Rozdział VII: Demoniczna farma (1)

14 3 0
                                    

- Hej dzieciaki! Macie ochotę na kolejną przygodę?

Kilka dni po święcie, do gospody znów zawiatała Ingrid. Ona i jej drużyna niedawno wrócili z innej misji, która wymagała sporo podróżowania, dlatego nie mogli ich ze sobą zabrać. Tym razem otrzymali zadanie zbadania sytuacji w pobliskim miasteczku. Mieszkańcy donosili, że nocą ich zwierzęta znikają. Chcieli, żeby gildia znalazła winowajcę. Ingrid uznała, że Emma i Noel mogą im tym razem towarzyszyć jako że zapowiadało się, że będzie to krótki wypad.

Mogli zabrać ze sobą więcej bagażu, bo mieli jechać saniami. Zatam spakowali sporo ciepłych ubrań i prowiant na drogę. Wyjechali po południu. Trod odprowadził ich na miejsce zbiórki jako że Mira była tego dnia zajęta. Po załadowaniu bagaży zamienił kilka słów z Branem i Ingrid, a następnie uścisnął swoich podopiecznych i zaczął wracać do domu, co kilka kroków odwracając się i machając ręką na pożegnanie.

Emma wraz z Branem usiadła z tyłu sań. Po raz pierwszy miała okazję z nim porozmawiać, ale jakoś ciężko jej było wymyśleć jakiś dobry temat.

- Dlaczego zostałeś poszukiwaczem przygód? - zapytała po długim namyśle.

Bran spojrzał na nią z zaskoczeniem.

- Cóż, sam nigdy nie przypuszczałem, że tak skończę. To Ingrid mnie zwerbowała do drużyny. Powiedziała, że skoro i tak tułam się bez celu po świecie, równie dobrze może być to moim zawodem. No i się zgodziłem. To przywróciło mnie do życia. - zapauzował na dłuższą chwilę.

- Jestem bestinem. My zawsze trzymamy się w stadach. Dlatego moja osada była dla mnie wszystkim. Miałem wspaniałą żonę i córkę, ale zapomniałem o jednym. Że szczęście nie trwa wiecznie. Wyjechałem tylko na kilka godzin. Chciałem kupić żonie prezent na jej urodziny. I kiedy wróciłem, zastałem same zgliszcza. Na naszą osadę napadli ludzie z sąsiedniego państwa. Staliśmy się ofiarami wojny, która nawet nas nie dotyczyła. W jeden dzień straciłem wszystko. Później tylko tułałem się bez celu od miasta do miasta. Żyłem pogrążony w żalu. Wypominałem sobie, że powinienem wtedy być z nimi, ale nic nie mogło cofnąć czasu.

- Gdyby moja córka żyła, byłaby w twoim wieku - powiedział patrząc w dal nieobecnym wzrokiem.

Emma spojrzała na niego z uwagą. Nie przypuszczała, że spotkało go coś takiego.

- Dotarłeś aż tutaj. To znaczy, że jesteś naprawdę silny. Łatwo jest zapomnieć, że życie to tylko jedno długie pasmo spotkań i pożegnań. Ale mimo to jest w nim coś wartościowego. Zawsze coś jest. Tylko czasami w danej chwili ciężko to zauważyć.

- To nie tak, że jestem silny. Po prostu czuję, że moja rodzina wciąż jest ze mną. Nawet jeśli istnieją tylko w moich wspomnieniach. Niektórzy wierzą, że zmarli nie odchodzą i zawsze czuwają nad nami pod postacią vionów. Dlatego uważa się je za święte stworzenia. Nikomu nie szkodzą, tylko unoszą się w powietrzu zapewniając nam światło w ciemności nocy. Jakby miały nam wskazywać drogę.

Emma przywołała w myślach widok tych świetlistych istot. Widziała je już wiele razy, ale nigdy nie podlatywały za blisko. Zawsze unosiły się gdzieś w górze jednocześnie tak blisko, ale i tak daleko. Wydawały się być całkowicie poza zasięgiem. Ale ich widok przynosił dziwny spokój. Emma wcale by się nie zdziwiła, gdyby słowa Brana okazały się prawdą.

Sanie powoli posuwały się do przodu nieodśnieżoną drogą. Cały krajobraz skąpany był w bieli, aż człowiek musiał czasami zmrużyć oczy. Po godzinie jazdy dotarli na miejsce. Ich zleceniodawca już czekał i na szczęście zaprosił do swojego domu, gdzie mogli się rozgrzać.

- Chcę żebyście znaleźli to bydlę, co zabija mi zwierzęta - powiedział kipiąc ze złości.

- Po to tu jesteśmy, ale czy mógłbyś nam przybliżyć sprawę. Bardzo by nam to ułatwiło zadanie - mówił River. - Możesz mówić co tylko ci przyjdzie do głowy. Może masz jakieś podejrzenia albo-

Twórcy Nowego Świtu: Drugie życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz