Leżę u siebie w pokoju na łóżku. Choć właściwie ani łóżko ani pokój nie są moje. Przyjechałam tu by zająć się dziećmi znajomych... i uciec od stresu związanego z lekcjami niemieckiego.
Wiem, że to głupie, tak uciekać... Ale dwa miesiące temu zerwałam z chłopakiem.... i od tego czasu przestałam sobie radzić z swoją depresją.
Tak naprawdę to od początku roku 2018 wszystko się sypało. Jako czytelnicy zostaliście wrzuceni w sytuację bez kontekstu i z wieloma odsyłaczami do postów, które nie istnieją, ale po prostu nie mam siły tego od początku wszystkiego pisać i jeszcze zdążyć pisać to co się dzieje na bierząco. Więc będę pisać nie po kolei. Cóż. W życiu nie zawsze wszystko jest odpowiednio poukładane.
Ale wracając do tematu.
Leżę w łóżku i chcę już zasnąć, ale jeszcze bardziej chcę się z kimś podzielić moją frustracją i bezsilnością. Te dzieciaki, którymi się opiekuje (dwójka chłopców, jeden ma 7 lat, drugi 10) są nieznośne. Nie mam zamiaru ich bić. Ja chcę się DOGADAĆ. Ale im wcale nie zależy by być w porządku i by drugiemu człowiekowi było dobrze. Liczą się dla nich tylko dwie rzeczy:
1. Trzeba zrobić wszystko by bratu jak najbardziej dokopać (psychicznie bądź najlepiej fizycznie)
2. To co ja chcę jest najważniejsze
To ich pieprzone zasady!
Przepraszam, za słownictwo, ale już nie mam siły. Oni naprawdę krzywdę brata przenoszą ponad własne dobro. I nie mają ani trochę instynktu samozachowawczego! Mam ich po dziurki w nosie!
Ich i tego ich ciągłego wrzasku, wymuszania i naburmuszenia.
Znam ich rodziców i są naprawdę fantastycznymi ludźmi. I naprawdę nie rozumiem gdzie popełnili błąd, że ich tak rozpieścili.
I to nie jest tak, że to ja nie nadaje się do dzieci. Mam dwójkę młodszego rodzeństwa, które praktycznie sama wychowałam, bo ojciec został wyrzucony przez mamę z domu, kiedy miałam chyba z 4 lata.
Z moim rodzeństwem dogadywałam się świetnie. Mimo tego, że jeden ma autyzm, a drugi ADHD umysłowe zawsze byliśmy bardzo kochającym się i współpracującym rodzeństwem. Owszem, czasem się kłóciliśmy, ale nigdy nie przyszło nam do głowy by się pobić czy na wzajem skrzywdzić.
A im przychodzi. I to właśnie robią.
Ostatnio ten młodszy z nich powiedział mi, że on to nie lubi swojego brata, a najbardziej to nie lubi taty i chce by on nie mieszkał z nimi...
Mówiąc szczerze te słowa mnie zatkały. Może dlatego, że znam sytuację ich rodziców i wiem, że oni są w trakcie rozstawania się. Dzieci jeszcze o niczym nie wiedzą. Ojciec ma z nimi porozmawiać, ale ciągle odkłada to w czasie. I nie ma co mu się dziwić, bo to nie będzie przyjemna rozmowa...
Ale czy młody się domyśla czy tak po prostu rzucił te słowa to nie wiem.
I boli mnie ta sytuacja, bo wiem jak wygląda los dziecka z rozbitej rodziny. Wiem, bo sama to przeżyłam. Mimo, iż byłam za mała by zauważyć, że taty nie ma w domu i jakoś bardziej to przeżyć... Ale przeżyłam to jak ciężkie było nasze życie bez taty. Mama dobrze zarabiała i miała elastyczne godziny pracy, więc nigdy nas nie zaniedbała. Ale pewne rzeczy jej umknęły... I nie mam zielonego pojęcia, czy to nie przez to mam depresję. Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Wiem, tylko, że zanim mi ją zdiagnozowano w 2014 to wcześniej też ją miałam.
Może to genetyczne (bo obydwoje moich rodziców ją ma. Tata przez żółtaczkę typu B, której efektem ubocznym może być depresja. A mama nie wiem dlaczego).
A może przez rozstanie rodziców i przez to, że gdy potrzebowałam taty jego w moim życiu nie było.
Albo przez to, że jako najstarsza z rodzeństwa zawsze brałam całą odpowiedzialność za braci na siebie... Chciałam być największym wsparciem dla mamy, opiekować się braćmi, sama rozwiązywać wszystkie swoje i ich problemy. Radzić sobie ze wszystkim sama.
Nie wiadomo. Moja depresja po prostu jest. I nic na to nie poradzę. Mogę tylko z nią walczyć...
Choć walka z nią bardziej przypomina próbę podążania w odwrotną stronę niż prąd w rzece. Idę pod prąd tylko po to by żyć tak, jak reszta świta może żyć bez jakiegokolwiek wysiłku. To tyle w temacie...
CZYTASZ
Niebieskie Gałęzie
De TodoChcę by noc trwała wiecznie, bo dla mnie trwa. Wewnątrz mnie nigdy nie ma dnia Kiedyś namalowałam pewien obraz. Był na nim krzew róży. Róży o niebieskich liściach. Z jakiegoś powodu czułam, że ten krzew jest trujący... Tak jak ja. Przez swoją depre...