Kiedy Consalida była w pracy, Adam postanowił odwiedzić syna. Doskonale pamiętał, o słowach które rzucił w kierunku Oliwii, jednak to nie dziecko jest winne. Bez uprzedzenia poszedł do jej mieszkania. Zapukał delikatnie. Po chwili drzwi otworzyła mu obca kobieta.
- Dzień dobry... - oznajmił niepewnie, wchodząc do środka.
Nie ściągnął butów. Z zaciekawieniem wszedł dalej, rozglądając się w koło. Prawie czteromiesięczny chłopiec leżał na łóżku.
- Cześć skarbie. - pocałował go w czoło i wziął na ręce.
Spojrzał na kobietę, która usiadła w kuchni.
- A Pani, przepraszam bardzo, to kto? - spytał, czekając na wyjaśnienia.
- Nianią. - odpowiedziała oschle.
- A gdzie jest jego matka? - dopytywał.
- Wyjechała na parę dni. - stwierdziła niewzruszona.
- Jak to wyjechała?! - krzyknął.
- Skąd ja mam to wiedzieć?!
Bez wahania chwycił za telefon i wybrał numer Oliwii.
Po chwili odebrała.
- Gdzie Ty do cholery jesteś?
- W Bydgoszczy. - zaśmiała się.
- A co z dzieckiem?! - podniósł głos.
- Póki co jest z nianią.
- Póki co?! Kiedy wracasz?!
- Za tydzień. Musiałam wyjechać i odpocząć.
- Jesteś stuknięta! Bezmózg!
Rozłączył się. W pokoju był bałagan, niczym u Wiktorii po rozstaniu z Adamem. Zdenerwowany odłożył chłopca i poszedł do sypialni, pakując wszystkie jego rzeczy. Postanowił zadzwonić do brata.
- Halo? Andrzej?
- Tak. Jestem w pracy, Adam.
- Mam prośbę. Pożycz mi samochód, proszę...
- Ale ja jestem w pracy. Samochodem. - zaakcentował.
- To ja przyjdę po niego. Oddam wieczorem.
- A...ale jak to?
Nie usłyszał już odpowiedzi. Poddenerwowany Adam ubrał Józia i bez najmniejszego wahania ruszył w kierunku szpitala, który był tuż obok. Po chwili znajdował się na parkingu. Z chłopcem na rękach wszedł do środka. Akurat na korytarzu stała Wiki.
- Adam? - niepewnie spojrzała na niego i Józia.
- Przepraszam, ale on trochę z nami zostanie... - wycedził.
- Spokojnie, ale co się stało? - spytała.
- Oliwia, tak sobie, ot tak postanowiła wyjechać do Bydgoszczy.
- A mały?! - zdenerwowała się nieodpowiedzialnością kobiety.
- Został z opiekunką. - uśmiechnął się sarkastycznie.
- Co za bezmózg...
- Powiedziałem to samo.
Złapała chłopca za rączkę i przytuliła ich do siebie. Obserwowali ich Radwan, Agata i Falkowicz. Adam, gdy zobaczył brata, podał Wiktorii dziecko i podszedł do niego. Ten - ku jego zaskoczeniu - dał mu klucze i odszedł bez słowa. Schował je do kieszeni i wrócił do Consalidy.
- Jak się czujesz? - czule patrzył jej w oczy.
- Dobrze. - uśmiechnęła się, przytulając chłopca.
- Jadę do jej domu, zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i pojadę do nas. Przepraszam Cię.
Po raz kolejny uniosła kąciki ust. Oddała Józia w ręce ojca, a sama położyła swoje dłonie na jego twarzy.
- Kocham Cię.
Złożyła długi pocałunek na jego ustach. Mimo, że nie mógł dotknąć jej dłonią, to i tak całował ją z zachłannością.
- Ja Ciebie też. - odpowiedział, odchodząc.

CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
FanfictionWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...