Shawn:
Mel była nieziemska, ona wszystko wiedziała, jakby już to robiła z tysiąc razy. Wczoraj wróciliśmy bardzo puźno a Mel była tak przestraszona, że chciała, żebym z nią został, więc dzisiaj obudziłem się w lóżku Melanii z nią samą przytulającą się do mnie. Nie chciałem jej budzić, więc zostałem tak jak się obudziłem, lecz nic to nie dało, bo po chwili i ona otworzyła oczy.
- Shawn? Nie chcę tam więcej jechać, proszę.- popatrzyła swoimi ślicznymi oczętami wprost na moje.Wiem, że była przerażona bo klub był nielegalny, a w środku byli sami kulturyści, którzy odbyli odsiadkę w więzieniu.
- Jeszcze kilka razy i dam ci z tym spokój. Proszę zrób to dla mnie.- trycałem jej nosek.
- Nie wiem.- mruknęła i zrobiła grymas.
- Idę zrobić coś do jedzenia. Gofry?
- Taak Shawnie z owocami i bitą śmietaną. A ja zrobię nam kawy.Jak mówiliśmy tak i zrobiliśmy.
Ja zabrałem się za bełtanie ciasta na gofry, a Mel za kawę.Cholera! Co jest?!
Naprawdę teraz ze mną zadziera. Po chwili i ona dostała mąką we włosy, a po jeszcze dalszej chwili cała jej kuchnia była w mące. Byliśmy cali biali.
- Shawn idź się umyj. A ja dokończę gofry.
- Tak to dobry pomysł. Dzięki. - podeszłem do niej i cmoknąłem ją w usta. Zaczerwieniła się to słodkie. Kocham ją , tak kocham za to że dla mnie zrobi wszystko, a ja też dla niej zrobię wszystko co się da.Melania:
Boję się. Naprawdę się boję. Co Shawn ukrywa? Co to ma wspólnego z moim bezpieczeństwem? W mojej głowie panuje chaos , jeden wielki chaos.
A na dodatek dochodzi moja przeszłość. Boję się jak cholera.
-Shawnnn ! Wyłaź z tej łazienki ! Gofry już są! - krzyczałam wyjmując ostatniego placka z gofrownicy.
- Już idę. Nie drzyj się bo cię sąsiedzi wywalą!- tym razem on krzyczał a ja się zaśmiałam.
- O to, to ty się nie bój. Ja cię zapewnię że nie wywalą.- mruknęłam pod nosem.
- To teraz ty idź się umyj, też jesteś cała w mące. - podszedł i dał mi buzi jak gdyby nigdy nic.
- Nie zapędzaj się Mendes.
- Zapóźno Wilk.
- Cortez.- założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Zmieniłaś?- zapytał ale ja już nie odpowiedziałam tylko poszłam zmyć z siebie tą mąkę.***
Wiecie jak ciężko jest zmyć to cholerstwo z siebie?! Po 40 minutach męczarni wyszłam i zabraliśmy się za jedzenie.
- To jest pyszne Shawn. Gdzie nauczyłeś się gotować? - zapytałam gdy brałam już drugiego gofra.
- Od mamy ona świetnie gotuje. A propo może zechcesz ze mną pojechać na obiad do rodziców. To niedaleko mieszkają w Pickering.
- Ymm.... Shawn ale...- jąkałam się niesamowicie, bo co jak co, ale ja, podkreślam ja, mam poznać jego rodziców.
- Nie ma żadnego ale. Proszę powiedz, że pojedziesz.- złożył ręce jak do modlitwy.
- Muszę? A jak mnie nie polubią? Ja w ogóle nie wiem po co ja ci tam. Przecież nie jestem ani twoja dziewczyną ani nic. - tłumaczyłam wymachując rękoma.
- Ale możesz być co nie? A zresztą jak ty mówisz tak dobrze po angielsku? Przecież jesteś Polką a nawet akcent masz amerykański.
- Czyżbym ci nie tłumaczyła tego już? Jestem Polką ale w szkole chyba są języki obce. No dobra, są ale nikt tak naprawdę jakoś specjalnie nie uczy więc sama się nauczyłam.
- Okey. To ja się nauczę polskiego.
- Hahahaha. To powiedz " w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". - zaśmiałam się z jego miny.
- Kurde. Ymmm.... To trudniejsze niż chiński.- podrapał się po karku.
- Widzisz. Wcale nie jest tak łatwo.- zaśmialiśmy się oboje. Czy ten głupek myślał, że polski jest łatwy? Kto mu to powiedział??Koło 9 trzeba było iść do pracy. Dlaczego!? Ja wiem, wiem nie przyjechałam tu dla zabawy ale yhhh....
- Shawn?- mruknęłam od niechcenia.
- Tak, złotko?- zetknął na mnie.
- Shawn!- krzyknęłam na jego przezwisko dla mnie. Ugh.
- Już okey. Nigdy więcej tak nie powiem.
- A wracając to wiesz że trzeba iść do pracy. - skończyłam swoją wypowiedź a Shawney zrobił minę idioty.
- Wiem. Jak chcesz to możemy iść.- w końcu odpowiedział.
- Jak chcę? Shawn to jest mój obowiązek.
- Ale dzisiaj nie masz komu robić zdjęć. I Josiah powiedział, że masz wolne.- wytłumaczył z głupkowatym uśmiechem.
- Serio?!
- A ty to głucha czasem nie nie jesteś?
- Nie, to chyba przez to, że chciałeś mnie tam zabrać. Wiesz cały czas o tym myślałam.- szeptałam pod koniec powstrzymując łzy.
- Mel. Proszę nie bój się ich.
- Shawn. Ty siebie słyszysz? Mam się nie bać kolesi któży siedzieli za zabójstwa?- wstałam i wyszłam do kuchni bo to jest nie do zniesienia.
-Mel...- usłyszałam Shawna idącego za mną.
- Nie jęcz.
- Ehh... Kobiety może mam jeszcze nie oddychać?
- Nie, masz mnie po prostu już tam nie zabierać.- rzuciłam oschle.
- Nie.
- Wyjdź.- pokazałam na drzwi.
- Okey zbieraj się. Zabiorę cię na wycieczkę po Toronto.- czego on nie zrozumiał w " wyjdź"
- Mężczyźni.....Shawn:
Ja nie wiem. A może wiem. W sumie jak mnie pierwszy raz tam wzięto, to też się nieco przestraszyłem. Wtedy dopiero zaczynały się moje kłopoty.
Taaa.... Całe 10 lat temu jeszcze nie martwiłem się o to czy zabiją kogoś z mojej rodziny czy nie. Teraz muszę się starać na każdym kroku, by nic nikomu, dla mnie ważmemu nie zrobili, a zwłaszcza Melanii.- Ej co się tak zamyśliłeś?- zauważyłem jak Mel macha mi ręką przed oczami.
- A nie wiem jakoś tak.- odpowiedziałem.
- O czym myślałeś?- ciekawska ta kobita.
- O niczym.- sklamałem jej.- Wsiadaj bo nam dnia nie starczy.
- Okey , okey. Co ty nagle taki zły?
- Nie zły. Dlaczego miałbym taki być?- zapytałem.
- Nie wiem.- rzuciła i wsiadła do auta.
- Koniec tematu.- mruknąłem i także zająłem miejsce w pojeździe.
-Okey to gdzie jedziemy?
- Niespodzianka.Ona jest dla mnie ważna, zbyt ważna by mogło jej się coś stać. Ale jest też zbyt ciekawska. Im mniej wie, tym lepiej. Przynajmniej teraz. Nie mogę jej stracić.
Po niecałej godzinie dojechaliśmy pod dom, który tak dobrze znam. Dom mojego dzieciństwa.
- Shawnie gdzie my jesteśmy?- zapytała zdezorientowana.
- Mówiłem ci już o obiedzie z moimi rodzicami?- zapytałem robiąc minę kota ze Shreka.
- Ale Shawn! Jak ja wyglądam? Zupełnie nie tak jak trzeba!- krzyknęła.
- Oj już. Cichoo. Jesteś śliczna. Na pewno cię polubią. Idziesz?- wyciągnąłem dłoń w jej stronę a ona odwróciła się w drugą stronę.
-Nie.
- No to węzmę cię na ręce.- wzruszyłem ramionami.
- Dobra już. Idę.- podniosła swój ładny tyłeczek i wyszła z mercedesa.
- Widzisz jak chcesz to możesz.
- Dzięki za pocieszenie.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość.- pokazałem na siebie kciukiem i zaśmiałem się.
- Ehh... Shawn.
- Ojj Mel.- przekomarzałem się z nią.Zadzwoniłem dzwonkiem jak to miałem w zwyczaju robić. Po chwili otworzyła nam moja mama.
- Shawn w końcu masz jakąś dziewczynę.- uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do Melci.
- Mamooo.- Jęknąłem.- Ona jest moja i nawet jej nie zabieraj.
- Jestem Karen Mendes mama Shawna.- przytuliła moją kruszynę.
- Dzień dobry. Miło mi panią poznać. Jestem Melania.-Mel odwzajemniała przytulasa.
- To ty ? Ta Melania o której Shawn mówił bez przerwy przez 5 lat?- w drzwiach wyrósł mój tata, który jak zwykle mówi to co nie trzeba..ehh.
- Wchodźcie. Bardzo się ciszymy, że Shawn w końcu ma kogoś i to kogoś kogo kocha.- serio mamo..... - zaraz będzie obiad.
- Siadajcie do stołu.- polecił mój tata.- Dużo o tobie słyszeliśmy Melanio.
- Och ... Naprawdę? Bo Shawn mi nic nie mówił o swojej rodzinie.- zaironizowała.
- Taki już jest, ten nasz syn. A wogóle to jesteś Polką tak?- zapytał na co przewróciłem oczami.
- Tak.
- I jak ty tak świetnie mówisz po angielsku?- zapytała mama.
- W Polsce w szkołach jest obowiązek nauki języka obcego.
- Yhmm... A kim jesteś z zawodu? Jeżeli można zapytać oczywiście.- dodał niezawodny tata.
-Lekarzem. Ale nie pracuje już w zawodzie. Obecnie jestem fotografem.- wytłumaczyła im kruszynka.
- Niesamowite. Złota ta twoja dziewczyna Shawn. Tylko nie skrzywdź jej, bo nawet ja cię nie będę oszczędzał.- Dzięki tato też cię kocham....Obiad był pyszny, jak zwykle zresztą. Moja mama świetnie gotuje, ale mocno zestresowali mi Mel. Grunt ,że ją polubili. Cieszę się z tego, bo bardzo kocham tą drobną brunetkę.
______________________________________
No ludki? Jak tam ferie? Może jakaś gwizdka lub komentarz? ❤
Do następnego ( będzie na weekendzie)❤❤
CZYTASZ
Lost in her heart | S.M ✅
Fiksi PenggemarDruga część trylogii "Lost" "-Mel. Tęskniłem. Nawet nie wiesz jak. Szukałem cię. - Wiem, ja też Shawn .-dał mi małą karteczkę i odszedł." Odnaleźli się w momencie najgorszego momentu ich żyć. Łączy ich coś. Tym cosiem jest miłość, pojęcie niedefini...