Dzień minął jej leniwie. Dostała kilka SMS-ów od Adama, na które odpisała z ogromnym uśmiechem. Czuła się źle, robiąc mu nadzieję, ale z drugiej strony, czy ona na prawdę nie chciała z nim być? Pewne było to, że kochała go najbardziej na świecie, ale czy chce psuć mu życie u boku kobiety, o którą się bardzo troszczy? Tak. Chce. Nie wiedząc kiedy - zasnęła. Czuła się kiepsko, co prawda nie miała już nudności, ale ciągle chodziła głodna i od kilku dni miała ogromną ochotę na ogórki kiszone. Obudziła się po 10:00. Dość późno, jak na nią. Dziś po raz pierwszy od tygodnia idzie do pracy, z nadzieją, że nikt jeszcze nie wie o jej ciąży. Dyżur zaczynała o 14:30. Pasowało jej to idealnie, bo na 13:30 miała wizytę u ginekologa, więc od razu po badaniu będzie mogła się przebrać i zacząć dzień w szpitalnych korytarzach. W głębi duszy modliła się o to, żeby gdzieś po drodze spotkać Krajewskiego. Była ciekawa, jak ją przywita, chciała poczuć się pewnie w jego ramionach... Potrzebowała go.
Adam w tym czasie był w drodze do kwiaciarni. Obudził się wcześnie. Ubrał w najlepsze ubrania jakie miał i szczęśliwy opuścił dom. Czuł wyrzuty sumienia, kiedy zobaczył, że ma masę nieodebranych połączeń od Oliwii, więc oddzwonił do niej. Zdenerwował się do granic możliwości, kiedy okazało się, że blondynka zwyczajnie chciała poprosić go o bliższe poznanie się w restauracji. Wyłączył telefon. Wszedł do sklepu z kwiatami i wybrał wielki bukiet czerwonych róż. Zadowolony z efektu szedł w kierunku domu Wiktorii.
- Adam! - usłyszał znajomy głos...
- Cześć... - powiedział niepewnie, odwracając się w jej kierunku.
- Przepraszam Cię... - odparła patrząc mu w oczy.
- Nie no, nic się nie stało, Oliwia, ale spieszę się. Wybacz.
Jej wzrok utkwił w pięknym bukiecie. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Odwrócił się i odszedł. Kiedy był prawie pod blokiem Consalidy, zobaczył niewielki sklep. Z ciekawości wszedł do niego. Zobaczył misia, większego od niego. Wielki, szary, puchaty miś z ogromną, czerwoną kokardą. Był drogi, jednak zdecydował się na kupno. Niedługo później stał już pod drzwiami jej mieszkania. Wszedł bez pukania, żeby zachować jakiś element niespodzianki. Wiktoria stała przed lustrem, obserwując swój jeszcze płaski brzuszek. Kiedy zorientowała się, że w pomieszczeniu stoi Adam, natychmiast ściągnęła bluzę do dołu.
- Adam? Co Ty tutaj robisz? - spytała, kryjąc uśmiech.
- Zamknij oczy. - rozkazał.
Wykonała polecenie. Ufała mu bezgranicznie.
W tym czasie, szatyn wniósł do sypialni miśka.
- Otwórz. - ponownie zrobiła to, co kazał.
Nie wiedziała, jak zareagować. Uśmiechnęła się szczerze i spojrzała mu w oczy.
- To dla mnie? - spytała niepewnie.
- Tak jakby... To jest dla Was. - zaakcentował. - Dla Ciebie, mam coś jeszcze.
Chwycił jej rękę, tak, że przez jej ciało przeszedł dreszcz. W emocjach przymrużyła powieki. Stał przed nią z ogromnym bukietem róż. Uklęknął na kolano.
- Przepraszam Cię za wszystko, Wiki. Jesteś kobietą mojego życia... - wyznał.
- Adam... Ale jak mam zapomnieć? - wyraźnie posmutniała.
Nie mogła dłużej znieść tych słów. Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go namiętnie...

CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...