Tej nocy nie mógł zasnąć. Z resztą tak samo, jak poprzedniej. Trząsł się tylko z zimna, siedząc w ciemnym pomieszczeniu, i obiecywał sobie, że jutro już uda mu się znaleźć sobie jakieś mieszkanie.
Pomieszczenie, w którym postanowił spędzić noc zdecydowanie za dnia wyglądało dużo lepiej, niż w nocy. Nigdy nie bał się ciemności, nie bał się być sam pośród niej. Dopiero teraz zaczęło go to przerastać. Jedyne czego chciał, to to, by już nadszedł poranek.Następnego popołudnia przyszedł do pracy zmęczony i zirytowany. Dalej nie udało mu się znaleźć mieszkania, co łączyło się z tym, że czeka go prawdopodobnie kolejna nieprzespana noc, w zimnie i ciemności. Jutro jednak miał już wolne w pracy, co dawało mu więcej czasu na znalezienie jakiegokolwiek miejsca, gdzie mógłby zamieszkać.
Nie zdążył przepracować nawet pół godziny, gdy usłyszał głos swojego szefa.
- Musimy porozmawiać. - to zdecydowanie nie brzmiało zbyt dobrze.
Lambert już zaczął obawiać się najgorszego. Zdawał jednak sobie sprawę, że jeśli będzie chciał go zwolnić, to ma do tego prawo. Niepewnie kiwnął głową, po czym ruszył za mężczyzną do gabinetu znajdującego się obok kuchni.- Jak myślisz, zwolni go w końcu? - spytał jeden z kelnerów, gdy mieli chwile na wytchnienie. Dzisiaj nie było dużego ruchu.
- To chyba odpowiednia chwila. - stwierdził drugi. - Przecież on się do tego wcale nie nadaje. Szef byłby idiotą, gdyby go tu trzymał.- Więc o czym chce pan ze mną rozmawiać? - spytał Adam. Właściciel restauracji od razu zauważył niepewność w jego głosie.
- Usiądź. - powiedział, sam siadając za biurkiem. Nastolatek zajął krzesło naprzeciwko niego. Czekał, aż zacznie mówić.
- Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że nie idzie ci najlepiej...
- Wiem, przepraszam. Cały czas się uczę, naprawdę chce się poprawić. Obiecuje panu, że będę się starał bardziej. Pracuje tu przecież nie za długo, i...
- Adam. - przerwał mu mężczyzna, czując okropne wyrzuty sumienia względem tego, co zrobi zaraz. - Nie będziesz się już uczył, bo ja nie potrzebuje ucznia. Potrzebuje pracownika.
- Proszę, niech pan tego nie robi. Naprawdę potrzebuje tej pracy. - Adam niemal czuł, jak wszystko wali mu się pod nogami. Jeszcze parę dni temu myślał, że już wszystko jest okey, i że sobie poradzi. Czuł, że jeśli teraz zostanie bez pracy, będzie musiał wrócić do rodziców i na kolanach błagać, by przyjęli go znowu do domu.
- Przepraszam Adam, ale...
- Ja naprawdę chcę się nauczyć. Niech mi pan da szansę.
- Przygotowałem już wypowiedzenie. - mężczyzna wyciągnął z szuflady kartkę, która właśnie ważyła na życiu Adama. Od razu podał ją chłopakowi wraz z długopisem. - Po prostu to podpisz, nie panikuj tak.
Poslał chłopakowi lekki uśmiech, wcale on jednak nie zmienił humoru Adama, który w tej chwili miał ochotę tylko wskoczyć pod najbliższy pociąg. Już czuł, jak po jego policzku płyną łzy, których jeszcze chwile temu nie chciał wypuścić.
- Naprawdę masz ciężką sytuację? - spytał go były pracodawca, gdy tylko Adam odłożył długopis, po czym chciał wstać i wynieść się jak najdalej od tego miejsca.
- Beznadziejną. - odpowiedział, zanim zdążył pomyśleć. Otarł szybko łzy, po czym się podniósł - Ale co pana to obchodzi? Przecież to mój problem.
Ruszył w kierunku drzwi, jednak zatrzymał go głos mężczyzny, który kazał mu zaczekać.
- Mam dla ciebie coś innego. Nie wiedziałem, czy się zgodzisz, ale jeśli naprawdę tak bardzo szukasz pracy, to powinieneś to przyjąć.
- Co to takiego? Roznoszenie ulotek, czy zmywak? - spytał niepewnie. W tej chwili był w stanie przyjąć każdą ofertę, byle tylko nie wracać do domu. Jego ojciec i tak najprawdopodobniej by go nie przyjął do domu.Tommy wszedł do restauracji o tej godzinie, o której pojawiał się tu każdego dnia. Rozejrzał się za Adamem, z którym chciał się przywitać, jednak po sali chodziło tylko dwóch kelnerów, i żaden z nich nie był Adamem.
- Gdzie jest Lambert? - spytał jednego z kelnerów, gdy przechodził obok niego. Miał nadzieje, że po prostu poszedł do toalety, czy coś takiego. Nie chciałby się dowiedzieć, że nie przyszedł do pracy.
- Podobno w kuchni. Coś słyszałem, że go dziś zwolnili. - kelner uśmiechnął się złośliwie, a Tommy tylko pokręcił głową. Zostawił swoje rzeczy w pomieszczeniu dostępnym dla personelu, po czym ruszył w kierunku kuchni.
- Czemu nie jesteś na sali? - spytał, widząc Adama, który właśnie postanowił pomóc starszej kucharce i razem z nią kroił warzywa.
- Bo nie jestem już kelnerem.
- Naprawdę cię zwolnił? - spytał niepewnie blondyn. Nie wiedział, co w takim razie Adam jeszcze tutaj robił. On na jego miejscu już dawno poszedłby do domu, i zapomniał o istnieniu tego miejsca. Nie wiedział jednak o tym, że po pierwsze Adam nie miał domu, a po drugie dostał propozycje według siebie o wiele lepszej pracy. I tej propozycji nie mógł odrzucić.
Adam tylko kiwnął głową, jednak ku zaskoczeniu Tommy'ego wcale nie wyglądał na zmartwionego utratą pracy.
- Czyżbyś został pomocnikiem kucharza? - spytał nagle rozbawiony, przyglądając się jak Adam w skupieniu kroi warzywa.
- Nie. Po prostu chciałem pomóc.
- Skoro tu nie pracujesz, to co robisz w tej kuchni?
- Kto ci powiedział, że tu nie pracuję? - spytał Adam. Nie chciał już dłużej trzymać lekko poirytowanego sytuacją Tommy'ego w niepewności - Szukali wokalisty, a, że tylko do tego się nadaje...
- Mówisz poważnie? - Tommy widocznie się ucieszył. Nie słyszał głosu Adama, więc nie wiedział, czy szef podjął dobrą decyzję. Wiedział tylko, że będzie teraz na scenie z Adamem, i może w końcu częściej będzie go oglądał uśmiechniętego.
- No oczywiście, że poważnie. - spojrzał na kobietę stojącą przy jakimś garnku - I zgadnij, kto mi to załatwił.
- Jeśli podziękujesz mi jeszcze raz, to dostaniesz z tej szmatki i znikniesz mi kuchni. - usłyszeli głos kobiety, która już wcześniej przysłuchiwała się ich rozmówię. - Masz cudowny głos, nie mogłam nie wykorzystać tej sytuacji.
- I już wiadomo, czemu tu pomagasz. - zauważył Tommy, a Adam od razu pokręcił głową.
- Pomagam, bo po prostu chce.
- Zostaw już te warzywa. - usłyszał nagle głos kobiety za sobą - Niedługo powiniście wychodzić na scene, więc zmykajcie mi już z kuchni.
- Przyjdę potem pani pomóc ze sprzątaniem. - odezwał się, gdy razem z Tommym ruszył w kierunku drzwi.- Już się cieszą, że cię zwolnili. - poinformował Adama Tommy, podczas gdy siedzieli sami w pomieszczeniu dla personelu.
- Nie ważne. Przyzwyczaiłem się już do tego, że ludzie są dwulicowi.
- Będą mieli niezłe miny, gdy wyjdziesz na scenę.
- O ile wyjdę. Nie pomyślałem o tym, że będę się stresował, kiedy zgadzałem się na te ofertę.
- Każdy na początku by się stresował. Przyzwyczaisz się. A ludzie cię pokochają, zobaczysz. Roznosisz wszędzie dobrą energie. Uwierz mi, inaczej nigdy bym nie zwrócił na ciebie nawet uwagi.
Adam chciał wierzyć w słowa Tommy'ego, jednak z każdą chwilą czuł coraz bardziej, że się stresuje. Bolał go już żołądek. Sam nie wiedział, czy to z głodu, czy właśnie ze stresu.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jadł kompletnie nic przez całe dwa dni. Tak bardzo się martwił tym, że nie ma gdzie pójść, że całkiem zapomniał o tak podstawowej czynności jak jedzenie. Do tego, dalej nie miał zbyt dużo pieniędzy, które na jedzenie mógłby wydać, jeśli w najbliższym czasie chce znaleźć mieszkanie. To wszystko już zaczynało go przerastać.
- O czym myślisz? - spytał nagle Tommy, przerywając nagłą, panującą między nimi ciszę.
- O niczym, co mogłoby cię zainteresować. Chodź, za chwilę musimy wejść na scenę.
CZYTASZ
Welcome Home
FanfictionKażde wydarzenie wpływa na to, kim jesteśmy, i gdzie właśnie się znajdujemy. Na to, jak postrzegamy życie. Jesteś gotowy, by się zderzyć z rzeczywistością?