24

102 9 0
                                    

Zaraz po tym jak Adam zjadł śniadanie przyniesione mu przez Tommy'ego, pielęgniarka miała mu zmieniać opatrunek. Ani Adam, ani Tommy nie chcieli widzieć tego, co znajduje się pod białymi warstwami bandaży. Tommy wyszedł więc pod byle pretekstem. Adam starał się patrzeć w inną stronę, jednak w końcu mimowolnie zerknął na ranę. Od razu zrobiło mu się słabo. Po wyjściu pielęgniarki wszedł Tommy i usiadł obok łóżka chłopaka.
- Coś się stało? - spytał od razu. Zaczął żałować, że wyszedł. Mógł zostać i jakoś zająć go rozmową, by nie patrzył na ten fragment swojego ciała.
- Nie. Wszystko w porządku. Chce iść do domu.
- Teraz tak mówisz, a gdy wrócimy będziesz błagał o tabletki przeciwbólowe lub od razu wódkę.
- Skąd ty masz taką pewność?
- Przecież to rana postrzałowa, sam kiedyś z taką trafiłem do szpitala.
- Dlaczego?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Widzę, że już dobrze poznałeś mojego byłego chłopaka.
- Tommy...
- Nie. Nie chce o tym rozmawiać. Chce tylko wiedzieć, czy zamierzasz pójść na policję z tą sprawą.
- Nie...
- W takim razie juz zamierzasz. Lekarz i tak poinformował już policję, będą chcieli cię przesłuchać.
- Nie powiem im, że to on. - stwierdził pewnie Adam, po czym lekko podniósł się na łóżku.
- Czemu? Adam do cholery, znam go i wiem, że nie odpuści.
- Właśnie dlatego nic nie powiem.
- To co zamierzasz zrobić? - Tommu usiadł obok Adama. Chciał być teraz jak najbliżej niego. Zdawał sobie sprawę, że jego były chłopak odpuści, gdy się od siebie oddalą. Cieszył się więc tym, co im zostało.
- Nic. Chce cieszyć się życiem wraz z tobą dopóki mogę.
- Nie dam cię wiecej skrzywdzić. - Tommy w końcu przytulił go, czując jak młodszy ufnie wtula się w jego ciało. Czuł, że w jego słowach kryje się obietnica. A jeśli nie chciał go skrzywdzić, musiał odesłać go do San Diego. Obiecał sobie, że jeszcze dziś uda mu się w jakiś sposób zdobyć numer telefonu jego mamy i po prostu poprosić ją, by po niego przyjechała. Wcześniej Adam sam chciał uciekać, więc teraz nie powinien za bardzo protestować. Teraz Tommy przynajmniej domyślał się, czym była spowodowana jego chęć ucieczki.

- Nie jesteś zmeczony? - spytał Tommy po tym, jak razem z Adamem obejrzeli jakiś film na laptopie. Próbował jakoś zająć mu czas, jaki mieli spędzić w szpitalu. Dowiedział się, że jutro już będzie mógł zabrać go do domu. Dzisiaj popołudniu miała się tutaj pojawić policja, jednak Adam dalej upierał się, że nic nie powie. Blondyn coraz bardziej zaczynał myśleć, że nie chcę, by jego matka zabierała go na drugi koniec Stanów, jednak bał się, że jeśli tu zostanie, stanie mu się coś złego. Nie mógł ciągle go obserwować. Zaczynał zastanawiać się, czy nie zaszantażować swojego chłopaka, by powiedział wszystko policji. Przecież same groźby już są karalne...
- Jestem, ale nie chce spać. - Adam oparł głowę o poduszkę. - Kiedy odepną mi te kroplówkę?
- Pewnie za chwile, bo już się kończy. Musisz narzekać na wszystko? - zaśmiał się Tommy, pochylając się w stronę chłopaka. Pocałunek, jaki złożył na wargach Adama był delikatny, jednak potrafił zdecydowanie poprawić humor obojgu.
- Kochanie, pomyślisz jeszcze o tej policji?
- Nic nie powiem, Tommy.
- Jeśli nie będę wiedział, że jesteś bezpieczny, wracasz do San Diego.
- Nie! Zostanę z tobą. Nie mogę przecież pokazać, że się boję.
- Przecież się boisz. Adam, bądź poważny. Albo mówisz wszystko, albo dwonie do twojego brata, by porozmawiał z twoją matką.
- Nie wrócę do domu. Ostatnio, gdy chciałem to zrobić, zatrzymałeś mnie.
- Czy ty nie rozumiesz, że on może być niebezpieczny? Nie jestem w stanie chodzić z tobą krok w krok, by pilnować, by ten idiota się nie zbliżał.
- Daj mi jeszcze o tym pomyśleć, ok?
- Okey, ale masz tylko kilka godzin na myślenie o tym. Jesli ty nic nie powiesz, to ja powiem.
- Nie widziałeś tego...
- Ale wiem, co się stało. I domyślam się także, że ci groził, a ty nie chcesz mi o tym mówić. Jak mamy być w związku, skoro nie mówisz mi całej prawdy?
- Jeszcze mi powiedz, że ze mna zrywasz. - Adam odwrócił wzrok, by nie patrzeć na blondyna. To rozmowa go męczyła. Nie wiedział, dlaczego Tommy się tak uparł. Przecież i tak policja niewiele da.
- Nigdy bym tego nie zrobił, kocham cię. Ale również się o ciebie boje. Wiesz, jak okropnie się wystraszyłem, gdy zobaczyłem cię nieprzytomnego? Nie chcę tego przeżywać tego jeszcze raz. A tym bardziej nie chcę znaleźć cię martwego.
Adam dopiero w tym momencie zaczynał rozumieć, że Tommy ma rację. Nie myślał wczesniej o tym, co myślał Tommy, gdy go znalazł.
- Przepraszam, że musiałeś to zobaczyć...
- To nie twoja wina. Ale nie chce tego widzieć więcej. Wiec albo wszystko mówisz, albo wracasz.
- Nie chcę się z tobą rozstawać.
- W takim razie myślę, że temat skończony. - Tommy pochylił się nad nim i pocałował go, ostatecznie przekazując mu, co powinien zrobić. 
- Nie boli cię wcale to ramie? - spytał, gdy już się podnosił. Adam od razu pokręcił głową.
- Tylko troche. Myślę, że przeciwbólowe dalej działają.
- Mówiłem już, że potem będziesz się zwijał z bólu.
- Nie strasz mnie. - zaśmiał się Adam - Chyba powinienen poinformować kogoś z mojej rodziny, że leżę w szpitalu.
- Po co? I tak tutaj nie przyjadą, jutro wychodzisz. A wtedy już ja się tobą zajmę, nie musisz sie przejmować.
- Jeśli ty się mna zajmiesz, to będę głodny i zmęczony.
- Ale szczęśliwy. - dodał Tommy, wywołując lekki uśmiech Adama.

Adam nie zamierzał ukrywać, że ten dzień był dla niego nudny i ciężki. Po rozmowie z policją poczuł lekką ulgę, jednak nie była ona długa. Wydawało mu się, że to i tak niewiele pomoże. Po wyjściu policji przestały do tego działać leki przeciwbólowe, jakie wcześniej dostał w kroplówcę. Dopiero zdał sobię sprawę z tego, że Tommy nie żartował. Blondyn rozmawiał z lekarzem o podaniu mu przynajmniej trochę słabszych leków niż przed chwilą, jednak ten uparcie twierdził, że Adam dostał już za mocne wczesniej i nie może ciągle go faszerować lekami. Młodszy więc tylko leżał, z nadzieją że ból przejdzie.
Wieczorem Tommy musiał już wychodzić. Chyba nigdy nie czuł się tak źle z tym, że musi się z kimś rozstać. Wiedział, że ta noc może być naprawdę ciężka dla Adama, jednak nie mógł z nim zostać i jakoś zająć mu czasu.
- Kochanie, będę już szedł. Przyjdę jutro rano. - obiecał, całując lekko czoło Adama. Młodszy od razu otworzył oczy. Tommy żałował w tej chwili, że w nie spojrzał. Mimo zełzawionych oczu Adam uśmiechnął się lekko. Wiedział, że Tommy nie może z nim zostać. Do tego był już tak zmęczony, że miał nadzieję, że zaraz zaśnie.
- Jutro rano wracamy do domu. - przypomniał mu Tommy, szybko go całując na pożegnanie. Chwile później zostawił go w sali samego.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz