Ten dzień był bardzo męczący dla Consalidy. Co chwile zmieniał jej się nastrój, co utrudniło jej pracę z pacjentami. Żadne jedzenie jej nie smakowało... No może poza ogórkami kiszonymi, które przyniosła jej dla świętego spokoju Agata. Nawet ona miała jej dość. Zegar wskazywał godzinę 16:30. Przestało padać, a nawet wyszło słońce, które dawało piękny urok jesieni.
- Odprowadzę Cię, nerwusie. - zaśmiała się blondynka, zabierając od rudowłosej torbę.
- Nie musisz. Dam radę. - oznajmiła pewnie.
- Dawno u Ciebie nie byłam. - stwierdziła.
- Trzeba to nadrobić. Zapraszam Cię na porządną kawę. - objęła przyjaciółkę i ruszyły w stronę mieszkania.
W połowie drogi, dostrzegły postać z wózkiem.
- To Adam? - spytała Agata, przyglądając się posturze.
- Nie wiem... - odpowiedziała niepewnie.
Parę kroków później były już pewne, że to właśnie Krajewski. Wymieniły spojrzenia i czekały, aż podejdzie bliżej.
- Witam piękne panie. - uśmiechnął się, witając się z Consalidą buziakiem w policzek.
- A Ty dokąd? - zaczęła blondynka.
- No właściwie to po Wiki szliśmy. Ale troszkę chyba się spóźniłem. - niepewnie spojrzał na Józia. - Mały troszkę... No humor mu nie dopisuje.
Agata zerknęła do wózka. Chłopiec leżał spokojnie i patrzył na jej twarz. Wiktoria złapała w tym czasie kontakt wzrokowy z ojcem dziecka, jednak szybko odwróciła wzrok. Cała czwórka popędziła do mieszkania. Po piętnastu minutach byli już na miejscu. Weszli do środka, ściągnęli buty i kurtki, po czym Consalida wprowadziła wózek do salonu i delikatnie wyjęła dziecko. Położyła go na kanapie i ściągnęła niepotrzebne ubranka. Wstała, z małym na rękach i trzymała go tyłem do siebie, tak, aby miał widok na wszystko co się dzieje przed jego twarzyczką. Podeszła do szafki i wyjęła z niej kawę, wstawiła wodę w czajniku i zadowolona usiadła no fotelu.
- Będziesz świetną matką. - stwierdziła blondynka, uważnie jej się przyglądając.
- To samo mówiłem. - wtrącił się dumnie Adam, szeroko się uśmiechając.
Wiktoria wstała i podała chłopca przyjaciółce.
- Potrzymaj go chwilkę, zrobię kawę. - poprosiła, widząc, że Krajewski wymienia żarówkę w salonie.
Popołudnie spędzili przyjemnie i w dobrym towarzystwie. Józio zrobił się zmęczony, więc troszkę marudził, a Wiki uspała go, delikatnie kołysząc wózek.
Siedzieli przy stoliku i żywo prowadzili rozmowy. Nagle telefon mężczyzny wydał pare dźwięków.
- Halo? - odezwał się.
- Cześć, Adam. Co tam u was? - spytała Oliwia.
- Wszystko dobrze, mały śpi. - powiedział, nie wspominając o obecności Wiki i Agaty.
- Jesteście sami?
- Nie. Jesteśmy u Wiktorii i jest z nami Agata. - poinformował, zerkając na kobiety.
- Aha. - odparła krótko.
- Kiedy wracasz?
- Jutro wieczorem. Muszę kończyć. - i włączyła się poczta.

CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...