39

111 9 1
                                    

- Nie mam już siły. - odezwał się Tommy rozmawiając z Neilem przez telefon. Adamowi udało się zasnąć, jak tylko zrobiło się jasno. Tommy za to już nie miał wcale ochoty na sen.
- A jak z psychologiem? Namówiłeś go?
- Jutro mamy wizytę. Mam nadzieje, że to cokolwiek da.
- Chciałbym ci pomóc, ale nie mam pojęcia jak. Pilnuj go...
- Pilnuje jak oka w głowie. Boje się go zostawiać nawet, jak idę do pracy.
- Cały czas boje się, że zrobi coś bardzo głupiego.
- Też się tego boję. Nie wiem już, co mam robić...

Adam obudził się koło południa. Obok niego siedział już Tommy, który cały czas się w niego wpatrywał.
- Długo spałem? - spytał, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Nie. Zjesz śniadanie? A raczej obiad...
- Nie jestem głodny.
- Wykończysz się, skarbie.
Adam w tej chwili pomyślał, że tak byłoby dużo lepiej. W końcu nie wywoływałby cierpienia bliskich mu osób oraz sam przestałby cierpieć. Tak jak w ciągu ostatnich dni przestał myśleć o tym, że chce umrzeć, tak te myśli teraz ponownie do niego wróciły. Nie powiedział jednak tego na głos.
Zamiast tego ostatecznie zgodził się na to, by zjeść śniadanie. Nie chciał jednak ruszyć się z łóżka, więc Tommy postanowił zrobić mu kanapki i przynieść do pokoju. W tym czasie Adam dalej leżał w łóżku, zastanawiając się, jaki sposób na zakończenie swojego życia mógłby być najszybszy i najmniej bolesny. Wiedział, że im szybciej odejdzie tym lepiej. Jego życie i tak było bez większego sensu i celu. Chciał zniknąć, nim Tommy na dobre zdąży się przywiązać. Nie wiedział jednak, że to już się stało.

Miał nadzieję, że tym razem Tommy wychodząc do pracy nie naśle na niego któregoś z sąsiadów. Chciał mieć jak najszybciej za sobą to, co planował zrobić. Tommy od kilkunastu minut szykował się do wyjścia. Adam już nie leżał w łóżku, chcąc pokazać blondynowi, że już czuję się trochę lepiej. Robił sobie właśnie herbatę w kuchni, gdy poczuł za sobą Ratliffa. Blondyn niepewnie przytulił go od tyłu.
- Dasz sobie radę? - spytał, opierając podbródek na ramieniu swojego chłopaka.
- Nie jestem małym dzieckiem. Z resztą, zaraz już pójdę spać. Jestem strasznie zmęczony.
- W takim razie mogę ci tylko życzyć miłej nocy. Gdy wrócę, przyjdę do ciebie do pokoju.
Adam od razu kiwnął głową, chociaż zdawał sobie sprawę, że gdy Tommy wróci, jego prawdopodobnie może już tu nie być przynajmniej duchem.
Tommy nie zauważył, by Adam zachowywał się jakoś dziwnie. Co więcej, wydawało mu się, że poczuł się już lepiej, mniej się więc bał zostawić go tutaj całkiem samego.
- W takim razie już pójdę. Dobranoc, skarbie. - pocałował szybko jego policzek, po czym ruszył w kierunku drzwi. Po paru minutach Adam usłyszał zamykane drzwi, co oznaczałoby, że został w domu sam. Postanowił odczekać jeszcze chwilę dla bezpieczeństwa, a potem raz na zawsze przestać się ze sobą bawić i ostatecznie to wszystko skończyć. Nie wiedział, jak wielką krzywdę może tym wyrządzić swoim bliskim.

10 minut po wyjściu Ratliffa Adam siedział na zimnych płytkach w łazience, wpatrując się w trzymany w ręku ostry nóż. Poza tym, miał dwa opakowania tabletek nasennych, które zamierzał połknąć i całe pół litra wódki. Miał nadzieję, że to wystarczy. Jedyne, czego nie potrzebował, to to, by go odratowali i wysłali na leczenie psychiatryczne.
Nie chciał myśleć. Stwierdził, że pora skończyć się zastanawiać nad tym, co powinien zrobić. Przyłożył ostry nóż do nadgarstka. Zacisnął zęby, robiąc pierwsze nacięcie. Uśmiechnął się sam do siebie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jest wystarczająco silny, by to zrobić. Za to był za mało silny, by mógł dalej żyć.
Kolejne nacięcia były już o wiele łatwiejsze do wykonania. Adam znał już ból z tym związany i zaczął on mu dawać ulgę. W końcu odłożył nóż na ziemię obok siebie. Spojrzał na krew, która kropla po kropli spadała na białe płytki podłogowe.
Poczuł, że serce bije mu szybciej, gdy otwierał pierwsze opakowanie tabletek. Wysypał sobie wszystkie na dłoń po czym spojrzał na leżącą obok wódkę.
- Za chwile będzie lepiej. - przekonywał sam siebie.

Tommy zawrócił w połowie drogi do pracy, kiedy został poinformowany przez właściciela restauracji, że dziś zamyka szybciej, co łączy się z tym, że ma dziś wolne. Cieszył się, że może wrócić do Adama i zasnąć wraz z nim. Po wejściu do mieszkania nic nie wydawało mu się dziwne. Było tylko kompletnie cicho. Domyślam się więc, że Adam albo już się położył, albo jest teraz w łazience. W sypialni nikogo nie zastał, ruszył więc w kierunku łazienki. Już miał zapukać, kiedy z wnętrza usłyszał jego głos. Do kogo mówił? Zaniepokojony jego słowami, od razu chwycił za klamkę. Nie pożałował tego, bo jeszcze zdążył wytrącić z ręki Adama tabletki, które ten właśnie zamierzał połknął.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął, nie panując teraz nad swoimi emocjami. Adam nie odpowiedział. Tommy ledwo powstrzymał łzy. Natychmiast pomógł Adamowi podnieść się z podłogi, a raczej siłą go z niej podniósł. Lambert nie odzywał się ani słowem. Blondyn zaczął myśleć, co by się stało, gdyby nie to, że jednak nie musiał iść do pracy. Był pewien, że do jego powrotu Adam dopiąłby swego i mógłby go znaleźć tu martwego. Pociągnął Adama w stronę umywalki i umieścił jego ręce pod strumieniem wody, samemu zaczynając szukać po szafkach apteczki. Gdy ją znalazł, wrócił do Adama, który stojąc przed lustrem miał zamknięte oczy. Nie chciał na siebie patrzeć.
Tommy ostrożnie przemysł rany na jego rękach, które na szczęście nie okazały się na tyle głębokie, że czekałaby ich stresująca jeszcze bardziej wizyta w szpitalu. Wystarczył bandaż, którym Tommy ostrożnie zawinął ranę. Nie rozmawiali. Tommy nie wiedział, co ma powiedzieć, a Adam zaczynał dostrzegać to, jak bardzo był głupi.
- Jesteś idiotą. - odezwał się w końcu Tommy, gdy sprzątał czerwoną ciecz z podłogi łazienki.
- Przepraszam...
- Za co mnie do cholery przepraszasz?! - Tommy stracił cierpliwość - Za to, że spróbowałeś, czy za to, że to zobaczyłem?!
- Tommy...
- Zamknij się już do cholery. Nie mam ochoty słychać tego, co mówisz. Nie chce słyszeć twoich argumentów, dlaczego w ogóle wpadłeś na ten chory pomysł. Skończyły się czasy, gdy byłem pobłażliwy dla twojej głupoty. Rozumiem, że bardzo boli cię to, co się stało, ale musimy żyć dalej. Oboje. Razem. Więc teraz położysz się spać, a jutro po śniadaniu ogarniesz chociaż część swojego życia i pojedziemy na twoją umówioną wizytę u psychologa.
Adam tylko opuścił wzrok, nie chcąc patrzeć na zdenerwowanego Ratliffa. Wiedział, że to wszystko jego wina.  
Poczuł łzy na swoich policzkach i chciał już opuścić łazienkę, gdy po raz kolejny spojrzał na Ratliffa. Blondyn właśnie skończył sprzątać.
Podszedł do niego i niepewnie się przytulił, mając nadzieję, że nie zostanie odtrącony. Tommy nie zamierzał go odrzucać. Odwzajemnił ten uścisk, dając im obojgu chwilę na uspokojenie.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz