Po dosyć długim spacerze, wreszcie docieram do mojego dawnego domu. Nic się tutaj nie zmieniło, może tylko kwiaty na podwórku zaczęły kwitnąć.
Nawet nie zwróciłam uwagi na to wszystko wokół. Już wkrótce koniec roku, wakacje i... Wszystko. Mam nadzieję, że wszystko do niech się wyjaśni, a ja będę mogła żyć w spokoju.
Wszystko się już rozwinęło, kwitnie, a ja nawet tego nie zauważyłam. Jestem tak pochłonięta tym wszystkim, aż nawet nie zwróciłam uwagi na to, że wiosna powoli przemija.
Tak dużo się zmieniło. Cały czas się zmienia, a ja nie jestem wstanie tego zatrzymać... Tylko pytanie po co? I czy naprawdę tego chce? Może lepiej, że to wszystko pędzi i przemija, przecież muszą być w tym jakieś plusy...
Z tego wszystkiego nawet nie wiem kiedy stoję już przed drzwiami mieszkania. O tym właśnie mówię, jestem tak pochłonięta myślami, że nie mam pojęcia co się dzieje wokół.
Dzwonię dzwonkiem, ale nikt mi nie otwiera. Po kilku próbach, wreszcie postanawiam wejść. Okazuje się, że drzwi są otwarte, więc zdziwiona wchodzę na korytarz.
W kuchni ani żadnym innym pomieszczeniu nie ma mojej rodzicielki. Wreszcie postanawiam wejść do jej sypialni i zastaje bardzo niecodzienny widok.
Moja mama leży w łóżko, gdzie normalnie o tej porze powinna być w pracy. Podchodzę do niej powoli i zauważam, że jej twarz jest mocno poobijana.
-Mamo, co się stało?- pytam przerażona, klękając obok łóżka.
-Miałaś rację- mówi tak cicho, aż muszę się nachylić, aby ją usłyszeć.- Słońce... Ja Cię tak bardzo przepraszam...
-Ale co się stało?- czuję, że wzrasta we mnie flustracja.- Czy on ci to zrobił?- odpowiada mi cisza, a kobieta unika wzroku.- Wiedziała! Mówiłam ci...
-Wiem kochanie, wiem...- słychać w jej głosie płacz. Jest szczelnie przykryta, tak abym nie mogła jej całej zobaczyć.- On dostał ataku furii, ale już jest dobrze.
-Co znaczy, że jest dobrze?- pytam, gdy po mojej głowie przebiega jeden z najgorszych scenariuszy.
-Ja się już lepiej czuję i mogę wracać do pracy- mówi, zmuszając się do uśmiechu. Nie muszę widzieć jej, żeby wiedzieć, iż sama w to nie wierzy. Nie wiem, jaki jest jej stan, bo mi tego nie pokaże. I tak jestem zdziwiona, że zadzwoniła.- Powinnaś już iść... On za niedługo wróci, a nie sądzę, że chcesz go spotkać.
-Więc wstawaj, zabieram Cię stąd- mówię, a jej mina nie wyraża zadowolenia.- Co on w ogóle robi jeszcze na wolności?
-Wybłagał sędzinę, aby dała mu miesiąc na zakończenie wszystkich spraw- bardzo fajnie, że ktokolwiek mnie o tym poinformował.- Ale spokojnie, on już ci nic nie zrobi, o to się nie martw się... I ja tu zostaję.
-To na cholerę mnie tu ściągnęłaś?- czuję ogromny napływ złości, spowodowany całą kumulacją sytuacji.
-Chciałam Cię przeprosić i prosić o wybaczenie... To wszystko, a z nim będę... Zrozum ja go kocham- wyciąga do mnie rękę, ale szybko ją odtrącam. Wkurzona wychodzę z pokoju, trzaskając drzwiami.
Wybiegając z domu, mijam w drzwiach mojego ojczyma, który idzie tak jak zawsze tym swoim pewnym krokiem ze wzrokiem pełnym kpiny. Jak ja go nienawidzę.
Idę przed siebie, nie zwracając uwagi na nic. I na co ja tu szłam? Głupia myślałam, że ją jakoś ta cała sytuacja zmieniła, że zrozumiała. Przeliczyłam się najwyraźniej.
Słyszę czyjeś kroki za mną. Tak jakby ktoś całą drogę mnie śledził? Jakieś dziwne uczucie otacza mnie, jakby strach? Przyśpieszam kroku, ten ktoś tak samo.

CZYTASZ
To tylko zakład
Novela JuvenilDzisiejszy świat jest dwulicowy, fałszywy i okrutniejszy niż się nam wydaje. I niby czyja to wina? Kto go tak zniszczył? Odpowiedź jest prostsza niż sztampowe działanie dwa plus dwa. Ludzie. To oni udają kogoś, kim nie są. Bawią się uczuciami, nie p...