6

104 11 0
                                    

Melania:

Wczoraj u rodziców Shawna było cudownie. Jego tata jest urodzonym śmieszkiem a jego mama jest aniołem. Muszę wziąć od niej przepis na to spaghetti. Szkoda tylko, że nie było siostry Shawna.

Niestety dziś już nie ma tak łatwo i muszę zebrać dupe i ruszyć się do pracy, a na dodatek Mendes znów mnie zabiera do tego starego budynku w którym jacyś mordercy leją się po mordach i ja mam się nie bać. A jak ktoś mnie pobije ! Albo zgwałci! Shawn nie ma rozumu za grosz. Ostatni raz tam z nim idę. Ostatni.

Cholera za 20 minut mam autobus. Spóźnie się ( nie to że coś ja się zawsze spóźniam). Muszę wyrobić sobie to durne prawko bo zwariuję.

Od: Shawn
Za pięć minut pod twoim mieszkaniem .

O czyli jednak nie muszę iść na autobus.

Do: Shawn
Mówiłam ci już, że jesteś moim ulubionym szoferem?😂

Od: Shawn
Nie, ale miło mi.

W każdym razie nie muszę się spieszyć. Shawn poczeka, autobus nie.
Po drodze musimy wstąpić na kawę bo śpie na stojąco. Oho... Mendes nie żartował mówiąc 5 minut.

- Hejka.
- Hej Mel.- pocałował mnie w czubek głowy.
- A...psik.- o chorobcia.
-Mel może zostaniesz w domu?
- Shawnie nie ma takiego powodu dla którego miała bym zostać.
- Jest. Jesteś chora.- mówił twardo.
- To tylko jedno kichnięcie. Nic mi nie jest. Poczekaj chwilę, ubiorę się i możemy jechać.- mruknęłam dając mu całusa w polik.
- Ale....
- Nie ma ale. Poczekaj.

***

Już 30 minut później byliśmy pod firmą ale chyba serio mnie coś bierze. No cóż, życie. Ciekawe kiedy ta trasa się zaczyna? Akurat taki najważniejszy szczegół Shawn pominął. Ehh....

- A...psik.
- Melania. Dlaczego jesteś w pracy skoro jesteś chora?- zapytał mój szef.
- Nie jestem chora, na prawdę.
- Zmykaj do domu i się wykuruj. Trasa jest za 2 tygodnie a ty nie możesz być chora. - o! dowiedziałam się że trasa już za 2 tygodnie. Co?! ZA 2 TYGODNIE!?
-Ale...
- Powiedziałem coś Mel. Shawn odwieź ją. Najlepiej do lekarza.
- Nie trzeba naprawdę. Poradzę sobie sama.
- Mel chodź. Przecież wiesz, że i tak cię samej nie puszczę.- szeptał mi do ucha.

- Kuruj się szybko.- słyszałam z daleka głos Josiah.

Shawn podwiózł mnie do mieszkania i sam pojechał do apteki po jakiś proszki. Kocham go... tak się o mnie troszczy. I na dodatek przepadł nam dzisiejszy "terening" z czego jestem zadowolona.

- Już jestem.-zawołał z korytarza.
- Okey.- odpowiedziałam cicho, bo jakoś mi się pogorszyło.
- Mam jakieś leki przeciw gorączkowe i - Mendes zrobił przerwę gdy zobaczył mnie całą rozpaloną i opatuloną wszystkim co miałam- Mel. Ty masz gorączkę. Jedziemy do szpitala. Musi cię ktoś zbadać.
- Shawn nic mi nie będzie.
- Jesteś lekarką ale chyba coś się nie znasz na chorobach.-mruknął.
- Shawn....
- Wstawaj jedziemy. A ja zadzwonie do Josiah, że nie przyjdziesz jutro do pracy.
- Shawn...
- Bez dyskusji.- wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do Van Diena.
- Ehh...

***

Mendes na siłę wyniósł mnie z domu i zawiózł do szpitala. Okazało się, że to tylko grypa i za tydzień będę zdrowa jak ryba.

- Mel?-szepnął wchodząc do pokoju.
- Tak?
- Jak się czujesz?-nadal szeptał.
- Dobrze.-skłamałam.
- Wiesz , że nie. Troszczę się o ciebie. Powiedz prawdę.- szeptał obdarowywując moją szyję buziakami.
- Ehh.... Mam podwyższoną temperaturę ciała, mocne objawy grypy w tym powiększone węzły chłonne i zapalenie górnych dróg oddechowych połączone z ostrym zapaleniem gardła.
- Melania! Ja mówię serio co ci jest!?
- Grypę mam. Już się tak nie martw głupku.- zaśmiałam się.
- Oj Mel... może gdybyś nie była dla mnie tak ważna... może.- westchnął a mi się zrobiło cieplutko na serduszku.
- Shawn... kocham cię.- byłam gotowa mu to powiedzieć już wtedy. Dziesięć lat mnie umocniło w tym uczuciu i cieszę się z tego.
- Mel... ja ciebie jeszcze bardziej.

Lost in her heart | S.M ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz