9

119 12 0
                                    

Następnego dnia Tommy obudził się dużo wcześniej niż Adam. Zajrzał tylko do niego do pokoju, i doszedł do wniosku, że musi być bardzo zmęczony. Zastanawiał się, czy faktycznie najlepszym pomysłem nie byłoby odwiezienie go dziś do lekarza. Naprawdę nie wyglądał najlepiej, a już wczoraj Tommy się przekonał, jak wysoką ma gorączkę.
Postanowił najpierw zrobić śniadanie, a dopiero potem obudzić Adama, by dowiedzieć się o co dokładnie chodzi z pomysłem spania na klatce schodowej. Do głowy przychodziło mu tylko jedno rozwiązanie - Adam nie ma gdzie mieszkać. Nie chciał jednak dopuścić do siebie tej myśli, bo zdawał sobie sprawę z tego, że w takim razie błąkał się po mieście sam w nocy przez jakiś czas, do tego nie posiadając nawet cieplejszych ubrań.

Przygotowanie śniadania nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Gdy tylko je zrobił, ruszył w kierunku pokoju, w którym spał chłopak. Nie obudził się jeszcze, jednak Tommy stwierdził, że najwyższa pora przerwać jego sen. Widział, że potrzebuje odpoczynku, ale jednak powinien też coś zjeść. Odłożył tace na stolik, po czym usiadł obok chłopaka.
- Wstawaj, Adam. - odezwał się, i chłopak od razu uniósł powieki.
- Wcale nie śpię. - mruknął cichym, zachrypniętym głosem. Tommy pokręcił lekko głową.
- Zabieram cię dzisiaj do lekarza. Musisz tylko najpierw coś zjeść. I wyjaśnić mi wszystko.
Adam tylko kiwnął głową. Podniósł, się do pozycji siedzącej. Cały czas męczył go kaszel. Dopiero teraz zaczął zastanawiać się, co by było, gdyby został na ulicy.
- Jak się czujesz? - spytał Tommy, sięgając po tacę, na której znajdowało się jedzenie.
- Jak trup. - stwierdził Adam. Czuł ból w klatce piersiowej, i nie musiał być nawet lekarzem, by wiedzieć, że czeka go kuracja na lekach, na które nie miał pieniędzy. Więc może coś jednak było w tym "trupie".
- Zjesz coś, ubierzesz się, i zawiozę cię do lekarza. Porozmawiamy później.
- Nie! To znaczy... nie jestem głodny. A do tego chce mieć to już za sobą. Możemy porozmawiać teraz?
- Skoro jesteś gotowy, to czemu nie. Powiesz mi, czemu chciałeś spać na klatce schodowej? I to akurat tak blisko drzwi mojego mieszkania?
- Nie wiedziałem, że tu mieszkasz.
- Okey, w takim razie wyjaśnione mamy, że to, że akurat tak blisko mojego mieszkania to przypadek. A czemu w ogóle chciałeś spać w takim miejscu?
- Bo... ja... Tommy, ja nie mam gdzie pójść. Nie chciałem znowu spać na zewnątrz. - spojrzał na blondyna i dopiero teraz się rozpłakał. Łzy parzyły jego policzki, więc szybko je ocierał, jednak pojawiały się nowe. Tommy w końcu przesunął się do chłopaka i przytulił go. Pozwolił mu wtulić się w siebie i po prostu wypłakać mu się w ramie. Cały czas uspokajająco głaskał go po plecach.
Po kilku minutach Adam w końcu się uspokoił i odsunął od blondyna.
- Przepraszam... ja...
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - przerwał mu blondyn - Przecież bym cię nie zostawił. Pomógłbym ci. Mam miejsce w mieszkaniu, możesz tu zostać.
- Nie chce, żeby się ktoś nade mną litował, Tommy.
- Nie lituje się nad tobą. Zostaniesz tu, i tyle. Nie pozwolę ci teraz wrócić na ulicę, bo nie potrafiłbym żyć ze świadomością, że sypiasz na klatkach schodowych lub pod gołym niebem. Zjedź teraz śniadanie, i zabieram cię do lekarza. Jeśli to zapalenie płuc, to przysięgam, że cię uduszę.
- Nie jestem głodny, możemy jechać od razu. - Adam podniósł się z łóżka, chociaż najchętniej zostałby w nim cały dzień.
- Jadasz ty coś w ogóle? - Tommy zmarszczył brwi. Nie zamierzał go zmuszać, bo sam również chciał jak najszybciej zjawić się u tego lekarza.

- Nie ma takiej opcji. Wracajmy do domu, Tommy. Proszę. - Adam niepewnie wsiadał do samochodu, i po chwili blondyn zrobił to samo.
- Słyszałeś, co mówił lekarz. Nie martw się, to prawdopodobnie tylko parę dni. Codziennie będę przychodził. - obiecał mu Tommy.
Adam właśnie dostał skierowanie do szpitala. Prawdopodobnie z samym zapaleniem płuc by tam nie trafił, ale jeszcze trzymały się go częste zawroty głowy, które według lekarza nie były spowodowane wirusem, jakiego złapał Adam.
- Chce wrócić do łóżka. - zaczął narzekać, jednak Tommy nie zwracał już na to uwagi. Wiedział, że chłopak beznadziejnie się czuje, a szpital wcale nie poprawiał sytuacji.
- Tommy, proszę...
- Nie ma dyskusji, jedziesz do szpitala. Odprowadzam cię pod samą recepcje, a potem pod sam gabinet. A jeśli trzeba, go nawet pilnuje w drodze do łóżka.
- Powinienem iść do pracy...
- Powiem właścicielowi, że cie znalazłem, i że po prostu jesteś chory. Zrozumie.
- Ale...
- Czego nie rozumiesz? - przerwał mu - Gdybyś wcześniej mi się przyznał, być może szpital nie byłby ci potrzebny. Tymczasem po prostu się zamknij, i tak zawiozę cię do szpitala.

Adam już do końca drogi siedział cicho. Gdy dojechali na miejsce, nie chciał wysiadać z samochodu.
- Adam, proszę... - usłyszał szept Tommy'ego, który zdawał się już być bezradny. - Słuchaj, może to tylko jeden dzień?
- Po prostu nie chcę. Wole wrócić na ulicę, niż iść do tego szpitala.
- Okey, skoro tak stawiasz sprawę... - Tommy odpalił samochód. Myślał, ze może tak zachęci Adama do przemyślenia tego, co mówi. Wydawał się on jednak niewzruszony. Naprawdę aż tak bał się wizyty w szpitalu? Aż tak, że byłby w stanie znowu spać na czyjeś klatce schodowej i udawać, że wszystko jest okey? Tommy odpiął w końcu pasy i wysiadł z samochodu. Okrążył go, i otworzył drzwi ze strony Adama.
- Wysiadaj. - rozkazał sucho i Adam w końcu go posłuchał. Dalej nie chciał tu być, ale nie chciał też denerwować Tommy'ego. W końcu to on chce mu dać dach nad głową. Chce mu pomóc.
- Nie martw się, będę tam z tobą. - odezwał się blondyn, gdy zamykał samochód, a potem ruszyli razem do wejścia budynku.

- Widzisz, nie było aż tak źle. - stwierdził Tommy, gdy Adam leżał już na szpitalnym łóżku. Patrzył tylko na tkwiący w jego ręce wenflon i krzywił się lekko.
- Jest okropnie.
- Jeszcze dzisiaj cię stąd zabiorę. Słyszałeś lekarza, nie musisz tu nawet zostawać na noc.
- O ile potem będę brał leki.
- Tu już ja cię przypilnuje, o to się martwić nie musisz.
- Nie mam pieniędzy na te lekarstwa, Tommy. - Adam pokręcił lekko głową. Czuł się jeszcze gorzej przez to szpitalne łóżko, jednak usłyszał od lekarza, że powinien przyjąć chociaż tą jedną kroplówkę.
- Wiem o tym, odkąd się dowiedziałem, że nie masz ich również na jedzenie. - zauważył Tommy, który nie zamierzał udawać, że nie jest na Adama zły. Już dawno mógł mu powiedzieć, a na pewno by uniknęli tej sytuacji.
- Przepraszam. Ile razy mam cię jeszcze przepraszać?
- Nie przepraszaj mnie, tylko siebie i swój organizm.
Adam kiwnął głową, znów zwracając uwagę na wenflon.
- Czy to jest serio konieczne? - wskazał na kroplówkę obok łóżka. Miała mu pomóc, tymczasem czuł się jeszcze gorzej.
- Gdybyś nie był taki osłabiony przez brak jedzenia przez parę dni, to nie była by konieczne. A tak, to serio jest. Słuchaj, zabiorę cię stąd niedługo, więc przestań narzekać. A teraz idę po twoje leki do apteki. Poczekaj tu na mnie. - Tommy wstał, po czym od razu ruszył do drzwi. Adamowi nie bardzo podobał się taki obrót sprawy, ale stwierdził, że może przynajmniej zaśnie, gdy nie będzie blondyna w pobliżu.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz