42

90 9 2
                                    

Tommy dotarł do szpitala następnego dnia rano, przyzwyczajony już do myśli, że w nocy do Adama go nie wpuszczą za nic.
Gdy wszedł do pomieszczenia, Adam jeszcze spał. Podszedł do łóżka, po czym poprawił kołdrę, którą przykryty był chłopak. Zauważył wenflon na jego ręce, do tego na jego rękach nie było już bandaży, które Tommy zawiązał mu po tym incydencie, jaki mial miejsce przedwczoraj wieczorem.
Brak tych bandaży oznaczał trudną rozmowę z lekarzem. Miał nadzieje, że Adam przynajmniej nie zostanie tutaj na zbyt długo.
Leżący na łóżku chłopak poruszył się niespokojnie, więc Tommy pomyślał, że się już budzi. Usiadł na krześle obok łóżka i chwycił jego dłoń.
- Tommy? - spytał, zerkając na swojego chłopaka.
- Nigdy więcej mi tego nie rób. - odezwał się blondyn.
- Przepraszam...
- Wybaczam, ale pod jednym warunkiem. Od tej pory mówisz mi wszystko, co tylko siedzi w twojej głowie.
- Aktualnie mam w niej kompletną pustkę. Nie wiem nawet, co się stało...
- Nie myśl o tym. Najważniejsze, że nic ci nie jest. Rozmawiałem już z lekarzem i wiem, że wszystko będzie w porządku. Musisz tu tylko trochę zostać, bo jesteś odwodniony.
- Znowu czeka mnie leżenie pod kroplowką?
- Mogło być gorzej, tak? Ciesz się, że niczego sobie nie złamałeś przy upadku ani nie uderzyłeś się za bardzo w głowę.
- Zauważyłeś, że ze mną są same kłopoty? - spytał nagle Adam. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Czuł jeszcze zawroty głowy, więc nie zamierzał wstawać z łóżka, jednak leżeć również za bardzo nie miał ochoty.
- Może tak, może nie. Nic się przecież nie stało, zostaniesz tu najwyżej dwa dni.
- Już trzeci raz odkąd cię poznałem ląduje w szpitalu. Na twoim miejscu prawdopodobnie już kilka razy bym stracił cierpliwość.
- Przestań. Wiesz, że mi na tobie zależy. Bardzo cię kocham i nie pozwolę ci upaść, dlatego muszę z tobą zostać w każdej chwili. Za jakiś czas ta sytuacja przestanie być aż tak męcząca, zobaczysz.
- Miłość nie powinna polegać na tym, że pilnujesz mnie jak trzyletniego dziecka. - zauważył Adam. Nie patrzył na Tommy'ego, wpatrywał się w swoje własne dłonie.
- Miłość polega na wspieraniu się w każdej sytuacji, kochanie. Pilnuje cię, bo nie chce, bym sam zrobił sobie krzywdę.
- Możesz mnie jeszcze zostawić. Nie zasługuje na twoją miłość, jestem tylko dzi...
- Kiedy w końcu do ciebie dotrze, że to nie twoja wina? To on cię zgwałcił, nie miałeś szans ucieczki! - Tommy powoli tracił cierpliwość. 
- Mogłem ucieć, ale nie byłem wystarczająco silny, by to zrobić.
- Kochanie, powtarzam ci już, że to nie twoja wina. - Tommy zmusił go, by spojrzał mu w oczy - Dlatego właśnie oboje musimy coś zrobić, by osoba winna tej sytuacji szybko nie wyszła z więzienia. Pomożesz mi? Sam sobie nie poradzę.
Adam w końcu kiwnął głową, za chwilę znowu odrywając wzrok od oczu swojego chłopaka.

Adam wyszedł ze szpitala następnego dnia wieczorem. Caly czas, który w nim spędził miał czas na przemyślenia, dlatego czuł się jeszcze gorzej z tym, że będzie musiał pójść razem z Tommym na te rozprawę i wrócić do tej sytuacji. Chciał zapomnieć i spróbować żyć normalnie. Miał wrażenie, że im więcej o tym myśli, tym gorzej się czuje. A nie chciał tego. Nie chciał znowu leżeć z kroplówką i patrzec, na to, że Tommy znowu się o niego martwi.
- Możesz się od razu położyć, a ja zrobię kolację. - odezwał się Tommy, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania.
- Nie. To znaczy... nie jestem głodny. Jestem bardzo zmęczony i chce zasnąć mając cię obok siebie. - stwierdził Adam, ciągnąć swojego chłopaka do sypialni.
- Nie ma mowy, Adam. Musisz coś zjeść. Jeśli nie chcesz się teraz kłaść, to idź pod prysznic. Ja zrobię kolację, razem zjemy, a potem się z tobą położę, zgoda?
- Niech ci będzie. - Adam wywrócił oczami, jednak musiał się zgodzić. W końcu obiecał Tommy'emu, że spróbuję się przełamać i żyć normalnie.

Dwadzieścia minut później siedzieli razem przy stole w kuchni, jedząc pezygotowaną przez Tommy'ego kolację.
- Jutro masz wizytę u psychologa.
- Czyli się nie wyśpie? - spytał Adam. Oboje doskonale wiedzieli, że najchętniej Adam wcale nie wstawałby jutro z łóżka. Po wyjściu ze szpitala czuł się jeszcze bardziej zmęczony, niż przed pojawieniem się tam.
- Nie idziemy wcale tak rano, nie przesadzaj.
- Nie chce tam iść...
- Oboje wiemy, że to jest dla ciebie dobre, skarbie.

Po dwóch tygodniach Adam ostatecznie wrócił do pracy. Co prawda pod względem psychicznym nadal nie było z nim najlepiej, jednak wzgląd fizyczny już całkowicie ogarnął w momencie, gdy udało mu się pozbyć odruchu wymiotnego od razu po zobaczeniu jedzenia.
Było już po rozprawie i miał jakieś poczucie ulgi, jednak coś sprawiało, że nie mógł być całkowicie spokojny. Z każdą wizytą u psychologa coraz bardziej zdawało mu się, że coś jest nie tak, jednak nie potrafił tego zmienić. Nie mógł do tej pory nawet się przełamać, by pozwolić Tommy'emu na pocałunek mimo tego, że miał wrażenie, że się od siebie oddalają. Przerażało go to, jednak nie potrafił zrobić nic, by temu zapobiec.
Wracali z pracy jak zawsze późnym wieczorem. W samochodzie panowała cisza do momentu, aż Tommy brutalnie ją przerwał.
- Jutro musisz wstać rano, masz wizytę. - przypomniał mu Tommy. Od jakiegoś tygodnia nie zasypiali już razem ani nie jedli razem posiłków. Całe dnie raczej spędzali w swoich pokojach, zajęci swoimi myślami.
- Pojedziesz ze mną?
- Przecież zawsze cię tam zawiozę. - przypomniał mu Tommy, nie odrywając ani na chwile wzroku od drogi.
- Pytam, czy wejdziesz tam ze mną. Potrzebuje twojej obecności, mam wrażenie, że całe to chodzenie tam nic mi nie daję.
- Od kiedy to jestem ci potrzebny?
- Od zawsze. Nie moja wina, że tego nie dostrzegasz. - Adam odwrócił wzrok w stronę szyby, by Tommy nie był w stanie dostrzec pojedynczą łzę na jego policzku.
- Czego ty znowu odemnie chcesz? Staram się, a ty ciągle mnie odrzucasz, a potem masz pretensje.
- Kocham cię i cię potrzebuje, to tyle. Nie wiem, czy jesteś w stanie to zrozumieć, czy masz teraz inne priorytety.
Na chwile zapadła cisza, którą znowu przerwał Tommy.
- Okay, niech ci będzie. Wejdę tam z tobą. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim warunkiem...?
- Po pierwsze, przestaniesz ryczeć. Myślisz, że jak się odwrocisz, to nie zauważe? A po drugie, chce dzisiaj zjeść z tobą kolację. A następnie położyć się do łóżka. Razem. Nie chce cię stracić.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz