłopca.

- Dziękuję Louis, Ty jak zawsze miły- odwzajemniła uśmiech Anna.

Po skończonym śniadaniu usiedliśmy we czwórkę w salonie. Anna pojechała do chorej koleżanki. Musiałyśmy powiedzieć im o tej małej imprezie i zrobić wszystko, żeby się zgodzili. Z Louisem nie będzie problemu, gorzej z Willem. Jess ma zawsze lepsze argumenty, więc to ona zaczęła rozmowę.

- Chłopcy, co powiecie na małą imprezę? Wiecie, taka na pożegnanie tego miejsca.- spojrzała na nich badawczo, a ja widziałam jak chłopaki kątem oka zerkają na siebie.

- Yyy, ja jestem za. W sumie nigdy nie mam nic przeciwko imprezom- zaśmiał się mój brat.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, wasi rodzice nie byliby...- Will nie skończył, gdyż przerwał mu mój brat.

- Ej Will. Stary, od kiedy ty jesteś taki nadopiekuńczy i zwracasz uwagę na to, co pomyślą inni? Jesteśmy tu sami, naszych starych tu nie ma, a wątpie, aby ktoś z nas tu obecnych coś im powiedział- zaśmiał się i puścił do nas oczko- Poza tym moja siostra nie chodzi na żadne imprezy. Dajmy jej zasmakować tego imprezowego życia, niech ma chociaż namiastkę tego, co my mamy prawie na codzień. Przecież nic się nie stanie, jest przy nas. Ty jesteś jej niańką, a ja bratem. Przy nas nic jej nie grozi.

Cieszył mnie entuzjazm Louisa. Byłam pewna, że Will ulegnie pod wpływem zapewnień mojego brata i zgodzi się na tą imprezę. Na pewno nie będzie chciał być uznawany za nadopiekuńczego, upartego osła, którym z tego co przed chwilą słyszałam, nie jest. Zastanawiał się jeszcze przez chwilę.

- Zgoda, ale bez...- Jess nie dała mu skończyć.

- Jak to, bez alkoholu? Daj spokój, przecież nie upijemy się do nieprzytomności.

- Nie chodzi tu o nas, tylko o was.- wskazał na mnie i na Jess.

- Spójrz tylko na nas. Nie zrobimy nic głupiego. Ja nie wypiję zbyt dużo, a Olivii będziemy pilnować. Ona też nie wypije dużo, nie imprezuje mocno, właścwie to nigdy nie imprezuje. Niewiele jej wystarczy. Daj spokój Will.- dzięki Jess, to było trochę głupie, ale wiem, że tego typu stwierdzeń wymagała sytuacja.

- Dobra, ale bez szaleństw.- powiedział, po czym ciężko westchnął.- Ale my załatwiamy alko, dopilujemy, żeby nie było tego za dużo.

- Spokojnie, nie przesadzimy, nie martw się.- powiedziała znudzona Jess.- Wy znajdźcie tylko jakieś dobre miejsce i rozpalcie ognisko. Resztą my się zajmiemy.

"Szczęśliwy przypadek"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz