35.

795 21 1
                                    

Zbliżała się godzina 22:00. Adam dopiero co kończył dyżur. Wszedł do jednego z pomieszczeń i przebrał się w zwyczajne ubrania. Fartuch, i resztę rzeczy lekarskich, odłożył do pralni szpitalnej.

Szedł korytarzem. Rozglądał się w koło, licząc, że zobaczy jeszcze Wiktorię. Nie wiedział jednak, że kobieta była już od dawna w domu. Zastanawiał się, dlaczego jej wygląd uległ tak nagłej zmianie. Może jest chora? A może... zwyczajnie dramatyzuje i Consalida wygląda, tak jak wcześniej? Z rozmyśleń wyrwał go dźwięk, upadających kluczy.

- Co Ty taki roztrzepany? - zakpił Krajewski, widząc zdenerwowanego brata.
- Van Graaf wraca. - odparł od niechcenia.
- I co wtedy? - spytał.

Nie za bardzo rozumiał, co Falkowicz miał na myśli. Bał się konkurencji?

- Nie będę już dyrektorem.
- Spokojnie. - pocieszał go. - A... tak właściwie. Nie wiesz, czy Wiki skończyła już dyżur?
- O 18:00 szykowała się do domu. Mówiła coś o przeprowadzce Radwana, ale nie słuchałem jej zbytnio.
- Martwię się o nią... - odwrócił wzrok.
- To silna kobieta.
- Wygląda inaczej. Wiesz może, o co chodzi? Jest chora?
- Słaby z Ciebie lekarz, braciszku! - zaśmiał się i odszedł.
Czyli Wiktoria jest chora... - pomyślał.

Przeraził się. Musiał z nią porozmawiać. Spacer dobrze mu zrobi. Było bardzo późno. Szedł i patrzył w gwiazdy. Widział jej twarz. Mawiają, że przeznaczenie zapisane jest właśnie w gwiazdach... Dotarł na miejsce. Niepewnie wszedł po schodach. Stanął przed drzwiami mieszkania i przez krótką chwilę bił się z myślami. Moment zawahania minął. Pod wpływem impulsu zapukał w drzwi. Nie musiał długo czekać. Była ubrana w szlafrok i niepewnie patrzyła mu w oczy.

- Adam? Co Ty tutaj robisz? - spytała, nie kryjąc zdziwienia.
- Musimy porozmawiać. - oznajmił stanowczo i bez zaproszenia, wszedł do środka.

Bała się. Co, jeśli Falkowicz powiedział mu o ciąży? Nie będzie miała możliwości zaprzeczenia.
Wskazała na kanapę. Usiadł na przeciwko niej.

- Jesteś chora. - stwierdził. - Na co?
Milczała.
- Wiktoria, do jasnej cholery! Co Ci jest?! - krzyknął.

Odnosiła wrażenie, że jej serce bije tak mocno i szybko, że słyszy to nawet on, siedząc kilka metrów dalej.

- Nie krzycz. - rozkazała mu spokojnie.
- Przepraszam. - wyjęczał. - Zależy mi na Tobie, rozumiesz? Nie mogę Cię stracić. - wyznał.
- Adam... Między nami już nic nie ma.

Wypowiedziała te słowa z wielkim bólem. Nie chciała tego. Najchętniej wykrzyczałaby mu prostu w twarz, że zostanie ojcem, ale nie mogła tego zrobić. Nie powinna. Nawet nie wiedziała na co czeka. Kochała go ponad życie, więc dlaczego nie spróbuje jeszcze raz? Nie znała odpowiedzi na to pytanie.

- Wiki... - ciągnął dalej.
- Nie. Wyjdź. - wyprosiła go, po czym zamknęła się w sypialni...

Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz