Następnego dnia, Wiktoria wróciła z pracy wcześniej. Była godzina 15:00. Wiedziała, że dziś Adam odwozi Józia z powrotem do matki. Zmęczona weszła po schodach i kluczem otworzyła drzwi. Rzuciła kurtką, zdjęła buty i bez wahania położyła się na kanapie w salonie. Do pomieszczenia wszedł Adam.
- Ciężki dzień? - spytał szeptem.
- Szkoda gadać. - odparła po cichu.
Spojrzał na nią ze współczuciem i usiadł obok. Położył dłoń na jej udzie i popatrzył prosto w oczy. Usiadła i przeciągnęła się, delikatnie dotykając jego ramienia.
- Kocham Cię. - oznajmił.
Uśmiechnęła się do niego. On jednak bez zastanowienia chwycił ją w talii i posadził sobie na kolanach, przytulając ją mocno. Czuła się tak szczęśliwa... Wiedziała, że nie potrzebuje już niczego więcej. Położył głowę na jej ramieniu i delikatnie musnął jej szyję. Przeszkodził im płacz.
- Szlag by to... - syknął zawiedziony, na co Consalida wybuchła głośnym śmiechem.
Wstał i wszedł do sypialni. Po paru chwilach z powrotem wrócił do salonu. Tym razem z chłopcem. Nie słyszał dzwoniącego telefonu.
- Daj go. - powiedziała zmęczonym głosem.
Podał jej malucha i przyglądał się uważnie. Wiktoria wstała i chodziła z nim po mieszkaniu. Krajewski siedział na skraju kanapy. Po chwili, rudowłosa wraz z Józiem na rękach usiadła mu na kolanach. W milczeniu bili się ze swoimi myślami. Nagle ktoś wszedł do środka.
- No ile można dzwonić! I na telefon, i na domofon! - krzyczała Oliwia, wchodząc do środka.
- Cześć. - powiedzieli w tym samym momencie Adam i Wiki.
Blondynka zrobiła się czerwona ze złości, gdy zobaczyła Wiktorię, siedzącą szatynowi na kolanach. W tym momencie Consalida wstała i oddała chłopca w ręce matki.
- Słuchaj. Jeśli tak ma wyglądać Twoje zobowiązanie do ojcostwa to ja dziękuję!
- O co Ci chodzi?! - krzynął. - Zająłem się nim. Było mu dobrze, dbałem o niego! Starałem się jak mogłem!
- Z nią na kolanach?! - syknęła.
- ONA ma na imię Wiktoria. - poprawił ją
Kobieta stała z boku i patrzyła z dumą na Adama.
- W dupie mam jej imię! - oznajmiła. - Po co Ci ona?! W czym jestem od niej gorsza?!
Krajewski złapał oddech.
- We wszystkim. - odparł spokojnie. - Jest całym moim życiem.
Podszedł do Oliwii, wziął chłopca na ręce i delikatnie pocałował. Podeszła do nich rudowłosa i przytuliła malucha. Szatyn oddał matce dziecko i odprowadził do drzwi. Zniósł torbę i wózek i wrócił na górę. Wiktoria stała jak osupiała. Patrzyła w jeden punkt. Podszedł do niej i objął ją mocno. Nie myślała racjonalnie. Spojrzała mu w oczy i złożyła namiętny pocałunek na jego ustach. Był zszokowany, jednak przejął dominację. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Tak długo na to czekał. Położył ją na łóżku. Spojrzał na nią pytająco. Nic nie powiedziała. Pocałowała go po raz kolejny. Składał pocałunki na jej szyi, a z jej ust wydobywał się cichy jęk rozkoszy. Zsunął spodnie z jej nóg, a ona oplotła je wokół jego pasa. Jego pocałunki przemieściły się na klatkę piersiową kobiety. Ich oddechy były przyspieszone. Spędzili razem cudowny wieczór. Dawno nie było im tak dobrze. Byli najszczęśliwsi na świecie. Zmęczeni zasnęli, mimo wczesnej godziny.
CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...