Stała w bezruchu. Uśmiechnęła się do siebie. Kochała go tak bardzo. Te kłamstwa zbyt dużo ją kosztowały... Nie może ranić i jego, i siebie. Ale z drugiej strony nie przyzna się do tego wszystkiego. Ma iść i powiedzieć mu : Kłamałam, to Twoje dziecko?
On jednak nie potrafi o niej zapomnieć. Łączy ich tak silna więź, że nawet fakt o jej ciąży z innym mężczyzną nie potrafi zerwać tej nici porozumienia. Wrócił do pustego mieszkania. Siedział na kanapie i rozglądał się w koło. Czuł samotność. Nie wyobrażał sobie życia z inną kobietą. Nie dopuszczał do siebie takiej myśli. Ale co ma zrobić, skoro kobieta jego życia ma innego, na dodatek jest z nim w ciąży? Zmęczony ciężkim dniem - zasnął.
***
Wiktoria obudziła się dość późno. Za późno. Powinna być już od piętnastu minut na dyżurze. Poderwała się szybko z łóżka, wyjęła luźną bluzkę i spodnie, nałożyła na siebie i wybiegła z pokoju. Pomiędzy zakładaniem butów i kurtki zerknęła na różę od Adama. Przypomniała sobie o wydarzeniach z wczorajszego wieczoru. Jej twarz nie wskazywała żadnych emocji. Szybkim krokiem wyszła z domu. Można powiedzieć, że niemal biegła do szpitala. Dziś już z nieco innym nastawieniem.
W ciągu dziesięciu minut dotarła na miejsce. Pierwsze co zrobiła, to wbiegła do pokoju i przebrała się w ubrania szpitalne, po czym ruszyła do pomieszczenia dla personelu, w którym wisiał grafik dzisiejszego dnia. Chwilę zajęło jej znalezienie swojego nazwiska na liście, ale kiedy ustabilizowała oddech i dobrze się skupiła, dostrzegła napisane małym druczkiem swoje nazwisko. Poczuła nudności, jednak nie mogła teraz iść do toalety. I tak była wyraźnie spóźniona. Kiedy chciała wyjść z sali, dostrzegła, że nie jest tu sama. Adam stał i patrzył na nią uważnie, popijając kawę. Ta zerknęła jeszcze raz na grafik i powoli ruszyła w kierunku drzwi, w celu wykonania pierwszego obchodu.
- Byłem u pierwszych trzech pacjentów. Według rozpiski masz teraz przerwę.
Nie chciał, żeby ponosiła poważne konsekwencje. Nie miał akurat teraz żadnych zabiegów, ani zaplanowanych zajęć, więc wyręczył ją - mimo ostatnich wydarzeń - z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję... - i wyszła.
Zamknęła się w toalecie. Było jej niedobrze, czuła się tragicznie.
Krajewski w tym czasie bił się z myślami. Nie potrafił poradzić sobie z tym silnym uczuciem, jakim ją darzył. Czuł się oszukany i potraktowany jak zabawka, ale kochał Wiktorię najbardziej na świecie... Do pomieszczenia wszedł Krzysztof.
- Cześć. - odezwał się.
Adam nie odpowiedział. Czuł do niego nienawiść i wielki żal. Popatrzył na niego srogo, po czym odwrócił wzrok.
- Możemy pogadać?
- Nie ma o czym.
- Ale ja na prawdę nie wiem o co Ci chodzi!
- Domyśl się!
Nie wytrzymał i wyszedł. Pech chciał, że na swojej drodze spotkał Falkowicza. A może to było szczęście?
- Adam, mieliśmy porozmawiać. - przypomniał mu.
- Masz rację, przyda mi się szczera rozmowa. - oznajmił i ruszył za bratem do jego gabinetu.
Weszli do środka. Andrzej usiadł na swoim wielkim, nowym fotelu. Szatyn zaś na mniej wygodnym i o wiele skromniejszym.
- Jak Wam się układa? - spytał zaciekawiony, unosząc brwi.
- Mówiłem Ci sto razy, że mnie i Oliwię nic nie łączy. - odpowiedział chłodno.
- Ale ja mówię o Wiki. - zaśmiał się.
Adam już chciał zacząć mówić, jednak ten mu przerwał.
- Albo czekaj, najpierw powiedz mi, dlaczego wyjechałeś bez słowa?
- A nie widać? Nie zobaczyłeś jeszcze, że Wiktoria jest w ciąży?
- To Ty jesteś ślepy. Mówiłem Ci, że słaby z Ciebie lekarz. Byłem pierwszą osobą, która się dowiedziała... Ale nie rozumiem. To jest powód opuszczania szpitala?
- A co miałem zrobić? Patrzeć, jak tworzą rodzinę z Radwanem?!
- Czekaj, co? Z jakim Radwanem?
- Przecież to jego dziecko!
- Czekaj, co? - powtórzył. - Kto Ci tak powiedział?
- Wiki.
- Powinieneś to wyjaśnić. Najlepiej z Krzyśkiem...
Nie bardzo rozumiał, co jego brat miał na myśli, jednak coś podpowiadało mu, że tak właśnie powinien zrobić. Wrócił do pokoju, w którym znajdowali się wcześniej i zobaczył Radwana, siedzącego na kanapie.
- To Twoje dziecko? - rzucił bez wyjaśnień.
- Co?
- Pytam, czy to Twoje dziecko.
- Jakie dziecko? O czym Ty mówisz...
- O Wiktorii!
- Zwariowałeś? Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- To czyje?! - krzyknął.
- Powinieneś z nią o tym porozmawiać.
Czuł się jak popychadło. Bez wahania opuścił pomieszczenie i biegał po całym szpitalu, szukając rudowłosej. Dostrzegł ją, siedzącą pod ścianą na korytarzu. Od razu widać było, że czuje się nie najlepiej. Adam niepewnie wyciągnął do niej dłoń. Dopiero teraz zorientowała się, że stoi tuż nad nią. Chwyciła jego rękę, a przez jej ciało przeszedł cudowny dreszcz emocji. Nie wiedziała, co robi. Podświadomość podejmowała decyzje za nią. Objął ją ramieniem i pomógł usiąść na krześle. Sam spoczął tuż obok.
W jej głowie pojawiło się tysiące myśli. Co, jeśli się dowiedział? Może to i lepiej... A może chodzi o coś innego? Może chce jej powiedzieć, że jest w związku z Oliwią? Na samą myśl o Oliwii czuła odruch wymiotny... Zakryła usta ręką i odwróciła wzrok.
- Kto jest ojcem Twojego dziecka? - zapytał bez najmniejszego wahania.
Serce biło mu jak oszalałe. Panicznie bał się odpowiedzi.
- Krzysiek. - oznajmiła niezwykle realistycznie.
- Nie kłam. Wiem, że nie on. Kto?
Milczała.
- Wiki, powiedz mi. Obiecuję, że się odczepię.
- Obawiam się, że wręcz przeciwnie. Wtedy nie odczepisz się nigdy.
- O czym Ty mówisz?
Unikała jego wzroku. Poczuła delikatny dotyk dłoni na swoich włosach. Uwielbiała to... Zmusił ją do spojrzenia mu w oczy. Wstał z miejsca i kucnął przed nią, trzymając ręce na jej kolanach.
- Adam... To nasze dziecko...
CZYTASZ
Wiktoria i Adam || {W rodzinie wszystko da się wybaczyć} ||
Fiksi PenggemarWiktoria Consalida jest młodą kobietą, pracującą jako chirurg. Niedawno łączył ją soczysty romans z Adamem Krajewskim, jednak zaistniał spór, który przekreślił wszystko. 23.01.2018 - #616 w fanfiction 31.01.2018 - #506 w fanfiction 20.02.2018 - #18...