początek czerwca 2018
Wszystko w klubie u chłopaków się ułożyło. Dzięki pomocy taty wygrali ligę oraz Puchar Króla. Przegrali tylko jeden mecz w całych rozgrywkach ligowych. Jestem z nich dumna. Gerard jest teraz na zgrupowaniu przygotowujących ich do zbliżających się Mistrzostw Świata. Ja natomiast spędzam czas samotnie przechadzając się po sklepach z dziecięcymi ciuszkami. Poród się zbliża, więc czas aby zakupić parę ciuszków. Po powrocie z wesela Coral i Sergiego czuję się zmęczona. Co prawda, byłam tam tylko dwa dni, ale i tak wpłynęły na mnie wyczerpująco. Podróże w takim stanie chyba nie są wskazane. Dojechałam bezpiecznie do domu, zaparkowałam w garażu i raczej nie mam zamiaru aktualnie się stąd ruszać. Milan u rodziców Gerarda więc mogę się chwilę zdrzemnąć. Pozostawiłam zakupy w pokoiku małej, po czym weszłam do swojej sypialni. Położyłam się na łóżku i miałam ochotę iść spać.
Prawie zasypiałam, kiedy do drzwi zaczął ktoś dzwonić. Westchnęłam głośno i ruszyłam na dół aby otworzyć drzwi.
- Hej, przyleciałem Cię odwiedzić! - Xavi od razu wpakował się do środka.
- Hej, nie spodziewałam się odwiedzin. - uśmiechnęłam się na widok przyjaciela.
- Spałaś? - zapytał.
- Próbowałam zasnąć, niedawno wróciłam z zakupów. - oznajmiłam. - Kawy? Herbaty? - zaproponowałam.
- Daj mi zimnego soku, jeśli masz. - poprosił siadając przy stole w kuchni.
- Jasne, już nalewam. - oznajmiłam otwierając lodówkę i nalałam Hiszpanowi soku pomarańczowego do szklanki.
- Czy kobiety w ciąży borykają się z nietrzymaniem moczu? - zapytał nagle.
- Nie, nigdy się z takim czymś nie spotkałam. - popatrzyłam na niego dziwnie.
- To dlaczego się zsikałaś? - zapytał, a ja spojrzałam na swoje nogi.
- To nie siki, wody płodowe mi odeszły. - wyznałam.
- Cholera! Ty rodzisz! Co ja mam zrobić? - Hernandez wpadł w panikę.
- Zadzwoń do Gerarda, a my jedziemy do kliniki. - powiadomiłam go. - Przynieś mi z mojego pokoju czarną torbę, taką jak na siłownię. - poprosiłam, a ja starłam jeszcze w międzyczasie podłogę. Myślałam, że wpadnę w jakąś panikę. Z tego co widać to Xavi bardziej panikuje ode mnie.
- Selena nie ma na co czekać! Jedziemy, a nie będziesz ścierać podłogę.. - krzyczał spanikowany.
- Już, jeju. - wywróciłam oczami. Opuściliśmy dom, który zamknęłam na klucz po czym wsiadłam do auta Hiszpana. - Dzwoniłeś do Gerarda? - zapytałam.
- Tak, ale nie odbiera. Pewnie mają trening. - odpowiedział. - Zostawiłem mu wiadomość w skrzynce i zasypałem go smsami. - dodał.
- Wystarczyło, że zostawiłeś wiadomość w skrzynce. - zaśmiałam się, ale powoli już nie było mi do śmiechu, ponieważ złapały mnie ogromne skurcze. Chwilę później dotarliśmy pod klinikę. Przy pomocy Hiszpana wysiadłam z samochodu.
- Pomocy! Ona rodzi! - krzyknął, a na nas zwrócił uwagę mój lekarz prowadzący, który rozmawiał właśnie z pielęgniarką.
- Zaraz pielęgniarka przywiezie wózek. - powiadomił nas.
- Dam radę. - westchnęłam. Szybciej tam dojdę niż ona przywiezie ten wózek.
- Halo? No normalnie rodzi.. Mam Ci wytłumaczyć jak wygląda poród?... Tak, właśnie zawieźli ją na porodówkę. - jedyne co udało mi się usłyszeć. Teraz zostałam sama i już na prawdę się boję..
Gerard pov's:
- Jeju Xavi.. ja zaraz tam będę.. - byłem roztrzęsiony. Akurat jak poleciałem do Madrytu to Selena musi rodzić.
- Jak możesz zaraz tutaj być skoro jesteś w Madrycie? - zapytał Xavi.
- Nie wiem, coś wymyślę. - odparłem, po czym się rozłączyłem.
- Co jest? - zapytał zmartwiony Ramos.
- Moja żona właśnie zaczęła rodzić. - wyznałem. - Musze jak najszybciej dostać się do Barcelony. - dodałem.
- Zaraz coś załatwimy. - oznajmił, po czym opuścił szatnie, a ja szybko się ogarnąłem. Jakieś dziesięć minut później Sergio pojawił się ponownie w szatni. - Najszybciej będziesz w Barcelonie za 40 minut, załatwiłem nam prywatny odrzutowiec Rubialesa. - powiadomił mnie.
- Nam? - chyba sie przesłyszałem.
- Tak. Chyba nie myślisz sobie, że zostawię kumpla w potrzebie. - powiedział dumnie.
- Dzięki Sergio. - przybiłem z nim piątkę i powiadamiając jeszcze Xaviego wsiedliśmy do odrzutowca.
Czas dłużył mi się nieubłaganie. Miałem wrażenie, że lecę tam cały dzień. Dosłownie wieczność.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Zaraz zobaczysz swoją żonę. - Sergio poklepał mnie po ramieniu, kiedy razem z Xavim siedzieliśmy przy porodówce. Jakieś piętnaście minut później przed salę wyszedł lekarz.
- Gratuluję, Panie Pique. Ma pan piękną córeczkę. Za chwilę może pan wejść na salę. Pielęgniarka pana zawoła. - powiadomił mnie, a poczułem ogromną ulgę, że wszystko jest w porządku.
- Mam córkę! - krzyknąłem z radości.
- Gratulacje! - Xavi i Sergio krzyknęli razem. Czułem takie szczęście, mam córkę z najwspanialszą kobietą na świecie.
CZYTASZ
Let me love you.
Fanfiction"Nigdy nie sądziłam, że zrobisz mi coś takiego.." Let me love you • 2017