31

88 10 3
                                    

- Idę tylko po kawę i do łazienki. - odezwał się Tommy, gdy zatrzymali się na jednej ze stacji bezynowych. Adam tylko kiwnął głową. Sam stwierdził, że pora się przewietrzyć, więc wysiadł z samochodu. Znajdowali się na jakimś pustkowiu. Adama już zaczynała nudzić ta podróż. Chciałby teraz być w domu i leniuchować z Tommym. Nawet, jeśli w Nowym Jorku jest tak zimno, jak pamiętał, że jest. Odszedł trochę od samochodu. Na stacji nie było nikogo poza nimi i jeszcze jednego samochodu, w którym aktualnie nie było nikogo. Spojrzał na zegarek. Zastanawiał się, czy nie przesiąść się na tylnie siedzenia i nie spróbować zasnąć chociaż na chwile. Ich nocleg na odpoczynek okazał się dosyć aktywną nocą.
Odszedł już trochę od samochodu. Kiedy cofnął się, by do niego wrócić, przy samochodzie zauważył osobę, której wolałby nigdy tu nie zobaczyć. Zaczął błagać Tommy'ego, by przyszedł tu szybciej a jego serce przyspieszyło. Ruszył w kierunku budynku stacji benzynowej, gotowy by tam poczekać na swojego chłopaka, jednak były chłopak Tommy'ego go dogonił.
- Dokąd idziesz? Boisz się mnie?
- Zostaw mnie. - przyspieszył, jednak mężczyzna go zatrzymał.
- Mówiłem już coś o tym, że chce tylko porozmawiać. Lepiej mnie posłuchaj i chodź ze mną. Chyba już kojarzysz mojego kolegę?
- Nie widzę go tutaj.
- Naprawdę myślisz, że będę ryzykować to, że będę musiał cię zabić? Najpierw wycofasz zeznania.
- Nie zrobię tego.
- Mój znajomy jest bardzo blisko Tommy'ego. Chyba nie chcesz, żeby coś mu się stało? - pociągnął Adama w kierunku swojego samochodu. Adam stał w miejscu, sam nie wiedząc, co powinien zrobić. Brunet nie krył się z tym, że ponownie mu grozi.
- Ja nie żartuje, dzieciaku.
- Nie skrzywdziłbyś go. - Adam pokręcił głową - Kochasz go.
- Jesteś spostrzegawczy. Właśnie dlatego nie ja tam stoje z pistoletem. Ruszaj się. - pociągnął go za sobą i tym razem Adam się poddał i ruszył za nim. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w ten sposób robi błąd. Nie chciał jednak, by cokolwiek stało się Tommy'emu.
- Wsiadaj. - otworzył mu drzwi, a Adam niepewnie wsiadł do samochodu. Nadal się bał, jednak bardziej bał się, że coś się stanie Tommy'emu.

Gdy Tommy wrócił do samochodu, nie zobaczył w nim Adama. W pobliżu nie było ani jednej osoby. Kompletne pustkowie. Zadzwonił do Adama, jednak okazało się, że chłopak zostawił telefon na siedzeniu. Zaczął się o niego porządnie martwić, ale pomyślał, że może poszedł do łazienki. Postanowił zaczekać.

- Nie możemy załatwić tej sprawy, jak już będziemy w Nowym Jorku? - Adam zaczął lekko panikować, gdy nagle w samochodzie pojawił się również mężczyzna, który ostatnio do niego strzelał. Jeszcze bardziej spanikował, gdy odjechali od stacji benzynowej. Miał nadzieje, że to naprawdę bedzie rozmowa. Był w stanie dla świętego spokoju odwołać swoje zeznania na policji.
- Nie. Zamknij się. - uciszył go mężczyzna siedzący za kierownicą. Sam Adam miał ochotę teraz otworzyć drzwi i wyskoczyć z jadącego samochodu.
- Tommy będzie się martwił...
- Mam to gdzieś. - stwierdził były chłopak blondyna, który teraz siedział obok Adama. Kombinował coś teraz w niewielkiej torbie, a w końcu wyciągnął z niej strzykawkę. Adamowi od razu zrobiło się słabo.
- Daj mi rękę, nie zrobię ci krzywdy. - przekonywał mężczyzna, wyciągając dłoń w kierunku Adama. Młodszy jednak wycofał się tyle, ile mógł.
- Nie wypuszczę cię teraz, a szczerze mówiąc mam już dość twojego towarzystwa, więc lepiej współpracuj.
- Jeśli kochasz Tommy'ego, to dlaczego mu to robisz? - spytał Adam, próbując nie ukazać w swoim głosie paniki. Nie wiedział, co znajdowało się w strzykawcę, a już sama igła go przerażała.
- Bo nikomu nie oddaje tego, co moje. - stwierdził i w końcu szarpnął za nadgartek Adama. Adam zacisnął usta i powieki, już po chwili czując igłe wbijającą się w jego skórę. - Dobrano , dzieciaku.

Adam obudził się w ciemnym, zimnym pomieszczeniu, leżąc na jakimś brudnym materacu, do tego na jednym z jego nadgarstków znajdowała się metalowa obręcz, prawdopodobnie mająca zapobiec jego ucieczce. Nie wiedział, która jest godzina ani gdzie się znajduje. Jednego był pewien - Tommy go zabije, gdy dowie się, ze dobrowolnie ruszył za chłopakiem. W końcu nie chciał, by cokolwiek stało się jemu. Kiedy kogoś kochasz, stawiasz jego bezpieczeństwo ponad własne.
Usłyszał kroki, jednak nie był w stanie ocenić, skąd one dochodzą. Był jednak pewien, że osoba nie znajduję się w tym samym pomieszczeniu, co on. Spróbował jakoś wydostać swój nadgarstek z metalowej pułapki, niestety miał wrażenie, że jest to niemal niemożliwe bez klucza. Tommy go zabije, o ile kiedyś stąd wyjdzie.
- Myślisz, że już się obudził? - usłyszał głos dochodzący zza drzwi. Teraz był pewien, że jest w pomieszczeniu sam.
- Nie mam pojęcia. Lepiej dla niego, żeby nie. Sam jeszcze nie wiem, co z nim zrobię.
- Po prostu się go pozbądź, zanim policja wjedzie nam na głowę.
- Przecież go nie zabije. Nie byłbym w stanie, to dzieciak.
- W takim razie wymyśl, co z tym gówniarzem zrobisz, zanim sam go zabije.
Słyszał, że jeden z mężczyzn się oddala. Drugi otworzył drzwi, by sprawdzić, czy Adam jeszcze śpi. Chłopak postanowił  dla swojego bezpieczeństwa. Nie wiedział tylko jak długo bedzie mu się udawało to udawanie.

Tommy zaczął się martwić po około 10 minutach czekania. W końcu postanowił ruszyć. Pytał osoby napotkane po drodzę, czy nie widziały Adama, dokładnie go opisując. Żaden człowiek wokół nie zauważył jednak osoby przynajmniej do niego podobnej. W końcu zatrzymał się na kolejnej stacji beznynowej i postanowił zadzwonić do Neila.
- Twój brat zniknął. - odezwał się bez żadnego przywitania. W jego głosie dało się usłyszeć panikę.
- Jak to zniknął?!
- Poszedłem tylko po łazienki i kupić kawę, jak wróciłem to już go nie było. Nie wiem, dokąd poszedł, ale nikt go nie widział.
- Zglaszałeś to na policje?
- Nie, przecież i tak nikt nie będzie go szukał do 24 godzin od zaginięcia. Do tego pewnie powiedzą mi, że jest dorosły i pewnie gdzieś poszedł.
- Gdzie jesteś? Zatrzymaj się w jakimś hotelu, przyjadę do ciebie. Nie martw się, znajdziemy go. Kiedy przyjadę, pójdziemy razem na policję i zgłosimy zaginięcie. Nie wziął telefonu?
- Nie, zostawił w samochodzie. To również mnie martwi, rzadko kiedy chodzi bez swojego telegonu. Gdyby mógł, to by się z nim ożenił.
- Może po prostu poszedł gdzieś się przejść?
- Nie ruszyłby się nigdzie daleko, gdyby mnie o tym nie poinformował. Doskonale wie, jak w ostatnim czasie się o niego martwię.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz