Rozdział III: Miasto

21 6 0
                                    

-W Aristii, oczywiście. Zastanawiało mnie to już, od kiedy cię zobaczyłem... Ten strój nie wygląda na tutejszy. Tak naprawdę nigdy czegoś takiego nie widziałem. Skąd pochodzisz dziecko?

To pytanie wyrwało Emmę z szoku. Skąd pochodzi? Jak na to odpowiedzieć? Wyjawienie, że pochodziła z innego świata nie wchodziło w grę. Spojrzała na staruszka. Jego twarz pokryta zmarszczkami wyrażała ciekawość i troskę, ale kto wie, co mógł ukrywać.

Widząc zakłopotanie dziewczyny, starszy mężczyzna westchnął.

-Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić - powiedział i ruszył dalej drogą, a Emma podążyła za nim.

Zapanowała niezręczna cisza. Mężczyzna nie odezwał się już ani słowem, a Emma zbyt bała się coś powiedzieć. Stopniowo drzewa zaczęły się przerzedzać aż w końcu ich oczom ukazało się miesteczko Sheldrin.

Z początku mijali tylko małe ubogie domki położone na skaju osady, ale z czasem zabudowania robiły się coraz gęstsze. Piaszczysta droga niespodziewanie zamieniła się w brukowaną. Większość domów była zbudowana z drewna, a dachy były pokryte strzechą, tylko niektóre budynki były bardziej okazałe. Wzrok Emmy najbardziej przykuł większy budynek stojący przy głównej drodze, po której teraz szli. Był zbudowany z białych cegieł tylko niektóre elementy były drewniane. Powiewało na nim wiele różnorodnych flag. Miał co najmniej trzy piętra i wiele dużych okien. Wyglądał jak średniowieczna twierdza. Nad potężnymi drzwiami widniał napis, którego Emma nie była w stanie przeczytać. Było to pismo, którego nigdy nie widziała. Pełne kropek i dziwnych zawijasów, które w niczym nie przypominały znanych jej liter.

Mijali stragany i inne stoiska, których właściciele zbierali się już do domów tak jak i mieszkańcy. Słońce prawie już zaszło, nadchodziła noc. Miasto robiło się coraz bardziej opustoszałe.

-Co teraz zrobisz? - spytał niespodzianie towarzysz Emmy.

Dziewczyna milczała. Sama nie poukładała jeszcze swoich myśli. Nie miała pojęcia co ma teraz zrobić. Na chwilę obecną najbardziej martwiła się, gdzie ma spędzić nadchodzącą noc, żołądek też zaczynał dawać jej się we znaki i była niesamowicie zmęczona. Znalezienie miejsca do spania w zupełnie obcym miejscu w dodatku bez żadnych pieniędzy było rzeczą graniczącą z cudem.

-Jakoś sobie poradzę. Dziękuję za pokazanie mi drogi - skłoniła się i odeszła.

Emma szła naprzód bez celu, niewiedząc sama czego szuka. Jej położenie było tragiczne. Słońce już zaszło i zaczynało się robić ciemno. Jedynym źródłem światła były porozświecane budynki. Wszyscy ludzie wrócili już do domów, gdzie pewnie czekała na nich kochająca rodzina i syto zastawiony stół. Emma nie miała nic. Nie miała nawet do czego wracać. Z desperacji zaczęła już myśleć o spędzeniu nocy na ulicy, gdy nagle zaczepił ją mężczyzna o czarnych kręconych włosach, ubrany w długi czarny płaszcz.

-Co tu robisz sama? Zgubiłaś się?- spytał przyjaznym tonem, ale jego usta wykrzywiły się w sposób, który przyprawił Emmę o ciarki. Czuła, że powinna jak najszybciej się od niego oddalić.

-Właśnie szłam do domu. Do widzenia- powiedziała szybko i odwróciła się, żeby odejść od niego jak najprędzej, kiedy on złapał ją mocno za ramię.

-To niebezpieczne tak szwędać się po mieście samej. Gdzie mieszkasz? Chętnie cię odprowadzę.

-Naprawdę nie musi się pan kłopotać- wyszeptała Emma myśląc, czy ma jeszcze siły, żeby wyrwać mu się i uciec w najbliższą ciemną uliczkę. Kiedy już chciała spróbować usłyszała znajomy terkot.

-Co ty znowu robisz Marvick? - Emma z ulgą zobaczyła znajomą twarz sowjego towarzysza. Przeniósł gniewne spojrzenie z twarzy mężczyzny w płaszczu na Emmę i szybko zrozumiał zaistniałą sytuacją.

-Tylko wykonuję swoją pracę, Trod - na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek. - Ta mała jest podejrzana. Możliwe, że to jakiś zbiegły niewolnik. Ostatnio tu takich pełno.

-Zostaw ją! Ona jest pod moją opieką!- staruszek chwycił rękę Marvicka i uwolnił Emmę.

Twarz mężczyzny wyrażała zdumienie.

-Od kiedy masz nowego bachora?

-Niedawno ją przygarnąłem. A tobie raczej nic do tego.

-He, nie sądziłem, że stać was na kolejne dziecko.

-Powodzi nam się z pewnością znacznie lepiej niż tobie, dziękuję - powiedział Trod ucinając dyskusję, chwycił z powrotem wózek i skinął na Emmę, która niewiele się zastanawiając ruszyła za nim.

-Nie odwracaj się, bo nabierze podejrzeń - szepnął Trod - Ta kanalia traktuje ludzi jak przedmioty. Para się w handlu niewolnikami i rozgląda się za nowymi łupami chcąc się wzbogacić. Lepiej trzymać się od niego z daleka. Sprzedałby rodzoną matkę, gdyby miał z tego zysk.

Emma szła milcząca obok wózka. Jej serce waliło jak oszalałe. Chciała jakoś podziękować staruszkowi za ratunek...

-Czemu powiedziałeś, że jestem pod twoją opieką? - wydukała.

Trod zrobił zakłopotaną minę.

-Aa to... Wybacz mi jeśli się myślę, ale zdaje mi się, że nie masz dokąd pójść. Sprawiasz wrażenie osoby, która potrzebuje pomocy, a ja... nie potrafię odwrócić się plecami. Moja żona często mnie beszta za to. Mówi, że kocham wtykać nos w nie swoje sprawy - zaśmiał się nerwowo i spojrzał na Emmę oczekując, że coś powie. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi przystanął i przybrał poważny wyraz twarzy.

-Wiem, że ciężko jest zaufać ledwo poznanej osobie, ale jeśli nie masz gdzie pójść, możesz spędzić tę noc w mojej gospodzie. Jestem pewnien, że moja żona i syn nie będą mieli nic przeciwko.

Emma nie wiedziała, co powiedzieć. Czy ten człowiek naprawdę był w stanie wpuścić dziecko nieznanego pochodzenia do swojego domu? A co jeśli zostałby okradziony? Emma spojrzała na staruszka. Nie wyglądał jakby kłamał.

-Dziękuję... Jestem bardzo panu wdzięczna... Jutro na pewno znajdę coś dla siebie i nie będę was kłopotać... tylko tę jedną noc...

-Oczywiście! Możesz zostać, ile chcesz, dziecko - mężczyzna momentalnie się rozpromienił.

Emma czuła się paskudnie. Musiała przyjąć dobroć nieznajomego człowieka, nie mając nawet jak mu się odwdzięczyć.

-To tutaj - wskazał palcem na drewniany dom na wzgórzu, który był trochę większy niż domy w mieście. W licznych oknach paliły się światła i już z daleka dało się słyszeć liczne głosy. Emma spojrzała na niego pytająco.

-Ach tak. Prowadzę gospodę. Nie wspominałem o tym? Możesz już iść do środka. Robi się chodno. Ja jeszcze muszę przetransportować ten wózek do piwnicy.

-Mogę pomóc! - Emma prawie krzyknęła. Przerażała ją myśl o wejściu tam samej. Co miałaby powiedzieć...

-Nie trzeba. Poradzę sobie - mężczyzna źle odczytał zdesperowaną twarz Emmy. - Jak tam wyjdziesz zapytaj o Mirę. To moja żona. Powiedz, że mnie znasz. Da ci coś do zjedzenia, bo na pewno jesteś już głodna, a ja zaraz przyjdę - to powiedziawszy, Trod skierował się gdzieś za gospodę, zostawiając Emmę samą.

Emma przeniosła wzrok na drzwi gospody. Miała tam wejść? Do miejsca pełnego nieznajomych? Chciała uciec, gdzie pieprz rośnie, ale nie mogła. Zebrała w sobie resztki odwagi i podeszła pod same drzwi. Były masywne i zastanawiała się przez sekundę, czy da radę je otworzyć. Ale była już dzisiaj tak zmęczona, że bez większego namysłu głośno zakołatała metalową koładką wiszącą na drzwiach i mocno je pchnęła. Przez chwilę oślepiła ją fala światła z wewnątrz.

Twórcy Nowego Świtu: Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz