36

101 8 1
                                    

Tommy zaczął szukać Adama jakieś 10 minut później. Chciał mu dać chwilę, ale doszedł do wniosku, że już powinien go znaleźć. Sam nie wiedział, do czego mógłby być zdolny Adam.
Znalazł go w łazience, stojącego przed lustrem. Nie mógł na siebie patrzeć, jednak coś też kazało mu nie odwracać wzroku. Cały czas miał w głowie, że jest tylko dziwką. Przecież teoretycznie mógł się bronić, mógł próbować uciec. Ale nie potrafił.
Gdy Tommy do niego podszedł, odwrócił wzrok od lustra i gwałtownie się odsunął.
- Nie dotykaj mnie. Nie zasługuje na ciebie i twój dotyk, rozumiesz?
- Przestań! To nie była twoja wina. Chcę cię tylko przytulić, nie zrobię ci krzywdy.
- Nie boję się, że mnie skrzywdzisz. Nie chce, byś mnie dotykał, bo na to nie zasługuje. Jestem tylko dzi...
- Nawet tego nie kończ! - przerwał mu Tommy. Wyciągnął do niego dłoń - Wracajmy na sale. 
Adam niepewnie złapał wyciągniętą dłoń Tommy'ego po czym ruszył razem z nim. W drodzę do sali Tommy myślał tylko o tym, że będzie musiał znaleźć swojemu chłopakowi dobrego psychologa.

Parę dni później mogli już wracać do domu. Co prawda dalej zachowywał się tak, jak zachowywał się jeszcze pierwszego dnia w szpitalu, jednak nawet lekarz stwierdził, że nie ma sensu trzymać go dalej w szpitalu i dołować jeszcze bardziej. Jechali już godzinę, w czasie której Adam nie odezwał się ani słowem. Siedział na tylnim siedzeniu, chcąc być dalej od Ratliffa. Blondyn dalej tego nie rozumiał, jednak nie zamierzał nalegać, by w końcu zaczął zachowywać się normalnie.
- Żyjesz tam jeszcze? - spytał w końcu Tommy. Miał dość milczenia. Adam w ciągu ostatnich paru dni odzywał się do niego naprawdę niewiele, a do innych ludzi nie odzywał się wcale od momentu, gdy Neil wrócił do domu.
- Żyje. - ledwo powstrzymał się od tego, by dodać do tej wypowiedzi słowo "niestety". W ostatnim czasie miał coraz większe wrażenie, że nie będzie potrafił z tym żyć. Przerażała go wizja każdego kolejnego dnia.
- Może chcesz się jednak przesiąść obok mnie?
- Z tyłu jest mi dobrze. - jego ton był suchy, nie wyrażający emocji. Nie spojrzał nawet w stronę Tommy'ego, gdy mu odpowiadał. Wpatrywał się tylko w okno.
- Będziesz się tak zachowywał już  zawsze?
- Jeśli ci to przeszkadza, to możesz mnie tutaj wysadzić.
- Poważnie myślisz, że to zrobię? Założę się, że nie wiesz nawet, gdzie jesteśmy.
- Poradziłbym sobie jakoś.
- Tak, jak poradziłeś sobie w Nowym Jorku? - wymskneło mu się, czego od razu żałował. Adam nie odpowiedział jednak na jego słowa. Rozmowa, która miała rozluźnić atmosferę jeszcze bardziej ją zagęściła.

Dwie godziny później zatrzymali się na stacji beznynowej. W czasie, gdy Adam był w toalecie, Tommy kupował dla nich coś do jedzenia. Co prawda na Adamie trudno było teraz wymusić, żeby jadł, jednak Tommy nie zamierzał rezygnować. Jak wrócą do domu, to znajdzie mu psychologa, ale do tego czasu jeszcze musiał znosić to, w jaki sposób się zachowuje i to, że wcale nie myśli o swoim zdrowiu.
Tym razem Adam usiadł z przodu. Przez ostatnią godzinę tylko spał, więc stwierdził, że ma już dosyć siedzenia tam samemu. Tutaj przynajmniej mógł kontrolować to, jaką piosenką starają się zabić całkowitą ciszę w samochodzie. Tommy wcisnął mu jakąś kanapkę. Jako, że tym razem nie miał ochoty na kłótnie z blondynem, postanowił ją zjeść. Nawet, jeśli za chwile będą musieli się zatrzymać, bo będzie mu niedobrze. A na pewno tak będzie.
- Będziemy zatrzymywać się na noc, czy wolisz jak najszybciej być w domu?
- Nie chce, żebyś zasnął za kierownicą. - stwierdził Adam, chociaż najchetniej znalazłby się już w swoim pokoju.
Tommy tylko kiwnął głową.
Tak, jak Adam myślał, musieli się zatrzymać pół godziny później. Adam czuł, że jeszcze chwila i zwymiotuje, a nie chciał tego robić w samochodzie, w którym mieli spędzić jeszcze kilka godzin dzisiejszego dnia.
- Wszystko w porządku? - spytał Tommy stojący przy samochodzie, gdy Adam już do niego wracał.
- Już lepiej. - stwierdził młodszy. Tommy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że te rewolucje w żołądku spododowane są nerwami oraz pewnym obrzydzeniem do samego siebie, nie odezwał się jednak, jak Adam próbował to sobie wytłumaczyć nieświeżym jedzeniem kupionym na stacji.
Wsiedli razem do samochodu, a Tommy od razu podał Adamowi butelkę wody.
- Dasz radę jechać dalej, czy wolisz się już gdzieś zatrzymać?
- Jedź. Im szybciej będziemy w domu tym lepiej.

Zatrzymali się dopiero późnym wieczorem. Gdy weszli do hotelowego pokoju, Tommy od razu zajął łazienkę. Adam siedział i czekał, aż jego chłopak z niej wyjdzie. W tym czasie przyglądał się łóżku, które stało w pokoju. Było tylko jedno, co oznaczało, że będzie musiał spać z Tommym. Ufał mu i wiedział, że nic mu nie zrobi. Mimo tego nie miał narazie ochoty na dzielenie łóżka z kimkolwiek.

Gdy później Adam wyszedł z łazienki, a Tommy leżał już w łóżku, młodszy zastanawiał się, gdzie się położyć, by ostatecznie nie spać z bkondynem. W końcu jednak nie widząc innej opcji położył się obok niego. Leżał jednak na krawędzi łóżka, odwrócony plecami do swojego chłopaka. Zasypiał już, gdy Tommy przesunął się bliżej niego i spróbował go objąć. Szybko się odsunął, równocześnie wstając z łóżka. Stojąc przy nim spojrzał na Tommy'ego, który patrzył na niego dalej leżąc w łóżku.
- Przepraszam... - odezwał się, widząc wyraz twarzy blondyna. Nie chciał się od niego oddalać, jednak cały czas miał wrażenie, że nie zasługuje na każdy kolejny dotyk.
- Nic nie mów. - Tommy pokręcił głową. Usiadł na łóżku, odsuwając się równocześnie do krawędzi, by zrobić miejsce Adamowi. Młodszy ponownie się położył i odwrócił plecami. Robił sobie wyrzuty, że tak bardzo krzywdzi swojego chłopaka.
- Wyjaśnisz mi, dlaczego uciekasz przed moim dotykiem? - usłyszał pytanie po dłuższej chwili. Adam odwrócił się w jego stronę.
- Nie zasługuje na twoją bliskość.
- Już przerabialiśmy ten temat. Co poza tym? Boisz się mnie? Myślisz, że jestem w stanie zrobić ci to samo, co on? Wyjaśnij mi, o co do cholery chodzi, bo mnie również to boli. Bardzo mnie boli myśl, że ktoś zrobił ci coś takiego, a ja nie byłem w stanie ci pomóc. Ale nie cofnę czasu, więc dlaczego karzesz również mnie?
- Przepraszam, ja...
- Nie. Nie przepraszaj mnie, bo nie masz za co mnie przepraszać. Nic, co się stało, nie jest twoją winą. To, co teraz czujesz, to również nie twoja wina. Ale pozwól mi się do siebie zbliżyć. Będzie nam łatwiej, jeśli będziemy przeżywać to razem, a nie osobno.
Adam spojrzał na Tommy'ego. Nie chciał wywoływać u niego bólu, wyrzutów sumienia. W końcu przesunął się do niego i jakby wbrew sobie go przytulił. Nie był gotowy na pocałunki czy coś wiecej, w tej chwili właśnie to przytulenie bylo granicą. Tommy jednak wyczuł, że nie przytula go tak, jak robił to zawsze. Ten uścisk był jakby zimny, mniej czuły. I to jeszcze mocniej go zabolało.

Welcome HomeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz