Rozdział 91

285 20 4
                                    

Vanessa już od kwadransa stała niedaleko klatki schodowej bloku, gdzie mieszkała Miranda ze swoim bratem Miguelem. Nie trudno było znaleźć ich adres. Van parę dni temu sprzątała w gabinecie Rogera i korzystając z okazji zajrzała do jego notesu. To wystarczyło. Nigdy wcześniej nie przeglądała osobistych rzeczy swojego szefa, ale musiała jakoś zdobyć ich adres. To był pierwszy krok do tego co zamierzała zrobić.

Nie zwracała na siebie niczyjej uwagi. Ludzie ciągle się gdzieś spieszyli. Niestety nie mogła wejść do środka, bo drzwi były zamknięte, a bez kodu nie mogłaby wejść. Czatowała więc czekając, aż ktoś będzie wychodził, albo wchodził. Wtedy niepostrzeżenie, zanim drzwi się zamkną, wejdzie. Na razie jeszcze nic się nie działo. A ona musiała tam wejść. Nie zamierzała się poddawać, choćby miała tu spędzić cały dzień.

Za wszelką cenę chciała utrzeć nosa tej idiotce Thelmie. Miała jej powyżej uszu. Zalazła jej za skórę, sprzeciwiając się i buntując. Nie chciała jej pomóc w zdobyciu Pabla. To przez niego ta mała, która niedawno sprowadziła się do domu Rogera razem z matką, zdołała go oczarować.

A on miał być jej. I będzie. Czy to się Thelmie podoba czy nie.

Już poczyniła pierwsze kroki. Ta kretynka Manuela na pewno już nie wejdzie między nią, a Pabla. Ta sierotka uwierzyła w każde jej słowo. I dobrze, bardzo dobrze.

Teraz tylko należało uprzykrzyć życie Thelmie. Nie mogła patrzeć na jej szczęście. Ten Miguel musiał być kompletnym kretynem, żeby zwrócić uwagę na takie nic. Nie rozumiała tego.

W tej chwili z klatki wybiegła młoda kobieta i drzwi nie do końca się za nią zamknęły. Na ten moment czekała Vanessa. Szybko wślizgnęła się do środka i stanęła przed skrzynkami na listy. Po jej ustach przebiegł lekki uśmiech. Wyjęła z torby szarą kopertę. Kiedyś nie spełniła swojego zadania. Miała nadzieję, że tym razem będzie inaczej. W środku były zdjęcia Thelmy, którymi Vanessa kiedyś szantażowała dziewczynę. Bez wahania wrzuciła ją do odpowiedniej skrzynki.

Skończy się wasza wielka miłość, pomyślała. Gdy tylko Miguel zobaczy te zdjęcia z miejsca rzuci tą idiotkę. Żaden facet nie chce zadawać się z dziwką.

Zadowolona z siebie wyszła z budynku. Z uśmiechem na ustach szła ulicą. Była pewna, że nikt nie zepsuje jej tak dobrze rozpoczętego dnia.



Juli była zrozpaczona po stracie dziecka. Tak bardzo chciała je urodzić. Było ono owocem miłości jej i Raula. Nie mogła się pogodzić, że nie będzie jej dane trzymać go w ramionach. Już wylała wszystkie łzy. Nic nie da ukojenia dla jej duszy.

Raul był przez cały czas przy niej, nie opuszczając jej ani na krok. Chciał ją pocieszyć, ale wiedział, że żadne słowa nie uśmierzą jej cierpienia. On także czuł się podobnie, ale trzymał się nie okazując słabości, przynajmniej przy dziewczynie. Musiał być silny dla niej, dla nich. Wierzył, że przetrwają te ciężkie chwile. Miłość pokona wszystko.

Stał przy oknie myśląc o tym co ich spotkało. Juli chciała mu zrobić niespodziankę na kolacji, którą planowała dla nich przygotować. Wtedy, gdy pożyczał jej klucze, zastanawiał się co to będzie za okazja. Teraz już wiedział. Dziewczyna chciała w uroczystej atmosferze powiedzieć mu, że zostaną rodzicami. Cieszyłby się. Był tego pewien. Kiedyś nie zastanawiał się czy chce mieć dzieci. Uważał, że jest na to czas, że jest jeszcze młody. A teraz kiedy stracił swoje dziecko, wiedział, że bardzo chciałby zostać ojcem. To przy Juliecie się tak zmienił.

Bardzo ją kochał. Bardziej niż mógł pojąć to rozumem. Nie przeżyłby gdyby coś jej się stało. Była dla niego najważniejszą osobą w życiu. Nie chciałby, nawet nie potrafiłby bez niej żyć. Bez jej uśmiechu, bez jej czułego dotyku, bez jej pocałunków. Na samą myśl o tym, że Oktavia chciała ją zabić po jego kręgosłupie przebiegały ziemne dreszcze. Na szczęście jej się nie udało. I nie uda, gdyby chciała znowu próbować. Zrobi wszystko, żeby ta kobieta trafiła za kratki, za to co zrobiła.

Blask Twoich OczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz