Rozdział 41

701 19 1
                                    

Raul siedział w salonie na miękkiej kanapie i wpatrywał się w ekran telewizora. Co jakiś czas przełączał kanały w nadziei znalezienia jakiegoś interesującego i godnego uwagi filmu albo programu. Jednak nie było nic na czym można by było zawiesić oko. A to były półnagie kobiety reklamujące piwo, a to rozkoszne dziecko biegające w samej pieluszce po podłodze a gdzie indziej znowu latające spodki i kosmici. Zrezygnowany włączył czerwony guzik na pilocie i wyłączył telewizor. Jego uwagę zwróciła niebieska koperta leżąca na stoliku obok gazety. Wyjął zawartość. W środku były zdjęcia z niedawnego bankietu. Do dziś pamiętał ten wspaniały i jakże niezwykły dla niego wieczór. Przeglądał fotografię, aż jego wzrok zatrzymał się na jednym zdjęciu przedstawiającym dwoje ludzi: mężczyznę i kobietę. To był on i Julietta. Uśmiechnął się lekko a potem, delikatnie opuszkami palców pogładził twarz i postać czarnowłosej.

- Jest taka śliczna- powiedział wpatrując się z zachwytem z fotografię. – Jej włosy, jej twarz, jej słodkie i kuszące usta. A przede wszystkim te piękne oczy i niegasnący ich blask.- rozmarzył się i przymknął lekko oczy przypominając sobie ich pierwszy pocałunek. Wyglądała wtedy tak pięknie i anielsko w śnieżnobiałej sukience. Jej twarz oświetlały jedynie promienie księżyca, który tego wieczoru był wysoko na rozgwieżdżonym niebie. Nigdy w życiu nie widział piękniejszej kobiety. Otworzył oczy, odłożył zdjęcie i otrząsnął się z marzeń. – Facet co z tobą? Zachowujesz się jak jakiś zakochany nastolatek. Myślisz o niej bez przerwy dwadzieścia cztery godziny na dobę i nie możesz przestać. Opanuj się trochę.- podpowiadał mu głos rozsądku.

Raul wstał i podszedł do okna. Na zewnątrz zaczynało się już powoli ściemniać. Na ulicach paliły się latarnie. Ulice pustoszały.

- A co jeśli Marcelo ma rację? Czyżbym się w niej zakochał?! – zastanowił się.- On postanowił walczyć o Mirandę i jest teraz z nią szczęśliwy. Czy ja mam zrobić to samo?? Już nic nie wiem. Muszę to przemyśleć.- założył marynarkę i wyszedł z mieszkania zamykając je na klucz.

Armando otworzył frontowe drzwi i znalazł się w przestronnym pomieszczeniu. Rzucił teczkę na stojącą tam kanapę i podszedł do barku, aby nalać sobie drinka. Chciał się zrelaksować po ciężkim dniu pracy. Usiadł na kanapie i powoli sączył alkohol ze swojej szklanki. Jego uwagę zwróciła cisza i spokój. Bardzo się zdziwił. Dom zawsze był wypełniony śmiechem i głosem jego córeczki Liliany. A teraz panowała cisza. Postawił szklankę na stoliku, wziął teczkę i udał się na górę do swojej sypialni. Zastał tam swoją żonę wyciągającą z szafy różne ubrania. Pakowała wszystko do wielkiej walizki leżącej na łóżku. Armando postawił teczkę na podłodze, zdjął marynarkę i powiesił ją na poręczy stojącego nieopodal krzesła a następnie spojrzał ze zdziwieniem na żonę.

- Lauro, co ty wyprawiasz?- zapytał.

Dopiero teraz kobieta zauważyła obecność męża, więc na chwilę przerwała. Odgarnęła włosy na plecy i zerknęła na Armanda.

- Wyjeżdżam- odparła krótko i wróciła do przerwanej czynności.

- Jak to? Gdzie? Kiedy?- dopytywał się Armando.

- Jutro- odpowiedziała.- Jadę do Kolumbii. Do swojej rodziny. Zabieram ze sobą Lily.

- Co???

- To co słyszałeś. Wyjeżdżam jutro rano.

- Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?

- Właśnie ci mówię. – odrzekła – Nie patrz tak na mnie! To już postanowione. Wzięłam urlop i wyjeżdżam. Nie odwiedziesz mnie od tego- rzekła pewnym głosem.

- Ale… jak to.. dlaczego…

- Chcę spędzić trochę czasu z rodziną. Tak dawno ich nie widziałam i stęskniłam się za nimi. Liliana bardzo się cieszy na ten wyjazd. Chcę zobaczyć babcię i wujka oraz Juliettę. Chyba jej tego nie zabronisz?- zapytała oczekując odpowiedzi.

- Nie, oczywiście, że nie. Szkoda, że nie powiedziałaś mi wcześniej. Może mógłbym..

- Jasne. – przerwała mu Laura- Kiedyś rozmawialiśmy o tym. Powiedziałeś, że nie możesz. Teraz znowu byś się wykręcił. – stwierdziła. – Praca jest dla ciebie ważniejsza ode mnie i naszej córki. – rzekła ze złością a potem dodała- pojadę do Kolumbii z tobą lub bez ciebie!

Siedziała w bezruchu i patrzyła na marmurowy pomnik ozdobiony świeżym bukietem kwiatów. Na jej twarzy widać było zadumę i skupienie.

- Mamo- odezwała się nagle- Tak bardzo chciałabym, abyś przy mnie była. Ty na pewno wiedziałabyś co mam robić, bo ja już się w tym wszystkim pogubiłam. – wstała z ławki i podeszła do pomnika. Dotknęła palcami zdjęcia swojej tragicznie zmarłej matki. Po policzku spłynęła jej łza. – Tak bardzo mi Ciebie brakuję, tęsknię za Tobą. – wierzchem dłoni obtarła spływające łzy i z powrotem usiadła na ławce. – Widzisz… zakochałam się. Broniłam się przed tym uczuciem, ale nie zdołałam Teraz jestem już tego pewna, że go kocham! On jest taki… wspaniały… cudowny.. kochany… – lekko się uśmiechnęła.- Przy nim moje serce bije jak oszalałe, jakby miało wyskoczyć mi z piersi. Tylko nie wiem, czy on czuje to samo co ja- posmutniała i spuściła głowę. Spojrzała w ziemię. – A jeśli jestem dla niego tylko przyjaciółką i nic więcej. Drugi raz nie zniosę zawodu. – nagle po jej plecach przeszedł chłodny dreszcz. Rozejrzała się i zauważyła, że zapadł już zmrok. Spędziła tu tyle godzin, że nie zauważyła kiedy zapadł wieczór. Straciła rachubę.- Muszę już iść. Późno się zrobiło. Kocham Cię mamo.- powiedziała i wstała a następnie opuściła teren cmentarza.

Aby dostać się do parkingu, gdzie miała swój samochód musiała przejść przez park. O tej porze nie było w nim nikogo i dlatego był taki ponury i straszny. Była tutaj kompletnie sama. Słychać było jedynie pohukiwanie sów i delikatny wiatr poruszający liśćmi drzew. Przyspieszyła kroku aby jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca. Nagle usłyszała jakiś trzask. Przystanęła na chwilę. Spojrzała pod nogi i odetchnęła z ulgą. Na ścieżce leżała sucha gałązka. Chciała iść dalej, jednak miała niejasne przeczucie, że ktoś tu jest oprócz niej. Serce zaczęło jej walić ze strachu. Powoli odwróciła się za siebie, jednak nikogo nie było. Zaczęła iść dalej, kiedy nagle wyrosła przed nią postać barczystego, ogromnego mężczyzny. Miał na sobie bluzę z kapturem, więc nie widziała jego twarzy.

- Cześć mała!- zaśmiał się złowrogo.

Julietta chciała go szybko ominąć, ale nie udało jej się. Mężczyzna złapał ją od tyłu i przyciągnął do siebie. Czuła jego oddech na swojej szyi.

- Czego chcesz?- spytała drżącym ze strachu głosem.- Pieniędzy? Samochodu? Bierz co chcesz, tylko nie rób mi krzywdy!

- Chcę ciebie!- szepnął do jej ucha.

Juli zaczęła drżeć na całym ciele. Bardzo się bała, jednak mimo tego postanowiła jak najszybciej się uwolnić. Zaczęła się wyrywać, jednak nie miała żadnych szans. Mężczyzna był bardzo silny i trzymał ją mocno. Z jej ust wyrwał się niemy krzyk, a potem zaczęła cicho płakać.

– Cicho bądź! Nie cierpię ryczących bab- powiedział ze złością.

Nagle Julietta ucichła. Zobaczyła coś lśniącego w ogromnych rękach mężczyzny. To było ostrze noża, które zalśniło w blasku księżyca.

- Ratunku!- krzyknęła cicho, bowiem strach na więcej jej nie pozwalał.

- Cicho bądź, albo poderżnę ci gardło. A tego na pewno byś nie chciała. – powiedział przystawiając jej nóż do szyi. Po chwili zaciągnął ją w pobliskie krzaki.- Jak będziesz grzeczna, to spędzimy ze sobą miłe chwile, których nigdy nie zapomnisz.

Blask Twoich OczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz