13.

898 22 1
                                    

Falkowicz zawiózł go do jej domu. Wiktoria w tym czasie była na dyżurze. Została jej jeszcze godzina pracy. Szła korytarzem. Dostrzegła zapkłakaną Oliwię. Zignorowała to.
- Ty! - wrzasnęła blondynka, patrząc jej w oczy.
Consalida nic nie odpowiedziała. Zatrzymała się i pytająco zerknęła na jej twarz.
- Wszystko twoja wina! Taki miałaś plan? Żeby Cię uratował? Żeby nie mógł chodzić i, żeby nie zajmował się dzieckiem? Tego chciałaś!? - wykrzyczała.
- Po pierwsze - uspokój się. Nic nie zrobiłam specjalnie. Adam pojawił się tak jak... anioł. Uratował mnie. Jestem mu wdzięczna. - wyjaśniła spokojnie, kryjąc gniew.
- Gdzie on jest? - spytała.
- U mnie w domu. - uśmiechnięta, oddaliła się.
Była z siebie tak dumna. Nie pozwoliła sobą pomiatać. Czas minął jej szybko. Postanowiła wrócić do domu. Kiedy już wychodziła, poczuła dotknięcie na dłoni.
- Co Ty tutaj robisz?! - krzyknęła.
- Przyszedłem po Ciebie. Nie wrócisz sama. - oznajmił, wciąż trzymając jej dłoń.
- Adam. Miałeś odpoczywać. Masz nogę w szynie, chodzisz o kulach. To na prawdę nie jest odpowiednie zachowanie. - powiedziała zdenerwowana, nie zwracając uwagi na to, że ich dłonie, złączyły się w uścisku.
- Przestań. Wracajmy do domu. - uśmiechnął się.
Spojrzała na ich ręce. Szybko się cofnęła i odwróciła wzrok.
- Dlaczego to robisz? - spytał szczerze.
- A jak myślisz? W jednej ręce trzymasz podpórkę. A drugą musisz utrzymać równowagę. To nie jest dobry pomysł. - odwróciła wzrok.
- Co wy tu robicie? Miałeś odpoczywać! - zdenerwował się Falkowicz.
- Też mu to powiedziałam. - wtrąciła się obojętnie Wiktoria.
- Zawiozę was. Tylko szybko, bo pacjenci czekają.
Wrócili do domu. Była godzina 18:30. Adam leżał na kanapie w salonie. Consalida położyła głowę na jego torsie i wspólnie oglądali telewizję.

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz