Zatrzymali się na małej polance i każdy chwycił za swój prowiant. River po posiłku przysiadł na małym pieńku i wdał się w rozmowę z Noelem.
- Jest zrobiony z pięciu rodzajów kryształów. Musiałem się nieźle naszukać, żeby go znaleźć. Nie sprzedają takich w zwykłym sklepie.
- River pokazywał mu swój miecz.W tym świecie bronie były robione z wielobarwnych kryształów. Kształt zależał całkowicie od preferencji właściciela. Stop większej liczby kryształów zapewniał większą wytrzymałość i siłę, a także plastyczność. Niektórzy trzymali się sprawdzonych mieczy i łuków, a inni eksperymentowali z bardziej innowacyjnymi kształtami.
Noel od kiedy po raz pierwszy usłyszał od pewnego starego wędrowca o kryształowej broni, jego marzeniem stało się połączenie wszystkich dziewięciu rodzajów kryształów i stworzenie najlepszego narzędzia do walki jakie kiedykolwiek istniało. Niestety tylko kilku najlepszych rzemieślników na całym świecie potrafiło połączyć siedem rodzajów. Dziewięć było czystą fantazją.
Miecz Rivera mienił się w świetle. Mężczyzna wziął go do ręki i po chwili prawie przezroczysty kryształ zmienił barwę na jasnozieloną.
- Przelewając w niego nuę, utwierdzam kształt.
- A nie można stworzyć broni z własnej nuy? Jeśli dałoby radę zagęścić ją na tyle, żeby przyjęła stałą formę - spytała Emma przyglądając się kryształowi z ciekawością.
- Teoretycznie jest to wykonalne, ale całkowicie nieopłacalne. Podczas walki większość uwagi trzeba by skupić na utrzymaniu fromy swojej nuy, a na to nie można sobie pozwolić. A także jest to zbyt wycieńczające i nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś zadał samą nuą tak głębokie cięcie jak normalnym mieczem - wyjaśnił River.
Po posileniu się ruszyli dalej. Wkrótce las wokół nich zaczął się przerzedzać aż w końcu wyszli na ścieżkę, która wiła się miedzy polami aż do ich celu. Jednak zanim jeszcze doszli do wioski, na ich spotkanie wybiegli mieszkańcy otaczając ich zwartym kołem i błagalnie zawodząc.
- Proszę przybądźcie się tego potwora! Mój dom... mój dom... - płakała jedna z kobiet.
- Już! Przesunięcie się! Dajcie mi przejść - przez tłum zaczął się przepychać starszy mężczyzna z siwiejącącymi już włosami.
Przedstawił się jako sołtys tej wsi i zaprowadził ich do swojego domu. Zaprosił ich do stołu, a jego córka podała gościom herbatę i ciastka.
- Jak już wiecie naszą wieś napadł demon - przeszedł szybko do rzeczy. - Stało się to jakiś tydzień temu. Na początku ziemia zaczęła się trząść i na jednym z pól pojawiło się mnóstwo pnączy. Nie można się było do niego zbliżyć. W przeciągu jednego dnia pokrył całe pole. Myśleliśmy, że ogień go wystraszy, ale to tylko pogorszyło sprawę. Wtedy postanowiliśmy zwrócić się do gildii o pomoc. Proszę, musicie po zabić, zanim dotrze tutaj i zniszczy nasze domy.
Ingrid popatrzyła porozumiewawczo na Rivera.
- Przyjęliśmy to zadanie, więc je wykonamy. Możesz być spokojny - powiedział River wystając od stołu.
Po wyjściu z domu Ingrid parsknęła śmiechem.
- Naprawdę myślał, że się nie zorientujemy? Doprawdy ludzie robią się coraz głupsi.
Emma spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Spotkaliśmy się już z wieloma podobnymi sprawami. Pamiętasz, jak ta kobieta wcześniej błagała, żebyśmy pozbyli się potwora? Pewnie ci wieśniacy wiedzieli od samego początku, że nie jest to demon. To tylko moje przypuszczenia i nie wiem ile z tego jest prawdą. Według mnie znaleźli go już jakiś czas temu i dopiero, kiedy dowiedzieli się, że to balzara, postanowili sami go zaatakować. Dlaczego? Bo nasiona balzary można sprzedać za pokaźną sumę. Ale przeliczyli swoje siły. Ich marne zdolności nie wystarczyły, żeby pokonać dorosłą balzarę, więc z wielką niechęcią zlecili nam zabicie jej. W końcu kto składa zlecenie dopiero po tygodniu? Gdyby naprawdę się jej bali, wysłaliby zgłoszenie już po paru godzinach. Ale możliwe, że tylko wszystko nadinterpretuję - wzruszyła ramionami.
CZYTASZ
Twórcy Nowego Świtu: Drugie życie
FantasyAlthivana to świat, gdzie Emma rozpoczyna swoje nowe życie. Sierota, nieznająca swoich rodziców, opuszczona przez jedyną osobę, którą nazywała przyjaciółką, próbuje znaleźć swoje miejsce. Nie wiedząc nawet, kto wysłał ją tu wysłał, ani w jaki sposób...