30.

788 21 7
                                    

Potrzebowała teraz wsparcia. Potrzebowała Agaty... Nie myślała logicznie i racjonalnie. Dlaczego wszystko potoczyło się w ten sposób?
Spojrzała na zegarek. Już czas. Koniec. Szybko się przebrała i wróciła do domu.
Jej współlokator był już na miejscu. Przywitała się z nim i zamknęła się w sypialni, z której nie wychodziła do kolacji.

***

Pojechał do Józia. Było po 19:00. Wszedł do mieszkania Oliwii i dostrzegł obcą kobietę.
- Przepraszam? Kim Pani jest? - zaczął niepewnie.
- Nianią.
- Nianią? A kto Panią zatrudnił?
- Pani Oliwia.
Był wściekły. Wiktoria by się tak nie zachowała... Właśnie... Wiktoria. Nie mógł przestać o niej myśleć. Tak bardzo chciał, żeby to ona była matką jego dziecka... Zdenerwowany wybiegł na dwór. Wykręcił numer Popławskiej.
- Tak? - odezwała się.
- Jakim prawem zatrudniasz opiekunkę dla naszego syna bez mojej zgody?! - uniósł głos.
- Ja też mam swoje życie. Wykaż się zainteresowaniem.
Rozłączył się. To ona zwaliła mu się na głowę w najmniej odpowiednim momencie! Fakt, popełnił błąd, ale nie zrezygnuje ze swoich planów, dlatego, że nie jest gotowa na macierzyństwo.
***
Obudziła się przed 7:00. Miała cudowny sen. Czuła to, jednak nie pamiętała żadnych szczegółów. Wiedziała tylko, że sytuacja działa się na parkingu przed szpitalem. Ubrała się, odświeżyła i wyszła do pracy. Dotarła na miejsce i pierwsze co, to zerknęła na grafik.
- Cholera! - krzyknęła zdenerwowana.
To jakieś fatum. Znów musi operować z Adamem. Wyszła z pomieszczenia i powolnym krokiem podążała w kierunku recepcji.
- Wiki!
Dawno tak do niej nie mówił... Potrzebowała tego głosu...
- Szybko, musimy operować!
Obróciła się i pobiegła za nim. Weszła do sali, w której leżała zwijająca się z bólu kobieta.
- Co jej się stało? - spytała, podając jej leki.
- Próba samobójcza. Operacja nie była konieczna. Do teraz...
- Szybko! - krzyknęła.
Wieźli ją na blok operacyjny. Przygotowali się do operacji i nałożyli czepki.
***
- Spójrz. To nie wygląda dobrze... - syknęła.
- Faktycznie... Musi obejrzeć to ginekolog.
- Proszę zawołać doktora Radwana. - nakazała.
Adam spojrzał na nią z wyrzutem.
- Po co on tu? Będzie plątał się pod nogami...
- Pod rękami. - poprawiła go.
Po około piętnastu minutach, Krzysztof pojawił się na sali.
- Dobrze, że jesteś. - uśmiechnęła się.
- Też miło Cię widzieć.
Spojrzał na kobietę.
- To musiało stać się już jakiś czas temu...
- To, czyli co? - spytała Wiktoria.
- No naturalne poronienie to to nie było. Powinna być operowana już tydzień temu.
- W więzieniu nie przejmują się takimi rzeczami. - wtrącił się Krajewski.
- Ale zbadać ją powinni!
- Nie było nas tam!
- Ej! Spokojnie. - przerwała im. - Dokończmy to.
Gdy już skończyli, cała trójka poszła umyć ręce.
- W razie komplikacji dajcie mi znać. Mam dzisiaj dyżur.
- Zaraz... Jak to masz dyżur? A kto wpuści kominiarzy?
Adam słuchał ich uważnie. Marzył, żeby to był tylko zły sen...
- Ale ja Ci mówiłem... - oznajmił niepewnie.
- Fakt...
Nie wytrzymał.
- Zaraz... To Wy mieszkacie razem?
- No... Mieszkamy. A co? - odparła dumnie.
Zdjął czepek i powstrzymując łzy. Opuścił pomieszczenie. Wybiegł za nim Radwan.
- Adam!
Szedł dalej.
- Adam, zaczekaj! - dogonił go. - Trochę głupio wyszło... Między nami nic nie ma.
- Wiki nie skacze z kwiatka na kwiatek. - stwierdził po chwili.
- No właśnie. Nie skacze. Zaraz sobie coś znajdę. Długo tam nie będę. - tłumaczył się dalej.
- Frajer. - oznajmił bez namysłu.
- Słucham? - dopytał, myśląc, że się przesłyszał.
- Ja bym się nie wyprowadzał...
I odszedł...

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz