,,Zastanawiałeś się kiedyś, czy może urodziłeś się w złym czasie lub w złym miejscu albo w ogóle na złej planecie. Jeśli nie, to masz wielkie szczęście. Niestety są osoby, które nie czują przynależności ze światem, w którym przyszło im żyć. Urodzili się gdzieś, gdzie nie mogą znaleźć dla siebie miejsca. Jakby ktoś podjął za nich najważniejszą decyzję, która ma stanowić o całym ich życiu bez możliwości reklamacji. I jak tu można rozprawiać o sprawiedliwości, sporo już przy urodzeniu niektórzy mają lepiej, a inni gorzej?
Ten świat, który znamy, może jest i jedynym, ale musicie przyznać, że daleko mu do ideału. Dlatego ludzie lubią od niego uciekać. To dlatego tworzymy inne światy, nawet jeśli istnieją one tylko w naszej wyobraźni. Nikt z was nigdy nie chciał latać? Czytać innym w myślach albo władać żywiołami? Możliwe że światy, w których jest to możliwe, istnieją. Nie muszą być nawet daleko. Mogą znajdować się tuż pod naszym nosem, ale i tak nie zdołamy się tam dostać. Chociaż może to lepiej. Bo pewne tajemnice powinny na zawsze nimi pozostać. "
Emma z westchnieniem zamknęła książkę. Zaczęło się już ściemniać. W parku, gdzie siedziała, można było zobaczyć krwistą czerwień zachodzącego słońca.
Zaczęło jej burczeć w brzuchu. Siedziała tu już prawie cztery godziny od końca lekcji. Dziewczyna zaczęła szperać w plecaku w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia albo jakichś pieniędzy, ale oczywiście nic takiego nie znalazła. Zrezygnowana przygryzła wargi, wzięła plecak i skierowała się w stronę domu, albo raczej ,,domu".
Nie był to jej prawdziwy dom, bo takie miejsce znała tylko z nazwy. Emma była sierotą i obecnie mieszkała u swojej piątej już rodziny zastępczej. Tym razem również nie zapowiadało się, żeby została dłużej. Minęły dwa miesiące odkąd tu zamieszkała i sądząc po zachowaniu domowników, jej dni były policzone. Już zaczęła myśleć, jak przeprosić dyrektorkę sierocińca, kiedy znów tam zawita. Podczas ostatniego pożegnania, kobieta wręcz błagała ją, żeby tym razem się postarała dostosować, ale cóż, nie udało się. Jednak nawet w sierocińcu nie czuła się mile widziana. Niedługo miała skończyć czternaście lat. Był to wiek, który nie sprzyjał adopcji. Ludzie woleli przygarniać młodsze dzieci. Chyba bali się, że im starsze dziecko tym bardziej prawdopodobne, że podpali im dom, kiedy śpią.
Emma nigdy nie poznała swoich rodziców. Jedyną pamiątką, którą jej zostawili był srebrny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie księżyca, który kiedyś wypełniony był jakąś niebieską substancją, ale kiedy kilka lat temu, podczas niefortunnego wypadku, przełamał się na pół, a proszek się wysypał. Mimo to zachowała go i posklejała jakimś tanim klejem, który chociaż wyglądał paskudnie, to dobrze trzymał. Może była to jakaś pamiątka rodzinna albo zwykła tandeta kupiona na targu za marne grosze.
W każdym razie nie zmieniało to faktu, że została porzucona i nikt nie zamierzał po nią wrócić. Ale w tych czasach nie było to czymś niezwykłym. Sierocińce były zapchane dziećmi w podobnej sytuacji. Kiedy była mniejsza, wierzyła, że w końcu po nią wrócą, ale z czasem przestała o nich myśleć. Gdyby teraz się przed nią pojawili najchętniej cisnęłaby w nich czymś ciężkim na pożegnanie. Nie miała zamiaru tęsknić kimś, kto nie dał jej nic, oprócz głupiego wisiorka. Nawet imię otrzymała od opiekunki, która ją znalazła.
Zanim się obejrzała, doszła już do domu swojej obecnej rodziny. Po cichu weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Od razu z kuchni usłyszała podniesione głosy.
- To był twój pomysł! - krzyczała kobieta.
- O nie, tylko nie zwalaj teraz wszystkiego na mnie! - mężczyzna odpowiedział jej również podnosząc głos.
- I niby co teraz mamy z nią zrobić?!
- Po prostu ją oddajmy! Przecież słyszałaś, że to nie pierwsza taka sytuacja.
- Tylko co pomyślą sąsiedzi... Ach, taki wstyd...
Emma przeszła bezszelestnie obok kuchni i weszła na górę do swojego pokoju. Po cichu przymknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Głód nie dawał jej spokoju, ale nie chciała teraz wchodzić do kuchni, gdzie odbywała się chwilowo narada wojenna. Postanowiła poczekać, aż małżeństwo sobie pójdzie, żeby wziąć coś do jedzenia.
Kiedy tak leżała z zamkniętymi oczami, nagle drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem i do środka wszedł około siedemnastoletni chłopak namiętnie całując się z dziewczyną. Nie zwracali uwagi na Emmę. Dopiero po chwili uświadomili sobie, że nie są sami.
- Co ty tu robisz? - spytał chłopak gniewnie.
- To mój pokój - mruknęła.
- Ta jasne. Jakby cokolwiek tu należało do ciebie. Spadaj mała, zanim się wkurzę.
Emma wstała z łóżka przeklinając się, że nie zamknęła drzwi, chwyciła swój plecak i wyszła z pokoju. Takie rzeczy zdarzały się dosyć często. Zawsze w takich sytuacjach szła na strych, gdzie nie zaglądał żaden z członków rodziny. Czasami zdarzało się jej tam niechcący zasnąć, ale zawsze potem tego żałowała, bo budziła się cała obolała.
Chłopak, który tak chamsko wtargnął do pokoju to syn pary, która adoptowała Emmę. Dziewczyna nie mogła zrozumieć, dlaczego przygarnęli kolejne dziecko, chociaż nie dawali sobie rady z jednym. Może Emma miała być jego zastępstwem. Ale skoro ten pomysł nie wypalił, może spróbują teraz naprawić swoją rodzinę, zamiast budować nową. Chociaż to nie miało z nią nic wspólnego.
Emma zabrała plecak z myślą, żeby odrobić pracę domową, ale teraz uznała, że to bezcelowe, skoro i tak niedługo będzie musiała wracać do sierocińca. Z podsłuchanej rozmowy wnioskowała, że nastąpi to najpóźniej w przyszłym tygodniu. Po cichu poszła do kuchni i zjadła coś na szybko, po czym podeszła do pokoju nasłuchując czy ktoś jest w środku. Kiedy po kilku minutach nic nie usłyszała, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Nie mając nic do zrobienia, położyła się na łóżku.
Oczy zaczynały jej się kleić. Przypomniała sobie słowa książki, którą czytała dzisiaj w parku.
- Chciałbym, żeby znów się pojawił... - szepnęła i zamknęła oczy.
Po chwili ogarnął ją głęboki sen.
CZYTASZ
Twórcy Nowego Świtu: Drugie życie
FantasíaAlthivana to świat, gdzie Emma rozpoczyna swoje nowe życie. Sierota, nieznająca swoich rodziców, opuszczona przez jedyną osobę, którą nazywała przyjaciółką, próbuje znaleźć swoje miejsce. Nie wiedząc nawet, kto wysłał ją tu wysłał, ani w jaki sposób...