31.

66 4 1
                                    

Melania:

Już za dwa dni wracamy. Te dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. Zaczęłam się pakować. Sprawdzałam czy wszystko gotowe. Tak bardzo chcę już powrotu do rzeczywistości. W sumie żebra już tylko lekko dokuczają tylko jak się zginam więc jest okey. Kaszel mi został razem z katarem. Okropieństwo. 

Usłyszałam trzask drzwi co oznaczało że Shawnie wrócił z zakupów.

- Shawn!- krzyknęłam ale nikt się nie odezwał. Lekko się przestraszyłam.- Shawn!- krzyknęłam poraz drugi. Dalej cisza. Cholera. Zeszłam cicho po schodach i to co ujrzałam przeraźiło mnie ale w ten pozytywny sposób.
W przedpokoju stała Karen z Aaliah. Dziewczyna trzymała wielkiego miśka i paczkę oreo.
- Hej! - pisnęła Aali i rzuciła mi się na szyję. - W końcu mogę cię poznać.
- Hej.
- Jak się czujesz?- Zapytała mama mojego nażyczonego.
- Lepiej. Gdzie Shawn?- zapytałam zdezorientowana.
- Zaraz przyjdzie. Zostaniemy z wami do poniedziałku.
- To świetnie. Am muszę z Shawnem porozmawiać o czymś ważnym i czekałam na niego no ale cóż. Chcecie obiadu?- zapytałam uśmiechając się do kobiet i notując w głowie, że mam pogadać z Shawnem.
- Tak, po tym locie zgłodniałam. - Aali pomasowała się po brzuchu.
- Zaraz nałożę. Chodźcie do środka.- wskazałam ręką po czym poszłam do kuchni.

Kobiety zdjęły kurtki i buty i weszły do ciepłego pomieszczenia.

- Kawy czy herbaty?- zapytałam z kuchni.
- Kawy.- Odkrzyknęły obie kobiety. Chwilę po tym gdy nastawiłam wodę do kuchni weszła pani Mendes.
- Powiedz mi Mela, czy ty jesteś w ciąży? - jak ona to mogła widzieć? Przecierz to dopiero może być 4 tydzień. Tak fakt o ciąży dowiedziałam się wczoraj bo zrobiłam test. Od kilku dni wymiotuję i nie czuję się zbyt dobrze.
- Ym... Jak pani to zauważyła? - zająkałam się.
- Takie rzeczy się widzi kochana. Po prostu zapytałam. Nie myślałam że ty naprawdę jesteś w ciąży.- wyjaśniła z uśmiechem.- Cieszę się. Byłaś już u ginekologa?
- Nie, czekam na nasz powrót do Toronto. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Oh, to dobrze. Będziesz dobrą mamą a Shawn tatą. A ja dobrą babcią. - zaśmiała się serdecznie kobieta.
- Jedyną babcią.- szepnęłam ale pani Karen chyba to usłyszała. Podeszła i przytulia mnie.
- Chcesz mi opowiedzieć o tym?- zapytała z troską w oczach.
- To trudne ale moją mamę zabito, bo ojciec - handlarz narkotyków nie dał im kasy. Miałam z 12 lat. Moja mama znosiła ojca i - łzy leciały mi ciurkiem bo to było straszne. Nigdy nie pogodziłam się ze śmiercią mamy. Chwilę potem usłyszał gwizdek czajnika. Otarłam łzy z twarzy i zalałam kubki wrządkien. Mama Shawna przytuliła mnie i pierwszy raz od dawna chyba potrzebowałam się komuś wygadać. Tak zdecydowanie.

- Jestem kochanie!- usłyszałam Shawna który po chwili był już w kuchni.- Co się stało? Mel, powiedz mi, proszę. - pokiwałam głową i wzięłam bruneta za rękę.

Weszliśmy na górę do naszej sypialni i zakluczyłam drzwi.
- Shawn posłuchaj, ja wiem to jest...- Oh, Shawn tylko mnie nie zostawiaj okey? - zapytałam znów zalewając się łzami.
- Jak możesz tak myśleć. Nigdy cię nie zostawie słońce. Chodźby nie wiem co. - przyrzekał.
- Bo ja.. ja jestem w .. ciąży..- wyjąkałam.
- Jezu to świetnie królewno. Ale to dlatego płakałaś? - Shawn miał te razdosne iskierki w oczach.
- Nie, płakałam bo... bo rozmawaiłam z twoją mamą o mojej i tak jakoś.- tłumaczyłam.
- A mi opowiesz?- zapytał.
- Ona nie żyje...przez niego Shawn.
- Oh, Mel. Jak chcesz możemy polecieć na jej grób. Hmm? Możemy nawet dzisiaj.- zaproponował.
- Nie Shawn, kiedy indziej. - odmówiłam stanowczo.
- Jak sobie życzysz.- usiadł obok na łóżku i mnie przytulił.
- Yhm, ale chodźmy już bo twoja mama i Aali czekają. - wzięłam go znów za rękę i podeszłam do drzwi.
- Okej. Chodźmy.

Shawn do końca dnia chodził szczęśliwy i dumny z tego że będzie tatą. Gdy tylko wrócimy zaplanował nam zakupy dla małego lub małej.
Ten głupol we wszystkim mnie wyręczał a mi kazał leżeć. Tłumaczyłam mu, że ciąża to nie choroba ale on twierdzi, że i tak to wpłynie źle na jego szkraba.

Karen i Aaliah poszły zwiedzać Londyn ale my zostaliśmy bo mogłam przeziębić zapalenie płuc a to nie było by dobre dla mnie i dla dziecka. Shawn pobrał na laptopa kilka książek dla młodych rodziców i wkręcił się w ich czytanie.

Kocham go za wszystko co dla mnie zrobił i robi dalej. Jest wspaniałym człowiekiem.

- Wiesz Mel... Tak myślałem że skoro będziemy mieli małego bąbelka to tą budowę można przyśpieszyć.- zrobił minę kota ze Shreka.
- No nie wiem. To nadal dużo pieniędzy. - wachałam się.
- Wiem ale pieniądze nie grają roli.- podniósł się do normalnej pozycji.
- No dobrze.- kiwnęłam głową.
- To jak tylko wrócimy to pozałatwiam wszystko i wprowadzimy się tam na początku maja.- jego usta wykrzywiły się w ogromny uśmiech.
- Okej. Tak może być.
- A ty cały czas będziesz na urlopie, przymusowym i bez dyskusji.- pogroził palcem.
- Ale.. Shawn...- jęknęłam.
- Nie Shawnuj mi tu. Nie i koniec. Ja tez zostaje w domu i będę pisał single na nową płytę. - wytłumaczył.
- Oh, ty jesteś taki uparty.
- Tak jak ty złotko.- puścił mi oczko.
- A co będzie miało nasze dziecko?- zaptałam ze śmiechem.
- Wolę nie myśleć.
- Ja chyba też, przynajmniej na razie.

Zaśmialiśmy się oboje a do domu weszły kobiety z kilkoma torbami... Czyli nie tylko zwiedzanie.

________________________________

Huh, napisałam.❤

Trochę trudno się pisało ale jest i mam nadzieję że się podoba. Jeżeli tak to ⭐ czekam.

Do następnego. 😘

Lost in her heart | S.M ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz