Rozdział 60

447 19 3
                                    

Kiedy Julietta weszła do biura zastała Raula siedzącego przed laptopem. Zwinnym krokiem i z radosną miną na twarzy zaczęła iść w kierunku ukochanego mężczyzny.

–Widzę, że dobrze się bawiłaś – powiedział Raul z nutką złości, podnosząc wzrok.

Juli oniemiała. Przystanęła na środku pokoju. Była zaskoczona zachowaniem Raula. Wydawało jej się, że ma on o coś pretensje, tylko kompletnie nie wiedziała o co.

–Nie rozumiem. O co ci chodzi? – zapytała.

– Nie domyślasz się? – Raul wstał i oparł się o biurko. – Widzę, że ty i Luis Eduardo jesteście w doskonałych stosunkach skoro macie tajemnice.

Uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny, a w jej oczach zalśniły łzy.

–Co ty sugerujesz?Że ja i Luis Eduardo... to niedorzeczne. Przecież doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie. Jak możesz podejrzewać, że mnie i Luisa coś łączy?!On jest tylko moim przyjacielem, a to ciebie kocham! – Odwróciła się i w tej chwili z jej oczu trysnęły łzy.

Raul w lot pojął jakie głupstwo zrobił. Jak mógł myśleć, że... Ale ten laluś w garniaku tak mu działał na nerwy, że nie może racjonalnie myśleć. Powoli podszedł do Julietty i położył rękę na jej ramieniu.

–Perełko...

–Nie dotykaj mnie! – Szybko strąciła jego dłoń i stanęła z nim twarzą w twarz. – Jak możesz sądzić, że ja... – Przez łzy płynące z jej oczu nie mogła mówić.

–Skarbie, przepraszam! Jestem idiotą! Wybacz mi! – Scałowywał łzy z jej twarzy. – Co ja na to poradzę, że jestem zazdrosny o każdego mężczyznę, który jest w twoim pobliżu. Z zazdrości nie myślę racjonalnie. – Przygarnął ją do swojej piersi i wtulił twarz w jej miękkie włosy. –Ja wcale tak nie uważam, że ty i on... Jeszcze raz przepraszam najdroższa. Po prostu nie mogę znieść myśli, że mógłbym cię stracić...

Julietta powoli wyswobodziła się z jego objęć i spojrzała mu w oczy. Delikatnie dotknęła jego policzka.

–Nie stracisz mnie... Nie jestem taka jak Oktavia. Nie potrafiłabym nikogo tak skrzywdzić.

–Wiem – odparł Raul patrząc w jej lśniące oczy pełne miłości.

–Nie mogłabym bez ciebie żyć. Tak bardzo cię kocham. – Na potwierdzenie swoich słów wspięła się na palce i swoimi wargami musnęła jego usta.

Raul przyciągnął ją do siebie i oddał pocałunek.

– Ja też cię kocham – powiedział kiedy oderwali się od siebie. – Powiesz mi o czym rozmawialiście?

–Oczywiście. – Juli usiadła mu na kolanach i rękoma objęła go za szyję. – Prosiłam go, aby dowiedział się czegoś o tej Gabrieli.

–I co? Odkrył coś?

–Tylko tyle, że taka osoba jak Gabriela Valdez nie istnieje i nigdy nie istniała.

Raul spojrzał zaskoczony na swoją dziewczynę.

–Więc kim ona jest?

–Nie mam pojęcia. Wiem tylko jedno: to oszustka!

Pablo stał niedaleko budki telefonicznej przy jednej z bardziej ruchliwych ulic miasta, czekając na Sergia Montesa. Spojrzał na zegarek. Lada chwila powinien tu być, pomyślał. I rzeczywiście! Już z daleka zauważył zbliżające się czerwone porsche.

–Cześć – przywitał się Sergio zatrzymując się obok Pabla. – Wskakuj!

–Niezła bryka! – powiedział Pablo sadowiąc się na miejscu. – W dzieciństwie marzyłem o takiej.

–Więc czemu sobie takiej nie sprawisz?

–Żartujesz?! Nie stać mnie na nią. A poza tym mam ważniejsze sprawy na głowie.

Sergio wiedząc o czym Pablo mówi, nie pytał już o nic więcej. Przez całą drogę jechali w milczeniu myśląc o celu swojej podróży. Sergio wpadł na trop rodziny, która najprawdopodobniej nielegalnie zaadoptowała siostrę Pabla, Sandrę. Innymi słowy, kupiła ją. Sergio miał nadzieję, że to dobry trop... A jeżeli nie? Nawet nie chciał myśleć inaczej. To był jedyny ślad i musiał być prawdziwy.

Zatrzymał samochód na parkingu przed dużym blokiem pomalowanym na kolorowo. Zgasił silnik.

–To tutaj – powiedział do Pabla.

–Więc tu... mieszka Sandra albo mieszkała.

–Tak – skinął głową Sergio. – Chodźmy.

Weszli do klatki schodowej i skierowali się na trzecie piętro. Stanęli przed solidnymi dębowymi drzwiami. Sergio nacisnął na dzwonek. Obaj słyszeli zbliżające się kroki odbijające się echem. Po chwili w otwartych drzwiach stanął wysoki mężczyzna z lekkim zarostem na twarzy. Mógł mieć około czterdziestu lat. Miał na sobie dżinsy i biały podkoszulek na ramiączkach.

–Czy pan Juan Cortez? – zapytał Sergio.

–Tak, a o co chodzi?

–Chcielibyśmy porozmawiać o pańskiej córce – rzekł Sergio.

Mężczyzna zrobił się cały czerwony na twarzy, a oczy zwęziły się do małych szparek.

–Córki? Ja nie mam i nie miałem żadnej córki. A teraz żegnam panów. – Chciał im zamknąć drzwi przed nosem, ale Sergio zablokował je stawiając nogę w progu.

–Czyżby? – rzekł detektyw z ironią w głosie. – A mi się wydaje, że jednak pan ma dzięki pewnej agencji adopcyjnej. Może się mylę?

Mężczyzna użył całej swojej siły i wypchnął Sergia za drzwi.

–Wynoście się, ale już! W przeciwnym razie zawiadomię policję.

Zatrzasnął im drzwi przed nosem. Pablo i Sergio przez chwilę stali w milczeniu nie wiedząc co dalej robić. Sergio wiedział jedno: Juan Cortez kłamie. Na pewno ma córkę, którą razem z żoną nielegalnie adoptowali i tą córką mogła być Sandra.

–I co teraz? – zapytała Pablo.

Sergio tylko wzruszył ramionami. Odwrócił się i w tej chwili zauważył starszą kobietą otwierającą sąsiednie drzwi. Powoli podszedł do niej.

–Przepraszam panią...

–Tak? Słucham młody człowieku. – Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się miło.

–Juan Cortez od dawna tu mieszka? – Wskazała na sąsiednie drzwi.

–Odkąd pamiętam. Od zawsze byliśmy sąsiadami. Jego żona jak jeszcze żyła, często wpadała na kawę i ciasto. Mieli także córkę...

–Mieli?? – Pablo wszedł jej w słowo. – Czyli ona nie żyje?

– Nie wiem. – Kobieta wzruszyła swoimi wątłymi ramionami. – Uciekła z domu jak miała osiemnaście lat i od tamtej pory nigdy się nie pojawiła. Nikt nie wie co się z nią dzieje. Wszelki słuch o niej zaginął.

Blask Twoich OczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz