Rozdział VIII: Podróż

8 3 0
                                    

- Gotowa? - spytał Trod wchodząc do pokoju Emmy.

- Chyba tak. Ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że czegoś zapomniałam - odparła Emma marszcząc brwi.

- Zawsze tak jest przed podróżą. Zwłaszcza tą dłuższą. Nie martw się. Nawet jeśli o czymś zapomniałaś, będzie można kupić wszystko na miejscu.

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień wyjazdu do akademii. Od rana wszyscy kręcili się niespokojnie.

- Musimy już wychodzić, bo się spóźnimy - przynaglił Trod.

- Pozwól mi się z nimi pożegnać. W końcu muszę tu zostać i pilnować gospody. Och, jakbym chciała zostać z wami. Mam nadzieje, że nie zdacie i szybko się zobaczymy. - Te słowa spotkały się z dezaprobatą pozostałej trójki. - Żartuję, żartuję. Na pewno pójdzie wam świetnie. W końcu tyle razy przyłapałam Noela na siedzeniu po nocach, że to aż niepojęte. A ty moja panno się tak nie ciesz, bo wiem, że robiłaś to samo.

Objęła ich na pożegnanie i uścisnęła z całych sił, aż usłyszała dwa zduszone jęki.

- No, idźcie już. Bo zaraz się rozmyślę i jednak was nie puszczę.

Pod gospodą czekała już na nich dorożka. Miała ich zabrać do większego miasta, gdzie czekał na nich prawdziwy trasport. Jako, że podróż do Iltary, miasta, które było ich miejscem docelowym, zajęłaby co najmniej kilka dni drogą lądową, musieli wziąć inny środek lokomocji. Dorożka zawiozła ich do Witlons, gdzie kupili bilety na lot filiorem. Po jakiejś godzinie powiadomiono ich, że mogą wchodzić do środka. Udali się wraz z innymi pasażerami na pas startowy. Emma co jakiś czas stawała na palcach, żeby jak najszybciej zobaczyć, czym będą lecieć. Okazało się to całkowicie niepotrzebne.

Filiora nie dało się przegapić. Był to zielonopióry ptak o wielkości conajmniej czteropiętrowego domu. Na jego tułowiu w jakiś sposób przyczepiony był budynek wyglądający jak metalowa puszka z mnóstwem okien. Ustawili się w kolejkę i weszli po drewnianych schodach, które zostały spuszczone z grzbietu filiora. Emma prawie wpadła na kogoś przed nią, bo zagapiła się na to jak jakiś mężczyzna karmił filiora ogromnymi kawałkami surowego mięsa.

Emma była pozytywnie zaskoczona tym, co zastali w środku. Na pierwszym piętrze mieściła się jadalnia oraz bar, a na kolejnych piętrach były pokoje dla pasażerów. Po chwili czekania odebrali klucze do swojego pokoju i poszli na górę. Mieli lecieć Iltary tylko kilka godzin, więc nie potrzebowali się rozpakowywać.

- Za kilka minut będziemy ruszać, więc radziłbym wam się czegoś złapać - powiedział Trod.

Zarówno Emma jak i Noel nie tracąc czasu rzucili się do najbardziej stabilnej rzeczy jaka wpadła im w oko, czyli poręcz łóżka, podczas gdy Trod spokojnie trzymał się krzesła. Siedzieli tak w niepewności aż usłyszeli głośny gwizd. Wszystko zaczęło się trząść i gdyby nie trzymali się łóżka pewnie turlaliby się teraz po pokoju. Na szczęście meble były w jakiś sposób trwale przymocowane do podłogi. W przeciwnym wypadku mogłoby się to skończyć tragicznie dla pasażerów. Nagle wszystko ustało. Wyglądało na to, że filior wzbił się w powietrze. Za oknem rozciągały się pasma puszystych chmur. Miało się wrażenie, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby je dotknąć.

Na korytarzu zapanował harmider. Wszyscy po zostawieniu bagaży wychodzili z pokojów, żeby coś zjeść. Oni również udali się na dół, żeby coś wrzucić na ząb, jako że nadchodziła pora obiadowa.

- Jak wam smakuje? - spytał Trod podczas jedzenia. - Lepsze od naszej domowej kuchni?

- Nie! - odpowiedzieli bez zastanowienia.

- Poprawna odpowiedź - zaśmiał się Trod.

Po kilku godzinach lotu dotarli na miejsce i zeszli razem z bagażami do wyjścia. Kiedy odchodzili Emma jeszcze raz obejrzała się na filiora. Ten świat nie przestawał jej wciąż zadziwiać.

Udali się do miejsca, gdzie planowali nocleg. Musieli zawczasu zarezerwować pokoje, bo wszystkie gospody w mieście były obecnie przepełnione osobami, które chciały podejść do egzaminu. Tu też spotkali się z Rinne i jej ojcem.

Kiedy powiedzieli Rinne, że zamierzają przystąpić do egzaminu do Fallacium, dowiedzieli się, że ona też planowała to zrobić. Nikt nie oczekiwał takiego zbiegu okoliczności. Akademia Fallacium posiadała trzy główne wydziały: rycerzy, magów i uczonych. Każdy mieścił się w oddzielnym budynku. Po dostaniu się do akademii miało się jeden rok, aby wybrać swoją ścieżkę rozwoju. Dlatego nazywa się go rokiem ogólnym. Potem zdawało się egzaminy na wybrany wydział. W przypadku kandydatów na rycerzy sytuacja była trochę inna. Bo już przed przyjęciem musieli przejść przez kilka dodatkowych testów. Rinne nie powiedziała im dokładnie do jakiej szkoły chce się dostać, bo była przygotowana, że może oblać. Chociaż Akademia Fallacium była jej pierwszym wyborem, miała też plan awaryjny. Jednak po cichu liczyła, że jej się uda. W końcu jej najstarsza siostra, którą zawsze podziwiała, była tu honorowym absolwentem.

- Jak tam podróż? - spytała Rinne.

- Po raz pierwszy lecieli filiorem, więc byli trochę w szoku - odpowiedział za nich Trod.

- W końcu nie codziennie widzę ptaki wielkości zamku - mruknął Noel. - Mogę się założyć, że jednym tupnięciem mógłby znieść z powierzchni połowę Sheldrin.

- Loty filiorami są teraz najpopularniejszym środkiem transportu - powiedział ojciec Rinne. - Są bardzo szybkie i bezpieczne. W końcu co mogłoby mieć szansę przeciwko takiemu wielkoludowi. Chyba tylko smok. A ich już nie widziano od wieków.

- Dlaczego właściwie zniknęły? - spytała z zainteresowaniem Emma.

- Niektórzy mówią, że się gdzieś ukrywają. Inni, że wyginęły, ze względu przez brak potomstwa. Nie wiem, kto ma rację. Możliwe, że prawda leży gdzieś pomiędzy. Jedno jest pewne. Nie chciałbym nigdy spotkać jednego. Podobno były tak dumne, że nie pozwalały nawet oddychać tym samym powietrzem, co one. Podejdziesz w zasięgu jego oddechu i stajesz się kupką popiołu nie wiedząc czym go uraziłeś - mówił ojciec Rinne.

- Ale nadal jest sporo fascynatów smoków - powiedział Trod. - Oni wierzą, że smoki kiedyś wrócą i wciąż ich szukają.

- Mamy już dosyć problemów bez nich. Słyszałeś, że znów wydarzyło się to, co w Pevins? Wśród ludzi zaczyna wzrastać niepokój. Jeśli to znów się powtórzy-

- Nie rozmawiajmy dzisiaj o tym - pokręcił głową Trod. - Jutro jest ważny dzień dla naszych dzieci. Na tym się skupmy - powiedział ignorując pytające spojrzenia Emmy i Noela.

Ostatecznie nie dowiedzieli się, co takiego wydarzyło się w Pevins. Byli w sumie zbyt zdenerwowani jutrem, żeby o to dopytywać. Wkrótce zapadła noc, która była najgorszą w życiu Emmy. Zaczęła myśleć, że chyba wolałaby jeszcze raz zakraść się do domu Marvicka niż kręcić się w łóżku i próbować zasnąć. Przeklinała osobę, która powiedziała, że dzięki liczeniu baranów można szybciej zasnąć. To bujda. Jej barany szybko wyewoluwały we władców i nazwy miejsc o których się uczyła. Przestały nawet skakać po łące tylko przeniosły się na mapę Althivany. Przy policzeniu do tysiąca poddała się i wstała z łóżka. Poczuła nagłą ochotę żeby zaczerpnąć świeżego powietrza, więc otworzyła okno.

Iltara była miała całkowicie inną atmosferę od Sheldrin. Tam, w ciągu nocy całe życie zamierało i budziło się dopiero o wschodzie słońca. Natomiast Iltara nawet w nocy tętniła życiem. Z dołu wciąż można było usłyszeć stukot naczyć i donośny śmiech gości. Ulice rozświetlało silne światło latarni. Emma słyszała płynącą z oddali muzykę i śpiewanie. Mnóstwo ludzi wciąż nawet nie myślało o spaniu. Jutro był jeden z najważniejszych dni w roku dla tego miasta. W końcu na ten egzamin przybywali ludzie z całego państwa, a nawet z całego kontynentu.
Już jutro miał nastąpić dzień, który zadecyduje o jej dalszym życiu.

Twórcy Nowego Świtu: Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz