Rose wciąż nie mogła zapomnieć swojego domu. Miejsca, którego nienawidziła najbardziej na świecie.
Do czasu, kiedy jej matka zaszła w ciążę wszystko układało się dla kobiety pomyślnie. Jednak niedługo potem wyrzucono ją z pracy, bo firma miała problem z płaceniem pensji takiej ilości pracowników. Nie mogła nic na to poradzić. To była wina tych wyższych rangą. I kiedy myślała, że nie może być gorzej, odkryła, że jej mąż zdradza ją już od jakiegoś czasu. Mężczyzna nie próbował się nawet wytłumaczyć. Następnego dnia spakował swoje rzeczy i odszedł do swojej nowej dziewczyny.
Całe jej życie runęło w gruzach. Nie miała nawet do kogo się zwrócić o pomoc. Jej rodzice już dawno umarli, a z przyjaciółmi zerwała kontakt. Ledwo wiązała koniec z końcem. W końcu na świat przyszła Rose. Kobieta była zdesperowana. Musiała znaleźć jakąś pracę, żeby utrzymać siebie i dziecko.
Rose nawet z upływem lat pamiętała wzrok mężczyzn, którzy przychodzili do domu. Chowała się wtedy w swoim pokoju i zasłaniała uszy, żeby tylko nie słyszeć tego, co działo się w pokoju obok.
- Gdyby tylko ciebie nie było, jakoś sama dałabym sobie radę - mamrotała na widok córki.
Już nie była tą samą osobą. Bagaż doświadczeń ją przytłoczył. Próbowała znaleźć pracę dosłownie wszędzie, ale bezskutecznie. Więc chwyciła się ostatniej deski ratunku, która przyszła jej do głowy. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie. Czuła obrzydzenie do siebie za to, co robiła. Początkowo wmawiała sobie, że to tylko chwilowe. Niedługo ten koszmar się skończy i będzie tak jak dawniej. Na widok Rose stawała się rozdrażniona. Chociaż wiedziała, że dziecko jest niewinne, w głębi serca zaczęła ją winić na wszystko, co ją spotkało.
- To przez ciebie muszę to robić! - krzyczała prawie co wieczór, ale nigdy nie podniosła na nią ręki. To byłby jej ostateczny upadek.
- Przepraszam, że jestem tak okropną matką - często płakała wieczorami pochylona nad szklanką alkoholu.
Umarła, kiedy Rose miała sześć lat. Nie było uroczystego pogrzebu. Nic. Było to dosyć śmieszne. Przez ostatnie lata kobieta harowała jak wół, aż w końcu umarła z przepracowania i nawet nie miała porządnego pogrzebu. Rose jednego była pewna. Nie chciała skończyć tak jak ona.
Została umieszczona w sierocińcu. To wtedy zaczęła snuć plany o przyszłości. Marzyła jej się bogata rodzina, która uratowałaby ją przed końcem podobnym do matki. W końcu tym światem rządziły pieniądze. Widać to było na każdym kroku. Rose zauważyła, że dyrektorka przypisuje rodziny, dzieciom które najlepiej się sprawują.
Więc zaczęła pracować na swoją reputację. W pobliżu dorosłych zachowywała się jak aniołek. Cała w uśmiechach i zawsze chętna do pomocy. Z rówieśnikami już się tak nie starała. Nie byli tego warci. Dawała im odpowiedzi, jakie chcieli usłyszeć, ale głównie trzymała się z boku. Zanim się spostrzegła, jej uwagę zaczęła przykuwać odizolowana od wszystkich dziewczynka. Nie wiedzieć czemu, jej widok zawsze wzbudzał w niej irytację.
W końcu nie wytrzymała i odezwała się do niej. Sama była zaskoczona swoim zachowaniem. Wiedziała, że ściąganie przez to uwagę grupy i jak tamta zostanie odrzucona na bok. Swoje działania usprawiedliwiała tym, że pomoc słabszym zapewni jej dodatkowe punkty u dorosłych.
Emma ją ubóstwiała. Od rana chodziła za nią jak przysłowiowy rzep, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Nawet jeśli ktoś podstawił jej nogę, od razu zrywała się z ziemi i biegła rozradowana za Rose. Dziewczyna miała ją za cichą i nieśmiałą, ale się myliła. W jej towarzystwie Emma szczebiotała jak najęta.
- Co chcesz robić jak już opuścisz to miejsce? - spytała pewnego dnia Rose, kiedy siedziały razem na łóżku.
- Hmm? Nigdy o tym nie myślałam. - Emma zamknęła oczy w zamyśleniu. - Ale dopóki jestem z Rose, wszędzie będzie mi dobrze - dodała po chwili.
,,Głupota, niepotrzebnie się pytałam" - pomyślała Rose odwracając się od ściany.
Czas mijał szybko i wkrótce Rose otrzymała wiadomość, że pojawiła się rodzina, która chce ją adoptować. Tego dnia nie mogła zasnąć. Zwlekała do ostatniej chwili z powiedzeniem o tym Emmie, bo wiedziała, że będzie musiała znosić jej płacz i błagania. To było irytujące. Do ostatniej chwili Emma nie chciała puścić jej ręki i nawet wymusiła na niej obietnicę, że znowu się spotykają.
I tak Rose rozpoczęła swoje idealne życie w bogatej rodzinie. Jej nowa matka była bezpłodna, więc nie musiała się martwić, że nagle sprawią sobie prawdziwe dziecko. W szkole też wszystko szło jak po maśle. Jedyne co jej się nie podobało to to, że jej nowe przyjaciółki zaczęły nagle dręczyć najbrzydszą dziewczynę z ich klasy. Ale przymknęła na to oko. W końcu takie sytuacje zdarzały się cały czas w sierocińcu, więc czemu miała oczekiwać, że tu tego nie będzie.
Jednej rzeczy nie przewidziała. Ponownego spotkania z Emmą. Uznała ten etap życia za zakończony i nie sądziła, że spotka ją taki pech. Oczywiście jak zwykle musiała się do niej przyssać. Tym razem nie skończyło się na zwykłej irytacji. Emma wzbudzała w niej strach. Mogła zburzyć ten zamek, który tak summiennie budowała przez cały ten czas. Nie mogła zostać w jej życiu. Musiała zniknąć. Stopniowo zaczęła się od niej odsuwać. Jednego dnia przyłapała ją na rozmowie z dziewczyną, którą prześladowały jej przyjaciółki i wtedy wpadła na pomysł, jak pozbyć się jej na dobre. Postanowiła odegrać rolę głównego złoczyńcy.
I wyszło jej to idealnie. Wyraźnie widziała ten strach i niedowierzanie w oczach Emmy. Starannie dobrała każde słowo, żeby zranić ją jak najmocniej.
,,Mam nadzieję, że to będzie dla ciebie nauczka. Ludziom nie wolno ufać, szczególnie komuś takiemu jak ja" - pomyślała patrząc na wciąż siedzącą na podłodze łazienki dziewczynę.
Wszystko znów wróciło do normy. Tylko Rose nie mogła znów wrócić do codzienności. Wciąż przed oczami stawała jej ta mała wiecznie uśmiechniętą dziewczynkę. Czuła jakby własnoręcznie na zawsze zgasiła ten uśmiech. Nie wiedziała jak pozbyć się tego irytującego poczucia winy.
,,Nie zrobiłam nic złego. Nie zrobiłam nic złego" - powtarzała to sobie jak modlitwę.
Kiedy po miesiącu ponownie się zobaczyły, pomyślała, że to jej kara. Musiała zostać ukarana za swoje czyny. W sumie nawet trochę jej ulżyło. Kiedy Emma rozrzuciła kartki z jej danymi po klasie Rose lekko się uśmiechnęła.
,,Właśnie. Musisz stać się silniejsza jeśli chcesz przetrwać."
Czuła, że tym razem jest to naprawdę ich ostatnie spotkanie. Nie chciała już okłamywać sama siebie. Był czas, kiedy naprawdę myślała o Emmie jak o przyjaciółce. Ale to nie mogło jej zatrzymać. Aby osiągnąć swoje wymarzone życie musiała się z nią pożegnać. Emma stała się jej słabością. Nie potrzebowała czegoś, co by ją ograniczało.
- Nie potrafię cię znienawidzić. Chociaż tak naprawdę nigdy się przede mną nie otworzyłaś, to bez względu na wszystko, uważam cię za przyjaciółkę. Dlatego mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa... - to były ostatnie słowa Emmy.
Rose nie sądziła, że dziewczyna przejrzała ją na wylot. Spojrzała na nią ostatni raz. Emma stała przed nią z zamkniętymi oczami. Oczy Rose lekko zwilgotniały.
- Ty też... - szepnęła i wybiegła z łazienki.
Już wybrała swoją ścieżkę. Nie było na niej miejsca dla Emmy. Gdyby nie były sierotami może... Gdyby nie jej matka może... Ale bezsensowne spekulacje nic nie wnosiły. Jedno było pewne. Ich drogi rozłączyły się na zawsze.
Koniec Prologu
CZYTASZ
Twórcy Nowego Świtu: Drugie życie
FantasyAlthivana to świat, gdzie Emma rozpoczyna swoje nowe życie. Sierota, nieznająca swoich rodziców, opuszczona przez jedyną osobę, którą nazywała przyjaciółką, próbuje znaleźć swoje miejsce. Nie wiedząc nawet, kto wysłał ją tu wysłał, ani w jaki sposób...