Shawn:
Dziś Boże Narodzenie. Za 11 dni nasz ślub. Wszystko jest już dopasowane i czeka tylko na nas.
Jest 8 rano a ja leże bo nie mogę spać. Obok śpi kobieta mojego życia która pod sercem nosi moje dzieci.
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. I będę zawsze.
***
Dobra czas zwlec się z łóżka i zrobić sniadanie moim skarbom. Poszedłem do kuchni i wyciągnąłem wszystkie potrzebne mi składniki i zacząłem je ze sobą łączyć.
Za oknem pruszył śnieg. Panorama Toronto iCN tower w środku była bajeczna. Ale drogi już średnio.
Dzisiaj jedziemy do moich rodziców. Nadal nie mogę znieść tego że Aaliyah ma już kogoś. Muszę dzisiaj przetestować tego typa.
U rodziców będzie jeszcze kilka ciotek i wujków a także dziadkowie. Jestem pewny że moje babcie pokochają Melę tak szybko jak moja mama.
Gdy odwracałem ostatniego na leśnika do kuchni weszła Mel. Miała na sobie piżame składająca się z mojej koszulki sięgającej jej dopołowu ud.
-Coo robisz dobrego? - mruknęła z chrypką i ziewnęła.
-Naleśniki dla moich skarbów. - Shawn postawił talerz pełny pysznych naleśników na stole.
-Ooo. To twoje skarby ci dziękują.
-Proszę bardzo.
-Kocham ten syrop klonowy.- stwierdziłam gdy zajadałam się już drugim naleśnikiem.
- A ja kocham ciebie.
-Dzisiaj jedziemy do twoich rodziców?
-Yhmm...
- Mam coś dla ciebie....wiesz Mikołaj podrzucił. - podała mi małe pudełko.
-A co to?- zdziwienie wymalowało mi się na twarzy.
-No otwieraj...-delikatnie otworzyłem pudełeczko w którym był naszyjnik? Tyle, że dla mężczyzn w kształcie serca a w jego środku było nasze zdjęcie a po drugiej puste żeby wsadzić zdjęcie naszych maluchów.
-Woah... Kochanie... Dziękuję.-Podszedłem do niej i ją prztuliłem tak mocno jakby miała mi zaraz uciec.- A teraz ty - podałem Meli wielgachne pudło jej rozmiarów. Otworzyła i złapała w ręce wielkiego miśka.
- Jeju.. Dziękuję. Kocham cię. A miśka nazwę Alfred.
- Też cię kocham ale dlaczego Alfred?- spytaem.
- Jakoś pasuje do niego. Beżowy miś z kokardą w kratę... Idealnie.
-Masz rację.- pokiwałem głową po czym pocałowałem ja powoli lecz z namiętnością.Melania:
Około 12 zebraliśmy się żeby pojechać do rodziny Shawneya. Po dotarciu na miejsce skierowałam się do kuchni by pomódz Karen z przygotowywaniem potraw jednak Shawn mi zabronił.
Po przywitaniu wszystkich ciotek, wujków i kuzynów przyszedł czas na jego dziadków.
-Cześć Shawney. - Jego babcia wpadła mu w ramiona.
- Hey babciu, hey dziadku chcę wam kogoś przedstawić. To jest Melania moja narzeczona i mama moich dzieci.
- Dzień dobry państwu.- powiedziałam nieśmiało.
- Oj tam dziecko, wystarczy babciu i dziadku. Cieszymy się że Shawn kogoś w końcu ma.- babcia przytuliła mnie chyba jeszcze mocniej niż Shawna.
- Witaj w rodzinie. - dodał jego dziadek.
- Który to miesiąc co?- zapytała jedna z ciotek.
- Czwarty.
- Gratulacje. Chcę wnuczkę.
- Babciu a może dwie wnuczki?- podpytał Shawn.
- Bliźniaki?- Wykrzynęły Karen i babcia.
- No. Bądźcie ze mnie dumne.- pokazał na siebie Shawney.
- Gratulacje. Jak wy sobie poradzicie?- zagadnęła jedna z jego ciotek.
- Zostaje w domu do czasu skończenia przez nie dwóch lat a potem zabieram wszystkich ze sobą.- Wytłumaczył Shawnie.Wszystko mijało w przyjemnej atmosferze i każdy dostał masę prezentów. Aaliyah z Tedem którego jak się okazało Shawn przepytał i przetrenował cały czas się miziali. My z Shawneyem również. Około 20 zaczęliśmy się zbierać do domu bo chciało mi się bardzo spać. Wszyscy jeszcze raz nam gratulowali dzieci i ślubu a Karen i Manuel podziękowali nam za obecność.
_________________________________
Króciutki ale jest.
Do końca zostały jeszcze trzy rozdziały łącznie z epilogiem. Więc ( wiem że nie zaczyna się zdania od więc ale trudno) piszcie czy chcecie tą część o poznaniu naszej dwójki.
⭐⭐❤
CZYTASZ
Lost in her heart | S.M ✅
FanfictionDruga część trylogii "Lost" "-Mel. Tęskniłem. Nawet nie wiesz jak. Szukałem cię. - Wiem, ja też Shawn .-dał mi małą karteczkę i odszedł." Odnaleźli się w momencie najgorszego momentu ich żyć. Łączy ich coś. Tym cosiem jest miłość, pojęcie niedefini...