16.

883 21 0
                                    

Dzień w pracy minął jej spokojnie. Co prawda dłużył się strasznie, ale to chyba było spowodowane jej roztargnieniem i bujaniem w obłokach. Wyszła ze szpitala, patrząc w telefon. Spojrzała w przód. Miała zrobić kolejny krok, kiedy w oddali dostrzegła Adama, trzymającego na rękach 4 - miesięcznego chłopca.
Zobaczył ją i wzrokiem poprosił o podejście.
Zbliżyła się, a kiedy była już tuż obok, niespodziewanie pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się do siebie pod wpływem emocji.
- Co Ty tutaj robisz? - spytała, patrząc na jego nogę.- Dlaczego nie masz gipsu? - niepewnie kiwnęła głową.
- Nie bolała mnie. - oznajmił, jak gdyby nigdy nic. - Przyszedłem tu po Ciebie, ale po drodze zadzwoniła Oliwia i poprosiła mnie o chwilę opieki nad Józiem. - powiedział niepewnie.
- No, więc wracajmy do domu. - dotknęła malucha po dłoni, a ten odruchowo zacisnął pięść na jej palcu.
- Będziesz go tak niósł? - zaśmiała się.
- No coś ty. W samochodzie Oliwii jest wózek. Robi jakieś badania i trochę jej to zajmie.
Podszedł do auta i usiłował jedną ręką wyciągnąć pojazd z bagażnika. Najwyraźniej głupio było mu poprosić Wiktorię o potrzymanie chłopca, bo bezskutecznie próbował dalej.
- Daj. - pokazała na dziecko, wyciągając ręce.
Delikatnie przekazał jej Józia. Wyciągając wózek, uśmiechnął się do siebie. Kiedy już go rozłożył, chciał zabrać od Consalidy chłopca, ponieważ nie mógł pozwolić, żeby się przeciążała, jednak ta, włożyła go do środka i zapięła w pasy. W momencie kiedy malec znajdował się w objęciach rudowłosej, był spokojny jak nigdy. Nawet lekko się uśmiechał. To był piękny widok.
Chwyciła za rączkę od wózka. Tym gestem pokazała Adamowi, że to ona będzie wiozła dziecko. Nie przeszkadzało mu to. Szli w milczeniu. W pewnej chwili Krajewski objął ją w talii. Lekko drgnęła. Zobaczyła, że kopia Adama śpi. Uniosła kąciki ust. Znajdowali się pod jej mieszkaniem. A może ich mieszkaniem? Pomógł jej wprowadzić wózek po schodkach i wsiedli do windy. Po chwili byli już na miejscu. Otworzył drzwi i przepuścił ich przodem. Chłopiec akurat się budził. Kobieta pogłaskała go delikatnie po rączce.
- Myślisz, że jeszcze zaśnie? - spytała go półszeptem.
- Nie. On nie śpi długo. - oznajmił, biorąc go na ręce. Trzymał go poziomo w ramionach. Consalida popatrzyła na nich z czułością. W tym momencie zadzwonił telefon Adama. Tym razem bez wahania podał jej Józia. Kołysała go delikatnie, a on z zaciekawieniem patrzył na jej twarz.
- Okej, nie ma problemu. Tak.. Wszystko gra. Dobrze. Nic się nie stało. No pa.
- Co jest? - spytała, gdy odłożył telefon.
- Oliwia wróci do domu późno, a jutro ma bardzo ważny wyjazd. Wrócę z małym do jej mieszkania. Muszę się nim zająć przez dwa, ewentualnie trzy dni.
- Zostańcie tutaj. Przyda Ci się kobieca pomoc. - uśmiechnęła się.
- Nie będzie Ci to przeszkadzać? - pytająco popatrzył w jej oczy.
- Nie. Wręcz przeciwnie. - stwierdziła, spoglądając na dziecko. - A widzisz. Mówiłeś, że nie zaśnie. - zaśmiała się, pokazując na śpiącego chłopca.
Podszedł do niej i pocałował ją w policzek. To było urocze...
- Pojadę po ubranka dla Józia, pieluchy, mleko i jakieś inne potrzebne rzeczy, dobrze? Zostaniesz z nim? - niepewnie spojrzał na jej twarz.
- Jasne, że tak. Jedź. - głową wskazała na drzwi. Odłożyła malucha do wózka i delikatnie bujała, aby porządnie zasnął. Cieszyła się, że mogła być blisko Adama. Józio był taki kochany i niewinny. Niedługo i ona będzie miała takiego szkraba. Oswoiła się już z tą myślą. Usiadła na kanapie. Wózek postawiła na przeciw siebie i powoli kołysała nogą. Myślała o Adamie. Teraz była pewna. Nie może dłużej uciekać.

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz